Kanonierka "Hachi"
-
Spróbował zabić część Ryboludzi biegnących w jego stronę, rzucając resztę swoich harpunów w ich kierunku, a kiedy skończyły mu się harpuny, przygotował swoją naginatę do walki przeciwko tym potworom.
-
W tak wąskim korytarzu broń była dość efektowna, ale tylko dlatego, że przeciwników było wielu. Gdyby był jeden czy dwóch, nie trafiłbyś. Tym razem się udało, bo waliła na Ciebie cała masa, a Ty pięć zabiłeś, nadziewając je jak szaszłyki, często po kilka na jeden harpun. Ale i tak pozostała reszta, pięć kolejnych nieuzbrojonych Ryboludzi, i dwa kolejne, wciąż czające się z tyłu. Zabiłeś pierwszego, nim zdołał zaatakować, w tym czasie cztery kolejne rzuciły się na Ciebie, a jeden boleśnie ugryzł w rękę, poczułeś ogromny ból, z rany trysnęła krew, a Ty miałeś wrażenie, jakby kreatura zatopiła swoje zęby w Twoich kościach, bo za nic nie chciała puścić.
-
Znowu spróbował wyjąć swoją katanę, żeby zabić pozostałych nieuzbrojonych Ryboludzi.
-
Wyjęcie katany, gdy ma się jednego z rzeczonych Ryboludzi wczepionego zębami w przedramię nie jest może i niewykonalne, ale raczej kłopotliwe.
-
Próbował dalej. Od tej katany prawdopodobnie zależy jego życie.
-
//Muszę Ci to powiedzieć wprost. Dobrze: Wyciągnij jebanego mutanta, który wgryzł Ci w łapę, to wtedy może się uda wyciągnąć też broń.//
-
Tak więc spróbował uderzyć Ryboczłeka, który wbił się w jedną z rąk.
- Puszczaj to, ty pierdolona abominacjo! - krzyknął do Ryboczłeka. -
Nie posłuchał. Dziwne, jak na pierdoloną abominację. Twój cios też niewiele dał, a pozostałe potworki wciąż boleśnie Cię gryzły i drapały, a te uzbrojone ruszyły powoli do przodu, aby skończyć to, co ich przetrzebieni kompani zaczęli.
-
Dalej próbował się uwolnić, uporczywie bijąc Ryboczłeka, który wgryzł się w rękę. Gdy to mu się uda, wyjmie katanę i zacznie nią atakować Ryboludzi.
-
Bicie go sprawiło jedynie, że zwiotczał. Może zginął, może stracił przytomność, ale szczęki wciąż miał zaciśnięte. Jeśli zaś chodzi o resztę, to wciąż atakują lub się zbliżają, a na deskach pokładu widać coraz więcej Twojej krwi, wyraźnie różniącej się od posoki Ryboludzi. Samurajski honor to świetna rzecz, ale może najwyższa pora wziąć nogi za pas?
-
- Czyli czas użyć tajnej techniki. - pomyślał. Chwilę później… zaczął uciekać przed Ryboludźmi w kierunku swojej kajuty.
-
Te oczywiście rzuciły się w pogoń, a wgryziony w Twoją rękę potworek ciążył Ci, utrudniając szybką ucieczkę. Gdy tylko wróciłeś na pokład, dostrzegłeś jednego z marynarzy, uzbrojonego w strzelbę, który rozglądał się w poszukiwaniu Ryboludzi. Obrzucił Cię nieco zdziwionym spojrzeniem, ale gdy zwrócił swój wzrok w kierunku korytarza, którym uciekałeś, otworzył oczy szerzej i bez słowa wystrzelił trzy pociski ze swojej broni, przerabiając goniących Cię na rybią papkę.
-
- Dzięki. Mógłbyś pomóc mi wyjąć tego skurwysyna z mojej ręki? - odparł do marynarza, wskazując na Ryboczłeka wbitego w rękę Junichiro.
-
- Mamy ważniejsze rzeczy na głowie. - odparł i ruszył wgłąb korytarza, z którego uciekłeś. W sumie miał rację, żywi Ryboludzie byli o wiele groźniejsi od tego, który przyczepił Ci się do dłoni. Ale teraz jest chyba okazja na chwilę oddechu, więc możesz spróbować pozbyć się go samodzielnie.
-
To próbował się pozbyć Ryboczłeka, który wgryzł się w rękę. Wyciągnął więc swoją katanę i spróbował odciąć Ryboczłekowi łeb. Gdy to się uda, to spróbuje wyjąć szczęki Ryboczłeka ze swojej ręki swoją drugą ręką.
-
//Jeśli chcesz to wreszcie zrobić, to polecam jakiś konkretny opis i przemyślane działania.//
-
// Gotowe. //
-
I w ten sposób się udało, potwór pozostawił po sobie tylko ślady małych zębów i prawdopodobnie jakieś bakterie czy inny syf, które mogą się na Tobie zemścić w przyszłości, gdy dojdzie do zakażenia.
-
Schował swoją katanę i wrócił do swojej kajuty. Przydałoby się zabandażować rany i spróbować odkazić je za pomocą sake, jeśli chce dalej być zdolnym do walki i żeby nie wabił Ryboludzi swoją krwią.
-
W kajucie było pusto, nie licząc wilka. Wszystko, co potrzebne do wykonania tego prostego zabiegu, masz pod ręką, nic tylko się do tego zabrać.