-
Kurier począł się lekko wiercić przez sen, mamrocząc różne rzeczy pod swoim nosem.
- Nieh…nieh…niehcmę …Odlotu…kosmici…hrk…kosmici i krowy…
I tak to mniej więcej się działo przez resztę jego niespokojnego snu. -
I jeszcze jakoś tak mu przeleciało przez sen coś takiego… Aa… Takiego no jakby śmiesznego niebieskiego… Co lata, no na pewno lata! Albo latało! Chociaż, czy to był sen? A chuj wi. Nie miał za wiele czasu na przemyślenia względem tego “snu” czy cokolwiek to było, po chwili jego skacowany łeb zaczął odzyskiwać świadomość, co po wrażeniach wczorajszej nocy, musiało niestety przyjść w pakiecie z odczuciami jak po próbie lobotomii doktora Kleina.
-
- Oh…khuuuurwa…chyba nie powinienem tyle pić -powiedział skacowany Kurier po czym próbował się podnieść na swój tyłek. Chciał zobaczyć czy nadal miał wszystkie swoje rzeczy na swojej kupie gratów. Czy miał wszystkie swoje bronie przy sobie. Bo jeśli nie miałby ich…no cóż…jego dzień by się stał jeszcze gorszy niż jest teraz.
-
Wszy… Wszyszgie graty, z tego co widać, dalej ma na szczęście na swojej kupie. No… Nie stracił swoich caceniek. A o ile na jego post-apokaliptycznej dupie udało mu się usiąść, to proces siedzenia idzie mu już gorzej… Tak go mdli, że chyba zaraz się przewróci.
-
Zaczął gmerać w swojej kupie gratów w poszukiwaniu med-x, Fixera oraz butelki wody. Zawsze mu kuźwa pomagało z kacem wcześniej więc może zadziała.
- Szkurwa…ale cholipka jasna zmiękłem…kurwhha…Cass by mnie teraz pewnie by wyśmiała…gdyby…gyby…gdyby tego mnie zobaczyła…psia krew…gdzie kuhwa jest ten med-x? -
EEE… A no, Cass by dopiero miała kabarat… A Gadon… Gadon łuuuu!
No…! Jest jakaś strzykawka… Woda! Jest woda! No, no, no i tabletki, no! No to teraz tylko ziup to wszystko, no i no ulga! -
Kurier zdjął swój hełm, wziął garść tabletek i następnie napchał nimi swoją twarz, po czym spróbował je przepić wodą. Przeczekał chwilę by efekty Fixera chwyciły, oraz zaczął podwijać swój prawy rękaw. Wtem rozpoczął powolny proces szukania swojej żyły który, po jej odnalezieniu, zakończył wstrzykując sobie dawkę Med-X’u.
-
O tak… Od razu ulga. Trochę mu się ręce telepały, to i troszkę krwi się wylało na ziemię przy wstrzykiwaniu X-Medu… Ale to, to szczegół, kto by się przejmował…
I nagle, tak jakby… JAK PIERDOLNĘŁO mu w łeb, jakby go ktoś Grubasem postrzelił w głowę! Świat nagle nabrał wiele, wiele nowych barw, które okazały się dla Kuriera bardzo apetyczne po bliższej inspekcji węchowej… Uuu… Huhu… Huhu! Czuć metaliczny i trochę rączki świerzbią, że nic tylko w coś zapierdolić siarczyście… O kurwa, Szpon Śmierci! Wysoki, ma tyle szponów, że skurwysyn i jeszcze jakieś zielone dziwne narosty! I te kolory wszystkie! Trzeba się z nim rozprawić! -
Kurier zareagował tak szybko jak tylko mógł oraz wyjął strzykawkę ze swojego ramienia, wziął granat plazmowy, odbezpieczył oraz rzucił go pod nogi Potwora. Następnie wyciągnął swój rewolwer i zaczął ostrzeliwać łeb bestii.
-
Poooszło! Rozleciała się na pył! Na proch! Bum bum! Na… Na setki mniejszych! Chcą dorwać Kuriera! Dorwać się dać nie może się dać! Chyba zaraz zwymiotuje i zemdleje, ale dać nie może dać się dać!
-
Po wystrzeleniu wszystkich kul z rewolweru, Kurier jedną ręką schował go do Kabury a drugą wyjął M1911 z kabury pod jego pachą i wstając na nogi ponownie spróbował odstrzelić bestiom łby.
-
Ooo tak, to jest dopiero moc! Ledwo się obejrzał, a już wszystkie poleciały w drobny proch! Cholera… Zrobiło się ich więcej, ale są teraz jak mrówki! Chuj… Czy coś…
I właśnie z tym akcentem Kurier 6 upadł jak długi na leśną ściółkę. A dlaczego? Po pijaku pomylił swoje standardowe suplementy z Buffoutem i Psycholem. W jego świecie nie byłaby to taka poważna pomyłka. Ale tutaj, skutek to poważne otrucie organizmu i utrata przytomności. -
Kurier na ziemi zaczął się trząść oraz spał bezsennym snem braku przytomności.
-
Nawet sen nie dał mu ukojenia od tych potworów, które tak uporczywie chciał rozstrzelić jeszcze przed padnięciem. Migają przed jego oczami niczym bebechy przeciętnego bandyty po dostaniu pociskiem Grubasa. On… Czuję się taki bezsilny… Kurwa… Kurwa… ZAJEBAĆ JE WSZYSTKIE GOŁYMI RĘKAMI!
