-
Kurier zareagował tak szybko jak tylko mógł oraz wyjął strzykawkę ze swojego ramienia, wziął granat plazmowy, odbezpieczył oraz rzucił go pod nogi Potwora. Następnie wyciągnął swój rewolwer i zaczął ostrzeliwać łeb bestii.
-
Poooszło! Rozleciała się na pył! Na proch! Bum bum! Na… Na setki mniejszych! Chcą dorwać Kuriera! Dorwać się dać nie może się dać! Chyba zaraz zwymiotuje i zemdleje, ale dać nie może dać się dać!
-
Po wystrzeleniu wszystkich kul z rewolweru, Kurier jedną ręką schował go do Kabury a drugą wyjął M1911 z kabury pod jego pachą i wstając na nogi ponownie spróbował odstrzelić bestiom łby.
-
Ooo tak, to jest dopiero moc! Ledwo się obejrzał, a już wszystkie poleciały w drobny proch! Cholera… Zrobiło się ich więcej, ale są teraz jak mrówki! Chuj… Czy coś…
I właśnie z tym akcentem Kurier 6 upadł jak długi na leśną ściółkę. A dlaczego? Po pijaku pomylił swoje standardowe suplementy z Buffoutem i Psycholem. W jego świecie nie byłaby to taka poważna pomyłka. Ale tutaj, skutek to poważne otrucie organizmu i utrata przytomności. -
Kurier na ziemi zaczął się trząść oraz spał bezsennym snem braku przytomności.
-
Nawet sen nie dał mu ukojenia od tych potworów, które tak uporczywie chciał rozstrzelić jeszcze przed padnięciem. Migają przed jego oczami niczym bebechy przeciętnego bandyty po dostaniu pociskiem Grubasa. On… Czuję się taki bezsilny… Kurwa… Kurwa… ZAJEBAĆ JE WSZYSTKIE GOŁYMI RĘKAMI!
Tymczasem na jawie Kurier wymiotuje nieprzytomny i nie wykluczone że zaraz zacznie się przez to dławić. -
Kurier w tym stanie nie był zdolny do poprawnego myślenia, nie miał prawa ale…ale to nigdy go nie powstrzymało przedtem. W jego głowie, kiedy stwory majaczyły mu przed oczami a jego ciało w konwulsjach się miotało oraz dławiło na jego własnych wymiocinach, pojawiła się jedna myśl która mu towarzyszyła od tamtego czasu kiedy został wyciągnięty z jego grobu. “Ja tu nie mogę zginąć, nie w taki sposób” Kurier się bezwolnie wykręcił na bok. “Mojave nie mogło mnie zabić” w głowie chwycił jedną bestię oraz rzucił ją prosto w drugą. “Krwawa Forsa nie była zdolna mnie pochwycić” jego ciało w konwulsjach które je teraz szargały wywaliło się tak by jego wymioty mogły w miarę bezpiecznie opuścić jego ciało bez zagrożenia zadławienia się nimi. “Smutki Starego Świata nie mogły mnie spowolnić” zdeptał on kolejne bestie w jego straszliwym śnie. “Szczere Serca obdarzyły mnie determinacją by iść dalej” Mimowolnie jego mięśnie skurzyły się tak by pozostać w bezpiecznej pozycji. “Oraz przeszedłem Samotną Drogę z jednego domu do drugiego i z powrotem, przez Rozpadlinę która swym wiatrem chciała mnie obedrzeć ze skóry, niewidzialnymi płomieniami spalić moją duszę oraz mnie złamać moją przeszłością. Przeżyłem i przeżyję. Ja. Tu. Nie. Mogę. Zginąć”
-
Kto by pomyślał… Że będzie w nim taka niezwykła wola walki. Tego zapewne nie mogli przewidzieć nawet jego kompani, nawet, jeśli byli dla niego praktycznie rzecz biorąc niczym rodzina. Żaden z nich nie miał prawa wiedzieć, że ich serdeczny przyjaciel przeżył tyle, co może nie przeżyłyby razem 4 różne osoby razem wzięte. Podczas tego zdobył coś, czego nie mógł kupić nawet Krwawą Forsą. Coś, co widać w pełnej okazałości tylko i wyłącznie w jego Szczerym Sercu wędrowca i wolnego strzelca. Coś, co pozwala mu żyć ze Smutkami Starego Świata bez zatapiania w nich tak, jak niektórzy, których zna lub… Znał. Jest to coś, do czego doszedł Samotną Drogą, zaczynając od zbudzenia w Goodsprings, aż do tego momentu. Jest to coś, czego brakuje wiele osobom w jego świecie, a całkiem możliwe, że również w tym. Jest to człowieczeństwo. To dzięki niemu pokonał prawdziwe potwory. Nie są to Szpony Śmierci, czy inne paskudztwa. Te potwory to degeneracja i degradacja do czegoś gorszego niż te zwierzęta. Właśnie dzięki temu niezależnie od tego gdzie szedł, kroczył słuszną ścieżkę, przyciągając ze sobą ludzi i nie tylko ludzi, którzy widzieli w nim coś, czego w tym świecie najbardziej wszystkim brakuje - człowieczeństwa,
Po chwili zorientował się, że jest dużo większy od tych wszystkich potworów w śnie. Zanim się obejrzał, wybił ich co najmniej kilka tuzinów, zostawiając jedynie niedobitki. Te które padły, nie zmieniły się już w mniejsze. Zostały obrócone w proch.
