Las Vegas
-
-
-
-
Kuba1001 Ten osobliwie odziany mężczyzna dosłownie obwieszony był bronią, przez co zadzieranie z nim nie było dobrym pomysłem: Dwa rewolwery, strzelba, dwururka, obrzyn oraz około ośmiu noży za paskiem, w cholewach butów i na bandolierze przewieszonym przez pierś czyniło z niego chodzącą zbrojownię. Na Twoje słowa jedynie mocniej zasłonił twarz kapeluszem i ziewnął, sięgając po kieliszek z whiskey.
‐ Bo takie mam rozkazy. ‐ odparł wreszcie, odsuwając od ust prawie opróżnione naczynie. -
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Radio:
Podróż była dość długa, ale bezpieczna i całkiem komfortowa. Giacomo nieco przesadził, bo miasto nie wyglądało tak jak przed apokalipsą, wciąż było tu sporo ruin czy wraków samochodów, ale ważniejsze czego nie było, a nie było Zombie ani żadnych paskudnych Mutantów. Ciężko jednak mówić o tym, aby miasto było bezpieczne, przed apokalipsą kwitła tu przestępczość, a co dopiero teraz, gdy miastem władają grupy przestępcze? Chyba najlepiej będzie po prostu nie wychodzić nigdzie po zmroku albo bez obstawy. Jednak im dalej centrum, tym lepiej: lepiej zachowane budynki, więcej ludzi, którzy nie wyglądają jak najgorsze obdartusy, więcej szyldów różnych sklepów i innych przybytków, nawet neonów. Miasto pewnie wygląda w nocy tak, jak żadne inne teraz. Konwój rozjechał się dość szybko na przedmieściach, tylko opancerzona limuzyna jechała dalej, zatrzymując się pod jednym z kasyn: Szczęśliwym Asem Trefl, a tak przynajmniej głosiła nazwa. -
Im bardziej zagłębiali się w miasto, tym szczęka Dice’a opadała niżej i niżej. Wierzył w opowieści Włocha, ale zobaczenie tego miasta i tego życia na żywo było czymś zupełnie innym. W głębi życia nie wierzył, że naprawdę tak można żyć po… apokalipsie. W porównaniu do tych ludzi wyglądał na kompletnego żebraka i obdartusa.
— Czyli co… — Dice spojrzał na Giacomo, podciągając plecak do siebie. — Jesteśmy na miejscu?
-
- Owszem. - skinął głową, wskazując na kasyno. - To tutaj mieszka pan Venuti. Pierwsze piętro to kasyno, wyżej apartamenty dla ochrony i najważniejszych gości, na samym szczycie jego lokum. Mam nadzieję, że szczęście dopisze ci kiedyś, aby tu zamieszkać. Jednak, póki co, musisz zadowolić się czymś innym. Jednak, proszę za mną, przedstawię cię panu Venutiemu, dasz mu próbkę umiejętności, a on zadecyduje, do którego lokalu nadasz się najlepiej.
Powiedziawszy to, złożył dłonie za plecami i ruszył w kierunku Asa Trefl. -
Zaś Dice pozbierał w pośpiechu swoje matki i obładowany nimi ruszył za Włochem. W takim zestawieniu wyglądał niemalże jak sługa Giacomo, ale nie przejmował się tym teraz. Głowę zaprzątywało mu nadchodzące spotkanie z panem Venutim. Co jeżeli wypadnie kiepsko? Może boss rozkaże odesłanie go nawet poza Vega? Niepewność ścisnęła jego żołądek, ale dzielnie podążał za garniturkiem. Weź się w garść, D-King.
-
Po wejściu do środka, w wyłożonym dywanami holu, gdzie znajdowała się recepcja i garść przysadzistych ochroniarzy, jeden z karków od razu podszedł do ciebie.
- Nie ma broni, spokojnie. - powiedział Giacomo, nim tamten zrobił cokolwiek. Najwidoczniej wnoszenie spluw do kasyna nie było legalne, ale to chyba nic dziwnego, tobie zaś nie powinno przeszkadzać, skoro broni i tak ze sobą nie nosisz. Niemniej, ochroniarz posłusznie odszedł na miejsce, a wy ruszyliście na wprost. Weszliście do sporej sali, która wyglądała tak, jak kasyno wyglądać powinno: wszędzie stały stoły do pokera i innych gier karcianych, do kości i ruletki, nie brakowało też jednorękich bandytów stojących pod ścianami. Przy każdym stoliku stał krupier i kilku graczy. Niektórzy byli równie eleganccy co Giacomo, odstrojeni w porządne garnitury sprzed apokalipsy, a w wypadku kobiet w modne suknie, inni mieli na sobie równie wygodne, co dobrze wyglądające ubrania typowe dla najemników, co lepiej prosperujących bandziorów, handlarzy, bogatych rolników i im podobnych. Między tym kręciły się kuso odziane kelnerki, które roznosiły na tacach drinki i przekąski. W tyle zauważyłeś sporych rozmiarów drzwi, a nieco na lewo od nich windę, którą można było dostać się na wyższe piętra, o czym wspominał ci już Włoch. Z kolei po prawej znajdowały się drzwi do kuchni, sądząc po odgłosach zza nich dobiegających, i spory kontuar, a za nim wielka szafa pełna rozmaitych trunków. -
Powstrzymał się przez zagwizdaniem z podziwem. Co za lokal! Nie miał szansy na odwiedzenie takich miejsc nawet przed apokalipsą, a co dopiero teraz. Jednak głupi miał szczęście, skoro udało mu się zyskać robotę w takim miejscu. No, prawie udało.
Starał się nie tracić Giacomo z oczu. Przyspieszył, by dołączyć do niego po tym jak na moment zwolnił, by popodziwiać kasyno.