Londyn
-
-
-
Kuba1001 Antek:
Przez niewielką szparę w drzwiach wypadł pojedynczy magazynek.
//Nie będę bawić się tu w realizm na takim poziomie, aby doszukiwać się odpowiedniej amunicji do Twojej broni, co powinno być Ci na rękę.//
Kucu:
Typowo brytyjskie chmury zasłaniające niebo utrudniały określenie pory dnia, ale grunt, że nie lały się z niego strugi rzęsistego deszczu. Mimo to, na pewno jest już popołudnie. -
-
-
-
Kuba1001 Antek:
‐ Nie bądź taki pewien, że znów będziemy tacy ugodowi. ‐ mruknął mężczyzna zza obwarowanego okna, nim odszedłeś. Idąc na wschód, natykałeś się na coraz więcej Zombie, z czasem pojedynczych Szwendaczy zasiliły ich większe grupki wzbogacone o Pełzaczy, Sprinterów, Świeżych i innych.
Vader:
Tym razem granat eksplodował, przynajmniej jeden Bandyta został ranny lub martwy, sądząc po jego agonalnych jękach. Za to kilku innych wychyliło się zza węgła i zaczęło strzelać na ślepo. Niby mało skuteczne, ale przynajmniej przybiło Was do ziemi, jak na huraganowy ogień zaporowy przystało.
Kucu:
Szedłeś spokojnie przez… No właśnie, przez co? Otaczające Cię betonowe budynki, często zrujnowane w mniejszym lub większym stopniu, to wciąż tylko budynki, a to, co czyni je miastem, to żyjący w nich mieszkańcy. których nie widzisz, jeśli nie liczyć kilku anemicznych Szwendaczy… Po chwili ciszę i spokój przerwała Ci gwałtowna strzelanina, całkiem blisko, w kierunku której ruszyły zaciekawione Zombie, ignorując Cię zupełnie. -
-
-
Kuba1001 Antek:
Problem jest tylko taki, że te cuda również zainteresowały się Tobą i ruszyły w Twoją stronę, z czego prym wiodło pięciu Sprinterów, za nimi siedmiu Świeżych, a kilkudziesięciu pozostałych daleko za nimi.
Vader:
Upiększyłeś ścianę kilkoma śladami po kulach, ale nic poza tym.
‐ Może by tak szturmem? ‐ zagadnął jeden z komandosów.
‐ No, wypadałoby się stąd w końcu wyrwać, dziś na obiad dają świeże żarcie ze zrzutów. ‐ zawtórował mu nieco żartobliwie drugi. -
-
-
-
-
-
StinkyWhiskeyZachować się jak one? Czy to nie uczyniłoby go takim bezmózgiem…przepraszam, mózgiem z martwicą jakim one są? Umarłych łatwo zabić, łatwo zwabić. Czy jeśli pójdzie w stronę odgłosów walki stanie się jak one? Słaby? Łatwy do zabicia? Ciekawość potrafi zabić kota, ale zaciekawiony kot nie może powstrzymać swojej żądzy, która zalewa jego wnętrze i próbuje uciec jako błysk w oku. Oczywistym było, że następny huk wystrzału mógłby zakończyć jego jakże kruche życie. Jednak co jeśli strzały ustaną? A umarli odejdą? Ciało zostanie pożarte, lecz broń zostanie. Amunicja zostanie. Przydatne rzeczy zostaną. Niczym sęp, który wyczuł zapach rozkładającego się mięsa, ruszył. Blisko ścian budynku, nie wyprzedał umarłych nie chcąc przykuwać ich uwagi. Wolał zostać dla nich cieniem, nikim ważnym. Spokojnym i zdecydowanym krokiem podążał w stronę wabika w postaci huków. Przygotowany na większość scenariuszy jakie jego głowa mogła pojąć.
-
Kuba1001 Antek:
Nic, a przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale może coś wyjdzie na wierzch podczas dokładniejszych przeszukań. Problem jest tylko taki, że Zombie chyba się zbliżają, więc nie masz na to czasu.
Kucu:
Przez morze dziesiątek lub nawet setek Zombie, głównie zwykłych umarlaków, ledwo dostrzegłeś drugą stronę tej potyczki, czyli kilku ludzi uzbrojonych w pistolety, rewolwery, karabiny szturmowe i pistolety maszynowe, którzy ostrzeliwali się zaciekle, otaczając jakiś pojazd, chyba samochód, przy którym ktoś coś grzebał. Z kolei ich wszystkich otaczały brnące Zombie, które ogień z broni ludzi skutecznie trzymał na dystans, ale straszliwie zużywało to amunicję, przez co ich los zostanie przypieczętowany prędzej niż później, chyba że uciekną. -
-
StinkyWhiskeyPomóc? Nie pomóc? W sumie co z tego zyska? Broń, jedzenie, medykamenty to rzeczy realne to znalezienie. Za to życie? To już jest trudniejsze. Stawanie samemu przeciw hordom martwych nie jest najbezpieczniejszym wyjściem. Szczególnie, że posiada on jedynie broń białą. Przerażała go nawet wizja pocisku wysokiego kalibru z broni otoczonych, który w tym chaosie przeleciałby przez hordę i trafił go prosto w wątrobę. Zimny pot oblał mu czoło. Jednak kim będzie jak odejdzie? Nie zna tych ludzi, w sumie już wie, że ich nie lubi. Postawił krok naprzód, bez żadnego planu, bez przygotowania. Może to po prostu żądza mordu ciągnęła go w stronę śmierci? Stanął na środku drogi z siekierą w rękach, wziął głęboki oddech i z całych sił zaczął przeklinać na wieki cały ten świat, te umarlaki, a szczególnie ludzi przy pojeździe. Miał nadzieję, że odciągnie przynajmniej jakąś część. Więcej raczej nie przyciągnie, karabiny już to zrobiły.
-