Po około dziesięciu minutach Perydot podeszła do Andy’ego. Nazbierała tyle niebieskich kwiatków, że koszyk z nimi jest niemalże tak wysoki jak ona.
-Skończyłam!-oznajmiła entuzjastycznie.
-Zawsze pomogę damie w potrzebie. - odpowiedział wesoło, próbując podźwignąć ten koszyk. Nie powinno być to trudne - w końcu Andy nigdy żadnym chuchrem nie był.
Nie zamierza tego robić. Zwłaszcza, że Andy to prawdziwy chłop, które już nie takie ciężary podnosił. Dlatego też ujmuje lepiej kosz i zaczyna powoli iść w stronę stodoły.
-Jest w tym racja. - powiedział - Ja też uważam, że trzeba myśleć pozytywne. Właśnie dlatego w ogóle się zgodziłem na pomyśł Stevena z przygotowaniem tej całej ,uroczystej kolacji", która miałą mnie z wami poznać…