Tymczasem na jawie, niezwykła siła woli Kuriera pozwoliła mu na to, aby nawet w konwulsjach fizycznym i psychicznych, ułożyć w bezpiecznej pozycji, unikając udławienia własnymi wydzielinami. Tak… Nie zginie. Nie może zginąć . -
W swojej głowie Kurier dobija lub odpędza resztę potworów, po czym siada na ziemi by odpocząć po walce. W tej pozycji po zostanie dopóki się nie ocknie na jawie.
-
Chyba… Chyba mu się udało zapewnić sobie przetrwanie. Byłoby to zapewne satysfakcjonujące, gdyby nie fakt, że ledwo się odsunął od skraju utraty przytomności, a także prawie udławił własnymi wymiocinami, co zaczyna powoli odczuwać nawet we śnie. Do tego odczuł coś jeszcze. Naprawdę silne dotknięcie w ramię, a potem wytelepanie takie, że znowu by zwymiotował, gdyby miał jeszcze czym. I tym razem nie jest to wcale we śnie.
-
We śnie, czyli obecnie tam gdzie miał pełnię kontroli. Kurier próbował robić cokolwiek by się obudzić. By móc wrócić do stanu pełnej przytomności oraz móc się bronić przed tym co go dotknęło.
-
Udało się. Zaskakująca siła woli Kuriera znów nie sama za wygraną. Aż ciekawe, czy po przejściu resztek fazy też będzie taka nieugięta… No ale to nie jest ważne. Ważna jest gruba, a raczej umięśniona, pomarańczowa ręka, która właśnie trzyma Kuriera za ramię, telepiąc nim tak, że gdyby nie jego wytrzymałość, mógłby znowu stracić przytomność będąc dość osłabionym. Widzi ją coraz wyraźniej, choć wciąż ma mroczki przed oczami i czuje jak na razie niemoc w ciele.
-
- stop. …przestań. …przestań mną potrząsać bo znowu sztrace przytomność.- wycedzi słabo przez zęby Kurier - kurwa ledwo co widzę - wymamrotał próbując się podnieść z ziemi.
-
-Blech… Jeszcze żyje. - powiedział niski, stanowczy i zdecydowanie obrzydzony kobiecy głos nad Kurierem, który sam w sobie w końcu zdołał powstać nawet nie z kolan, tylko z pleców.
-
- Wiem, wiem mam sporo fantów przy sobie i jak teraz okazuje się że żyje to trzeba mnie wykończyć by się do nich dostać - Kurier wymamrotał po czym zaczął przecierać oczy - No, ale mam nadzieje że uznasz że trud tego wart nie jest i się rozstaniemy w relatywnym pokoju…jak tylko wykminię jak się zabrać ze wszystkimi moimi gratami.
-
-Pff. Jeśli myślisz, że odpuszczę zebranie tylu gnatów, to jesteś w błędzie. Zbieraj się szybciej, chce już cię zatłuc w honorowym pojedynku i mieć z głowy użeranie się z kolejną kupą mięcha. - odwarknęła… Osoba, wyraźnie poirytowanym głosem. Kurier zaczął powoli odzyskiwać resztę zmysłów. Tajemniczy “napastnik” ma bardzo ostre rysy twarzy, mierzy ponad około dwóch metrów wzrostu, jest napakowany jakby chodził do siłowni od urodzenia, ma bardzo długie i puszyste białe włosy, a jego skóra ma barwę pomarańczową, z białymi oraz kremowymi paskami, dodając do tego plamy-odbarwienia różnych odcieni zieleni w niektórych miejscach. CHOLERA… Jeśli to jest to, co on myśli, że to jest…
-
Cóż tylko to mu przychodzi do głowy…ale to musi być naprawdę dziwny Supermutant… w końcu normalnie są zielone, pozbawione włosów, nie mają pasków oraz…płciowości? Znaczy się większość Supermutantów brzmi jak faceci lub jak potwory z rozwalonymi strunami głosowymi. Ale cóż…nawet jeśli to nie jest Supermutant w sensie jakim on to rozumie…to na pewno nie może być nic normalnego ani naturalnego.
