Los Angeles
-
-
Kuba1001
Zohan:
Pozostałym też udało się uciec bez szwanku, więc strzelec albo miał kiepską broń, albo nie dysponował żadnymi umiejętnościami z zakresu obsługi broni palnej poza wpięciem magazynka i naciśnięciem spustu. Tak czy siak, strzelec był jeden, ale nie wiadomo, czy nie ma w pobliżu kolegów, uzbrojonych w broń białą, lub innych strzelców, czekających tylko na okazję, żeby wziąć Was w krzyżowy ogień.
Reich:
Na zewnątrz było cicho i spokojnie, ale i tak znajdowaliście się w środku terytorium wroga. Choć zawsze możecie podać się za zwykłych ocalałych, o ile pozbędziecie się wszystkiego, po czym można by rozpoznać w Was Fanatyków, bo takich raczej nie przyjmą z otwartymi ramionami. -
-
-
-
-
Kuba1001
Zohan:
Z takiej odległości i tak raczej byś nie trafił, ale oddałeś kilka strzałów, które sprawiły, że tamten musiał schować ten swój głupi ryj do środka. Tymczasem Twój kompan bez większych ceregieli wparował do środka przy użyciu młota, skąd dało się słyszeć okrzyki zdziwienia i bólu oraz charakterystyczny i bardzo nieprzyjemny odgłos łamanych kości… Pie**olona abominacja.
Reich:
Macie pewnie sporo czasu, nim tu wrócą, więc możecie wykorzystać go na własną korzyść i przygotować się do ewentualnego starcia.
//Tak z ciekawości: Ile dla niego liczy taka “mniejsza grupa”?// -
-
Kuba1001
W przedpokoju znalazłeś pierwsze zwłoki Bandyty, ze zmiażdżonym kolanem, którego dobito solidnym ciosem w klatkę piersiową. Drugi Bandyta w salonie nieopodal skończył podobnie, kolejny miał roztrzaskany bark i ślady na szyi, sugerujące, że został uduszony gołymi rękoma. Ostatni w tym pomieszczeniu miał zmiażdżoną czaszkę, której resztki, wraz z krwią i fragmentami mózgu, walały się w promieniu kilku metrów od ciała. Podczas sprawdzania reszty domu, który był pusty, usłyszałeś, jak coś spada ze schodów z krzykiem, a później zobaczyłeś kolejnego Bandytę, na pewno strzelca, ponownie ze zmiażdżonymi kolanami, ale wciąż żywego.
-
-
-
Kuba1001
Zohan:
Co ciekawe, nie odpowiedział. Definitywnie nie chce się wygadać lub jest po prostu niewychowany. Ale, z drugiej strony, ciężko odpowiedzieć na jakiekolwiek pytania, jeśli odczuwa się taki ból…
Reich:
Wypatrzyłeś trzy osoby, które miały przechodzić nieopodal, ale najpierw poszli rozbić grupę kilku Zombie, co pewnie da Wam nieco czasu na zorganizowanie solidnej pułapki. -
-
-
Kuba1001
Reich:
Tak jak wcześniej widziałeś tu kilkunastu Milicjantów, to oczywistym będzie, że to ludzie Syndykatu… Milicja, jak nic.
Zohan:
Znów nie odpowiedział, a jedynie ryczał z bólu, Twoje kopnięcie nie pomogło. Groźba też niewiele dała, bo ma tylko dwa kolana, więc nie masz jak mu zmiażdżyć kolejnego… -
-
Reichtangle
Zaczął ściągać z siebie całe wyposażenie, zostawiając jedynie ubranie i pistolet schowany pod ubraniem. Odpiął również protezy przy odciętych kończynach. Podczas tego mówił:
‐ Idą tutaj, trzech więc łatwo powinniśmy dać sobie radę. Oto co zrobimy, wypełznę im naprzeciw, podając się za ofiarę kanibali, którzy schowali się w domu naprzeciwko tego tutaj. Na pewno uwierzą, patrząc na obciętą nogę. Gdy ich tu sprowadzę, pojmiemy ich. Tom i Gary zostają tutaj z karabinem maszynowym, gdyby tamci chcieli walczyć. Pozostali ukryją się na zewnątrz za płotem czy gdziekolwiek. Na wystrzał z pistoletu, wyjdziecie, mierząc do niewiernych. Liczę, że nie są na tyle głupi aby próbować oporu, gdy będziemy mieć nad nimi taką przewagę. Ale ale, żeby być jak najbardziej wiarygodną ofiara potrzebuję jeszcze nieco charakteryzacji, Tom uderz mnie, tylko tak aby mnie nie zabić. -
Kuba1001
Zohan:
Najwidoczniej bez Twojego udziału, bo nie ufali Ci na tyle, abyś został dopuszczony do obrad. Zamiast tego miałeś pełnić rolę ciecia‐wartownika na zewnątrz.
Reich:
Widać było po nim, że miał pewne opory, ale zdecydowanie nie chciał usłyszeć tego rozkazu jeszcze raz, ale tym razem innym tonem, więc wymierzył Ci solidny cios, po którym krew solidnie pociekła Ci po twarzy, wypływając ze złamanego nosa. -
-