Dom Gwen Stacy [NOWY JORK, ZIEMIA]
-
Tata siedzi na kanapie z dość otępiałym wzrokiem, patrząc się przed siebie, jedną rękę trzymając na czole.
-
Dobra… Chyba będzie sobrze, jak w jakiemś niewidocznym miejscu zmieni swój kamuflaż na ubrania swoje codzienne… Jak powiedziała, tak uczyniła, po czym do taty.
-
“Boże święty, zanim my wyruszymy to nasi przeciwnicy zdążą umrzeć ze starości, babo.”
Tata robi to co robił do tej pory, nie zmieniając pozycji ani o jeden centymetr, niczym figura woskowa. -
-Tato… Wszystko w porządku?- powiedziała, po czym przyfuliła się do taty. Przynajmnuej będzie wiedzieć, co i jak.
-
-Tato? - spytał się z dużą dozą niepewności jakby samego siebie pod nosem, nie zmieniając pozycji.
-
-Tato, to ja, Gwen. Spójrz na mnie.
-
Nie uzyskała żadnej innej reakcji niż mrugnięcie i lekkie obrócenie głowy w jej stronę.
-
-Tato, to ja, twoja córka, Gwen. Nie poznajesz mnie?
-
-Gwen. - powiedział pod nosem, po czym zmarszczył mocno brwi, jakby wytężał cały swój umysł, żeby sobie coś przypomnieć.
-
Teraz się naprawdę przestraszyła. Nie rozpoznaje jej? Ostatnim razem postraszył Peter’a, bo niby pòjście raz do kawiarnii to już randka.
-Tato, co się stało? - powiedziała przestraszona. -
Prawdę mówiąc… Lepsze by było gdyby rzucał nawet tysiąc razy bardziej niezręczne komentarze i pytania odnośnie wyjść Gwen, niż gdyby miał stracić pamięć.
-Nie wiem. Co miało się stać? - spytał się zdezorientowany. -
-Tato, spoójrz na mnie. Pamiętasz mnie? Zadzwonić po pomoc medyczną, policję…
-
-Nazywasz się Gwen i że jesteś moją córką. Tak powiedziałaś. Ale nie pamiętam, żebym miał córkę.
-
“Red, ewidentnie coś nie jest halo. MAsz jakiś pomysł?” spytała się swojego “współlokatora”, a sama tylko spojrzałą się przestraszonym i zeszkolnymi oczyma na swojego tatę.
-
“Technicznie to mam pomysł. Mogłabym spróbować coś zrobić z jego mózgiem, bo ewidentnie spadł z rowerka. Problem jest w tym, że do tego musiałby być moim nosicielem jeszcze przed tym jak otrzymał obrażenia. W końcu wiesz, nie wyciągnę z tyłka schematu jego połączeń nerwowych. Jedyne co mogę zrobić to sprawdzić, czy jego stan się nie pogarsza, bo z tego co widzę, to może się z niego zrobić warzywko.” - odpowiedziała Red, lekko wychylając swoją glutowatą postać zza ramienia Gwen.
-
“Zgoda Red. Zgoda”.
-
-Przytrzymasz go, proszę? - powiedziała Red, już wyraźnie na zewnątrz, pokazując swoją formę czerwono-czarnego gluta z szeroką paszczą posiadającą na górze i na dole rząd ostrych zębów z biomasy.
-
Chwyciła tatę za rękę, a jej oczy zwilżyły się.
-Przepraszam tato… -
Red szybko zwinęła się w zdecydowanie cieńszą postać, po czym niczym jakiś sznurek weszła przez ucho ojca Gwen. Gdy w środku głosy kapitana Stacy znalazła się jakaś połowa długości symbiontu, ten zaczął się rzucać w konwulsjach, co zdecydowanie wyjaśnia, dlaczego Red kazała go przytrzymać.
-
Przytrzymała tatę za rękę.
-Tato, jeszcze chwila i przestanie. To dla twojego dobra. Nie opuszczę Cię.