Wioska Uwitki
-
— A do tego wszystkiego dołączyli pisemko, gadało “W podziękowaniu”, choć za co… nie wiem. — Dokończył, biorąc głęboki wdech. — Grunt jest taki, że teraz mamy to, a ja chciałbym się uradzić, co z tym zrobić.
-
- To więcej niż warta jest cała wioska. - wykrztusiła wreszcie z siebie Twoja żona, a choć słowa te zakrywały na przesadę, to byłeś skłonny przyznać jej rację.
-
— …Mniej-więcej. Na pewno część wezmem na nową łódź, bo “Kurtyzana” leży w drzazgach daleko stąd. Chciałem też wydać to, żeby wyprawić Ciebie, Młoszko, do jakiej Akademii. Chciałeś, prawda? — Zwrócił się do syna.
-
Pokiwał niepewnie głową, najwidoczniej wciąż uważał to za sen, z którego nie chciał się obudzić przez wykonywanie gwałtownych ruchów, czy też myślał, że to jakiś żarty czy coś takiego. No i może nigdy tak naprawdę nie marzył, że jego marzenia się ziszczą?
-
— A ty, Dunia — Morzywał spojrzał na najstarszą córkę. — Chciałaś założyć własną tawernę czy tam karczmę, tak? Będziem mogli Ci się dołożyć, nawet sporo. Co ty na to?
-
- W-wiosce już jest jedna karczma. - wydukała niepewnie. Miała rację, a Uwitki nie były na tyle duże, aby była potrzeba zbudowania nowego lokalu, zwłaszcza że chłopi mają swoje przyzwyczajania. Choć nikt nie mówi, że musi to być karczma tutaj…
-
Morzywał także wiedział o tym, jednak pamiętał o marzeniu córki. A teraz… Teraz mógł jej po prostu dopomóc.
— Tak, tak… Na razie kupiem to, co najbardziej potrzebne. Po tym zobaczymy, na co zostanie.
Po tych słowach podniósł się, zabierając szkatułkę z sobą. Nie, żeby nie ufał rodzinie, ale i tak wolał schować pieniądze, a szczególnie taką ich liczbę. Może gdzieś pod stropem? -
Można spróbować, było to w sumie najlepsze, bo najmniej oczywiste dla ewentualnego złodzieja, miejsce.
-
W takim razie najpierw owinął szkatułkę w szmatę, a następnie wsunął ją między belki podtrzymujące dach. Gdy już się upewnił, że jest dobrze umiejscowiona, postanowił sprawdzić jeszcze jedną sprawę. Wyminął członków rodziny i udał się na zewnątrz. Przede wszystkim z pewnym strachem zwrócił się ku wybrzeżu; czy okręt Nagów dalej cumował w Uwitkach?
-
Nie było po nim śladu, ku uldze nie tylko Twojej, ale przede wszystkim pozostałych mieszkańców wioski. Może i żaden z nich nie widział wcześniej Naga, a wątpliwe, żeby nawet ich przodkowie mieli taką okazję, ale widać, że woleliby o wiele bardziej życie bez takich ekscesów.
-
Szczególnie, gdy te ekscesy mogły zakończyć się tragicznie dla nich… Morzywał zupełnie nie dziwił się swoim sąsiadom.
Patrząc w Morze zadumał się na moment. Trzeba będzie kupić nową łódź, ale czy znajdzie taką w Uwitkach? Szczerze w to wątpił. Pomimo tego pomaszerował na plażę, by tam zobaczyć czy nie wystawiono żadnych na sprzedaż. -
Rybołówstwo było jednym z głównych zajęć miejscowej ludności, toteż łodzi na plaży było wiele, a ogółem jeszcze więcej, niektóre teraz pewnie znajdowały się na łowiskach, ale wątpliwe, żeby ktokolwiek chciał sprzedać swoje jedyne źródło utrzymania.
-
// Jak bardzo zależy Ci na tym, bym założył ten sygnet? //
-
//Rób swoje, ja o fabułę zadbam, nie martw się.//
-
Cholewa, trzeba będzie wybrać się do jakiegoś większego portu. Tylko gdzie taki znaleźć… Sołtys będzie wiedział gdzie! W końcu pewno ma mapę okolic. Morzywał udał się do jego gospodarstwa.
// Chcesz stworzyć postać sołtysa Uwitek czy ja mam to zrobić?
-
Nawet tacy prości rybacy wiedzieli o Gilgasz, centrum verdeńskiego, a może i światowego, handlu, ale było to za daleko, a miałeś przeczucie, że taki wielki port to chyba nie jest miejsce dla ciebie. Chatę sołtysa odnalazłeś bez trudu, nie tylko dlatego, że mieszkałeś tu już wiele lat i znałeś wszystkich mieszkańców tej niewielkiej osady, ale i dlatego, że jego dom wyróżniał się na tle pozostałych, był nie tylko większy, bardziej zadbany i mówiąc oględnie lepszy, ale też przyozdobiony dość specyficznie, w głowy czy płetwy różnych wielkich ryb, swoiste trofea jakie sołtys zdobył, kupił lub znalazł.
//Możesz, jeśli masz ciekawy pomysł. Jeśli nie, to ja się tym zajmę.// -
// Ty się tym zajmij, ale te wszystkie płetwy i rybie wywłoki nasunęły mi pomysł: niech będzie takim pastowym fanatykiem wędkarstwa. //
-
Zapukał do drzwi.
-
//Bardziej myślałem o jakimś łowcy potworów morskich czy rybaku, który wyprawiał się na wielkich okrętach na dalekie wody, nawet o wielorybniku, ale mówisz i masz.//
- Wejść! - usłyszałeś ze środka znajomy, męski głos. Czyli był w domu, to dobrze, o wiele lepiej, niż gdyby miał kręcić się po okolicy, załatwiając sprawy, czy wypłynąć na morze, jak to wciąż miał w zwyczaju, chociaż piastowana funkcja powinna go od tego odciągać. -
Morzywał nacisnął na drzwi, wchodząc do środka. Dawno nie bywał u sołtysa.