Tymczasem na jawie Kurier wymiotuje nieprzytomny i nie wykluczone że zaraz zacznie się przez to dławić. -
Kurier w tym stanie nie był zdolny do poprawnego myślenia, nie miał prawa ale…ale to nigdy go nie powstrzymało przedtem. W jego głowie, kiedy stwory majaczyły mu przed oczami a jego ciało w konwulsjach się miotało oraz dławiło na jego własnych wymiocinach, pojawiła się jedna myśl która mu towarzyszyła od tamtego czasu kiedy został wyciągnięty z jego grobu. “Ja tu nie mogę zginąć, nie w taki sposób” Kurier się bezwolnie wykręcił na bok. “Mojave nie mogło mnie zabić” w głowie chwycił jedną bestię oraz rzucił ją prosto w drugą. “Krwawa Forsa nie była zdolna mnie pochwycić” jego ciało w konwulsjach które je teraz szargały wywaliło się tak by jego wymioty mogły w miarę bezpiecznie opuścić jego ciało bez zagrożenia zadławienia się nimi. “Smutki Starego Świata nie mogły mnie spowolnić” zdeptał on kolejne bestie w jego straszliwym śnie. “Szczere Serca obdarzyły mnie determinacją by iść dalej” Mimowolnie jego mięśnie skurzyły się tak by pozostać w bezpiecznej pozycji. “Oraz przeszedłem Samotną Drogę z jednego domu do drugiego i z powrotem, przez Rozpadlinę która swym wiatrem chciała mnie obedrzeć ze skóry, niewidzialnymi płomieniami spalić moją duszę oraz mnie złamać moją przeszłością. Przeżyłem i przeżyję. Ja. Tu. Nie. Mogę. Zginąć”
-
Kto by pomyślał… Że będzie w nim taka niezwykła wola walki. Tego zapewne nie mogli przewidzieć nawet jego kompani, nawet, jeśli byli dla niego praktycznie rzecz biorąc niczym rodzina. Żaden z nich nie miał prawa wiedzieć, że ich serdeczny przyjaciel przeżył tyle, co może nie przeżyłyby razem 4 różne osoby razem wzięte. Podczas tego zdobył coś, czego nie mógł kupić nawet Krwawą Forsą. Coś, co widać w pełnej okazałości tylko i wyłącznie w jego Szczerym Sercu wędrowca i wolnego strzelca. Coś, co pozwala mu żyć ze Smutkami Starego Świata bez zatapiania w nich tak, jak niektórzy, których zna lub… Znał. Jest to coś, do czego doszedł Samotną Drogą, zaczynając od zbudzenia w Goodsprings, aż do tego momentu. Jest to coś, czego brakuje wiele osobom w jego świecie, a całkiem możliwe, że również w tym. Jest to człowieczeństwo. To dzięki niemu pokonał prawdziwe potwory. Nie są to Szpony Śmierci, czy inne paskudztwa. Te potwory to degeneracja i degradacja do czegoś gorszego niż te zwierzęta. Właśnie dzięki temu niezależnie od tego gdzie szedł, kroczył słuszną ścieżkę, przyciągając ze sobą ludzi i nie tylko ludzi, którzy widzieli w nim coś, czego w tym świecie najbardziej wszystkim brakuje - człowieczeństwa,
Po chwili zorientował się, że jest dużo większy od tych wszystkich potworów w śnie. Zanim się obejrzał, wybił ich co najmniej kilka tuzinów, zostawiając jedynie niedobitki. Te które padły, nie zmieniły się już w mniejsze. Zostały obrócone w proch.
Tymczasem na jawie, niezwykła siła woli Kuriera pozwoliła mu na to, aby nawet w konwulsjach fizycznym i psychicznych, ułożyć w bezpiecznej pozycji, unikając udławienia własnymi wydzielinami. Tak… Nie zginie. Nie może zginąć . -
W swojej głowie Kurier dobija lub odpędza resztę potworów, po czym siada na ziemi by odpocząć po walce. W tej pozycji po zostanie dopóki się nie ocknie na jawie.
-
Chyba… Chyba mu się udało zapewnić sobie przetrwanie. Byłoby to zapewne satysfakcjonujące, gdyby nie fakt, że ledwo się odsunął od skraju utraty przytomności, a także prawie udławił własnymi wymiocinami, co zaczyna powoli odczuwać nawet we śnie. Do tego odczuł coś jeszcze. Naprawdę silne dotknięcie w ramię, a potem wytelepanie takie, że znowu by zwymiotował, gdyby miał jeszcze czym. I tym razem nie jest to wcale we śnie.
-
We śnie, czyli obecnie tam gdzie miał pełnię kontroli. Kurier próbował robić cokolwiek by się obudzić. By móc wrócić do stanu pełnej przytomności oraz móc się bronić przed tym co go dotknęło.
-
Udało się. Zaskakująca siła woli Kuriera znów nie sama za wygraną. Aż ciekawe, czy po przejściu resztek fazy też będzie taka nieugięta… No ale to nie jest ważne. Ważna jest gruba, a raczej umięśniona, pomarańczowa ręka, która właśnie trzyma Kuriera za ramię, telepiąc nim tak, że gdyby nie jego wytrzymałość, mógłby znowu stracić przytomność będąc dość osłabionym. Widzi ją coraz wyraźniej, choć wciąż ma mroczki przed oczami i czuje jak na razie niemoc w ciele.