- Honorowym pojedynku powiadasz? Cóż…mogę się na to zgodzić, bo widzę że raczej nie zdołam cię przekonać do pokojowego rozwiązania. Mam jeden warunek jednak: daj mi się przygotować. Ledwo co mi się udało przetrwać atak padaczki i zmysły dopiero wracają mi do normy. Walka ze ślepcem którego nogi trzęsą się jak galareta nie może być honorowa, nie? -
Należy przy tym uwzględnić, że Kurier znajduje się w miejscu, gdzie nawet prawa fizyki mogą być inne, niż te znane mu do tej pory. Nie można wykluczyć możliwości, że Supermutanty po prostu tak tutaj wyglądają. Choć… Supermutant mówiący o honorze i pojedynkowaniu się. Tego jeszcze nie grali, nawet w Radio Black Mountain.
-Żałosne. Po prostu żałosne. Prawie zdążyłam zapomnieć, jacy wy jesteście wrażliwi na wszystko. Ale jeśli tak bardzo się potrzebujesz przygotować, to niech tak będzie. Tylko się nie ociągaj. - odpowiedziała szorstkim tonem, po czym podeszła do pobliskiego drzewa, by jednym kopniakiem je urwać prawie w całości, zostawiając jedynie pień, którego użyła jako improwizowane siedzisko. -
Kurier postanowił zignorować słowa pomarańczowej, w końcu usłyszał coś w tym stylu już wiele razy od innych Super Mutantów. Zamiast tego skupił swoją uwagę na kupie swoich gratów. Walka z pomarańczową będzie ciężka bez dwóch zdań więc będzie musiał się dobrze na nią przygotować. Ze sterty wziął swoje granaty oraz miny odłamkowe, sztrykawkę Med-X, inhalator z Odlotem oraz ostatni granat hukowo-błyskowy który mu został po przejściu przez Rozpadlinę. Następnie zwrócił swą uwagę do dwóch broni które będą niezwykle pomocne w tej walce, karabinu anty-materialnego oraz strzelby. Najpierw sprawdził czy obie są załadowane oraz operacyjne, następnie podniósł karabin i ułożył go na reszcie sterty tak by było łatwo go podnieść w biegu, po czym wziął strzelbę oraz nóż Blood-Nap i ruszył w stronę najdalszego drzewa na przeciwko pomarańcowej. Tam stanął tak by Super Mutantka mogła widzieć jego plecy. Najpierw naciął nożem drzewo tak by zaczęła lecieć z niego żywica. Następnie wziął granaty które miał i zaczął je optaczać w niej, tak by stały się lepkie. Przyda się kiedy będzie nimi rzucać w białą czuprynę jego oponentki. Następnie u stóp drzewa ustawił dwie miny i je aktywował. Po tym, zażył odlot by skozystać z efektu chwilowego zwiększenia zręczności oraz szybkości ruchu, oferowanego przez narkotyk, włożył hełm na głowę, strzelba w dłoniach i odwrócił się do pomarańczowej dryblaski.
- No to zaczynajmy tą rozwałkę! - Zakrzyknął wycelowywując strzelbę w Mutanktę. -
Wszystko poszło zgodnie z planem. Oznajmując Mutance gotowość do naparzanki, już czuł, jak używka wręcz natychmiastowo zaczyna działać, pozwalając mu na osiąganie zdecydowanie lepszej prędkości reakcji. Przydało mu się to niemalże na samym początku, gdyż…
-Z przyjemnością, worze mięsa! - odparła z zadowoleniem, jakby Kurier nie był ani pierwszą, ani ostatnią osobą, która jej to powiedziała, po czym nie patyczkując się ani trochę, zaszarżowała prosto na niego, robiąc wyskok w kierunku kuriera, z prędkością jakiej nie widział u żadnego z Super Mutantów, z którymi do tej pory zdążył się zmierzyć.