Tokio
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
- Żadna. - wypalił szybko jeden z mężczyzn, jakby miał coś do ukrycia, nie pozwalając reszcie się odezwać. - Służymy sami sobie, chcemy przetrwać. A ten jednolity ubiór jest po to, żebyśmy widzieli się w razie walki i od razu widzieli, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Wiesz, jak to jest, w ogniu walki adrenalina strzela Ci do łba, a palec na spuście jest trochę za lekki, można niechcący kropnąć kogoś ze swojej bandy.
-
- Tak, tak, ale wiesz, że równie dobrze za tym strojem może ukrywać się wróg? Mogłeś pewnie widzieć bandytów przebranych za policjantów i pomyśleć sobie, że to cywile. - odpowiedział podejrzliwie.
-
- Jakoś jeszcze ani razu nam się to nie zdarzyło, ale dzięki za troskę. Jeśli będziesz chciał do nas dołączyć, to możesz liczyć na podobne wdzianko.
-
- Brzmi kusząco, ale jeszcze to przemyślę. - odpowiedział i patrzył przez okno na okolicę.
-
Z każdą chwilą domów bądź ruin, było coraz mniej, aż wreszcie opuściliście okolice Tokio, kierując się najpewniej ku wybrzeżu, skoro tamci mówili, że bazę mają na jednej z wysp pobliskiego archipelagu.
-
Podrapał się trochę po podbródku z zamyślenia, po czym rzekł:
- Dołączę do Was. Przydałoby się zmienić to wdzianko na coś bardziej współczesnego.