Los Angeles
-
-
-
Kuba1001
Zohan:
Dostrzegłeś tylko psa szperającego po okolicy, ale gdy Cię zauważył, od razu uciekł, a Ty nie mogłeś rozpoznać, czy to zwykły Azor, czy też jego nieumarły odpowiednik. Niemniej, po jakimś kwadransie grupa opuściła dom, taszcząc ze sobą sporo ekwipunku, głównie broni, mieli bowiem sporo noży, kastetów, pistoletów i jeden pistolet maszynowy, z którego do Was najpewniej wtedy strzelano. Jedna z kobiet bez słowa rzuciła Ci magazynek, jak się okazało, pasujący do Twojej broni.
Reich:
Zauważyli Cię bez trudności, teraz pora zacząć odgrywać swoją małą szopkę i pokazać im, że wbrew pozorom jeszcze żyjesz, nim uznają Cię za jakiegoś Pełzacza, którego trzeba szybko dobić. -
-
-
Kuba1001
Zohan:
‐ Zemdlał z bólu nim powiedział coś sensownego. ‐ odparła ta sama kobieta, która wręczyła Ci amunicję. ‐ Więc skróciliśmy mu cierpienia, i tak by się do niczego nie przydał.
Reich:
Grupa liczyła trzy osoby, dwóch mężczyzn i kobietę. To właśnie ona okazała się tą wrażliwszą lub głupszą, bo od razu ku Tobie pobiegła, podczas gdy jeden z jej kompanów wycelował w Ciebie kuszę, a drugi omiatał pistoletem okolicę.
‐ Boże, co Ci się stało? ‐ zapytała, klękając obok i sięgając po plecak, z którego zaczęła wyjmować strzykawki i bandaże. ‐ Jaki Zombie Cię tak urządził? -
Reichtangle
‐ Nie wyobrażacie sobie przez co przechodziłem. ‐ rozpaczał, uderzając w płaczliwy ton. ‐ To nie zombie. To ludzie. Kanibale! Miesiąc temu mnie złapali. Oni… zrobili ze swoją spiżarnię! Gdy potrzebowali mięsa, odcinali kawałek mnie i opatrywali kikut! Przenosili się kilka razy i właśnie dzisiaj zajęli dom w okolicy. Mnie pobili do nieprzytomności i zostawili na piętrze. Pewnie szykowali się na kolację, ale ocknąłem się wcześniej i zdołałem wyskoczyć przez okno. To było chwile temu, ale możliwe że już to zauważyli i mnie szukają. Ale Bogu dzięki spotkałem was! Wy na pewno rozprawicie się z tymi potworami ‐ zakończył, przylegając do nóg kobiety.
-
Kuba1001
‐ Biedak… ‐ skomentowała jedynie, choć była zbyt zahartowana realiami życia po apokalipsie, w końcu musiała jakoś przeżyć do tej pory, żeby zapłakać nad Twoim losem.
‐ Mi tu coś śmierdzi. ‐ odparł kusznik, podchodząc bliżej. ‐ Oczyściliśmy ten teren, patrolujemy okolicę, niby jak dostała się tu banda takich degeneratów… I jak niby wylazłeś przez okno i to przeżyłeś bez tych kilku kluczowych kończyn? -
-
-
-
Kuba1001
Właśnie temu miały zapobiec te Wasze podchody. Ale z tym niestrzelaniem to nie możesz być taki pewien, bo po jakimś czasie wróciliście na jedną z głównych ulic i trafiliście na śródmieście, gdzie dostrzegłeś sporą barykadę naprzeciwko Was, z kilkoma uzbrojonymi po zęby żołnierzami i ciężkim karabinem maszynowym wycelowanym w Waszą stronę. Na szczęście byli to właśnie żołnierze, Armii Światowej lub Z‐Com, więc raczej nie powinni sprzątnąć Was tak po prostu.
-
Reichtangle
Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na kusznika.
‐ Może i patrolujecie, ale nie jesteście w stanie mieć cały czas oko na cały ten obszar. Nie sprawdzacie co godzinę każdego domu, czy aby ktoś tam się włamał. Każdy może się prześlizgnąć i cicho przeczekać w tych domach, tuż pod waszym nosem. I tak też zrobili ci kanibale. A co do okna, to było jedynie pierwsze pięto, niezbyt wysoko. Owszem potłukłem się i bolało, ale na szczęście nic nie złamałem. -
-
-
-
Kuba1001
Zohan:
‐ Nie wyglądamy na Bandytów, więc pewnie tak, ale dla pewności to postaraj się ich nie drażnić ani prowokować.
Reich:
‐ No chyba Cię pojeło, nas jest tylko trójka i wysłali nas na zwiad, nie będziemy uganiali się za bandą jedzących ludzi popieoleńców. Zabierzemy Cię do bazy, opatrzymy i wyślemy porządny oddział, który ich wystrzela. -
-
-
Kuba1001
Reich:
Jak widać, Twój płaczliwy ton uderzył do każdego z członków patrolu, poza tym kusznikiem, z którym dalej rozmawiałeś, wydawał się on też przywódcą grupy.
‐ Na Twoim miejscu mówiłbym to samo… No dobra, sprawdzimy to, ale zaczekamy na chociaż jeszcze jeden patrol, bo we trójkę prędzej skończymy jak Ty niż ich wybijemy.
Zohan:
Mężczyzna miał rację i po wstępnej weryfikacji, przepuszczono Was za barykadę, gdzie rozciągało się śródmieście, kontrolowane już niemalże w całości przez Milicję, Z‐Com i Armię Światową.