Dom Gwen Stacy [NOWY JORK, ZIEMIA]
-
“Uhuhu, już czuje ten dreszczyk… Znaczy, już włączam.”.
Wizja Gwen zmieniło się nieco. Nie jest to rozjaśnienie, ale raczej coś bardziej zbliżonego do naturalnej noktowizji. Trochę ograniczonej, ale to zawsze coś. Dzięki temu przy dojściu do końca alejki mogła zobaczyć, że dała się nabrać na najbardziej głupią sztuczkę ze wszystkich. Krzyk nagrany na dyktafon. A pajęczy zmysł uderzył ją niczym młot kowala prosto w gorący metal. -
REakcja była chyba natychmiastowa. Wystrzeliła do góry, jednocześnie przechodząc w tryb obronny, natychmiast szykując pajęczowody i strzelajac wkilkulosowych kierunkach małymi kulkami i jednoczesnie “Wyłączyła” tęnoktowizję, po czym zaczeła obserwować otoczenie.
-
Zanim się obejrzała, z dachu budynków wychylili się żołnierze wyglądające na członków sił specjalnych. Ich umundurowanie swoją drogą było dość charakterystyczne. Nie mieli żadnych emblematów, symboli, ani oznakowań. Innymi słowy, niczego, co by mogło wskazać, w czyim imieniu pełnią swoją służbę. Zanim Gwen się obejrzała, zamontowali na narożnikach szczytów budowli urządzenia, które wystrzeliły do siebie po kolei wiązki energii, na końcu tworząc pole, które miało chyba zasłonić Gwen drogę ucieczki górą… Ale trudno to stwierdzić, ponieważ ci sami żołnierze właśnie przeskoczyli bez problemu przez pole, lądując na balkonach i gzymsach.
-ZATRZYMAJ SIĘ W TEJ CHWILI! - rozkazał jeden z nich, wciąż stojący na dachu i wskazujący prosto na Gwen. -
//Jak w yglądająichmundury tak BTW?
-
//
-
//SCP albo ludzie Oscorpu.
Obejrzała się na nich.conajmniej z 15 ludzi, nie wiadomo, ilu jest dalej. Jeszcze ta siatka, pewnie na Red.
-Kim jesteście?! -
-NA ZIEMIĘ, JUŻ! - odpowiedział, najwidoczniej nie mając ochoty na pogaduszki ze swoim celem.
-
Powolipodniosła ręcę i zaćzęła klękać na ziemi.
“W razie czego, jak będzie przy walce? I czemu mam wrażęnie, żę tasiatka jest na ciebie?” -
“Dużo jest tych skurwysynów! Jak z tą siatką to nie wiem, ale za sam sposób w jaki się do mnie odzywają mam ochotę i rozwalić te zamaskowane łby o chodnik, po czym rozmazać jak marmoladę. Gdybyś tylko dała mi chwilę kontroli…”
-I ani drgnąć! - wykrzyknął, po czym wskazał na kilku żołnierzy - Obezwładnić cel, w razie oporu zneutralizować.
Kilku operatorów niżej usytuowanych pod względem pozycji taktycznej zeskoczyło na samo podłoże, zbliżając się powoli, a na pewno ostrożnie, do Gwen. Trzymają w dłoniach coś, co wygląda na połączenie paralizatorów i pałek policyjnych. -
“NA razie się opanuje. W trakcie walki można poturbowac, ale nie zabić. Jeśli coś zrobią, walczymy, a na razie spokój. To jest najgorsze, co możę my zrobić teraz”
-
“O proszę cię, masz zamiar dać im się brghsushshaha” - zaczęła mówić Red, po czym przerwał jej fakt, że operatorzy jednocześnie przyłożyli swoje przyrządy iskrzącymi częściami do ciała Gwen. Poczuła się, jakby coś jej zaczęło powoli, ale bardzo skutecznie i gładko odrywać skórę od ciała. Ale to nie skóra była odrywana, lecz Red.
-
Zaczęła krzyczeć z bólu, a jej reakcją, jakby instynktownie, było chwycenie tych dwóch gości siecią czy też rękąi rzucenie ich daleko,jak to tylko możliwe, reakcja bezwarunkowa, wręcz pierwotna, a ból wielki.
-
Dwóch agentów zostało bez problemów odrzuconych w ścianę przez nieludzko silną pajęczycę. Trudno powiedzieć, czy przypadkiem nie pogorszyła swojej sytuacji, ponieważ na ich miejscu weszło trzech kolejnych, traktujących ją przyrządzami z jeszcze większą mocą.
Teraz panna Stacy już nie nie czuła. Była po prostu niczym obdarta ze skóry i nerwów, a obok siebie mogła zobaczyć luźno spływającą ciecz w kolorze Red.
-Obiekt zabezpieczyć, potem zneutralizować dziewczynę. - wydał rozkaz najwyraźniej dowódca, nieco zwiszając się z linki taktycznej w dół. -
//Ale ona ich nie uderzyła, tylko ich chwyciła i rzuciła nimi.
-
//Poprawione.
-
Sięgnęła ręką w kierunku tej cieczy, nie za bardzo kontaktując. Czemu… Czemu oni to zrobili?
-
Ciecz, która jeszcze przed chwilą była Red, próbowała sięgnąć w kierunku dłoni Gwen i się po niej wspiąć, ale spłynęła jak woda.
W momencie, w którym wszystko wydawało się stracone, usłyszała za swoimi plecami coś jakby… Wyjątkowo obślizgłego.
Jakby ktoś wyciągnął ośmiornicę z wnętrza człowieka. Potem zamroczonym wzrokiem zobaczyła, jak jeden z operatorów z elektrycznymi przyrządzami z krzykiem poleciał aż na sam koniec zaułka, uderzając z impaktem, który raczej nie wskazuje na przeżycie.
-CHOLERA, OGNIA! OGNIA! - wykrzyczał dowódca z wyższej pozycji, po czym żołnierze zaczęli strzelać. Ale nie do Gwen, ani Red lub tego co z niej zostało. Strzelali do tego, co wnioskując po odgłosach, właśnie zajmowało się nimi w taki sposób, w jaki Red by tego chciała. -
Włożyła rękę do tej wodnistej Red, ale sama też obserwowała, co to jest, a w każdym razie próbując rozpoznać, co to do inwazjii Chitaurii może być? Jakiś inny Symbiont?
-
Czuła, jak słabnie z każdą chwilą, a jej wzrok był coraz bardziej zaćmiony. To MÓGŁ być symbiont, ale teraz sama nie była pewna, co ma przed swoimi oczami. Sylwetka była ciemna… Ale teraz dla niej wszystko było ciemne. Widziała tylko dużo ruchu…
-
-Red… Błagam… Szybciej…