Wioska Uwitki
-
Niestety, żaden z nich nie miał łodzi przystosowanej do tak dalekich wypraw, przeznaczone one były bardziej do połowów blisko brzegu, trwających kilkanaście lub kilka godzin, czasem cały dzień. Przez to podróż będzie trwała dłużej, bo będziecie musieli robić postoje przy brzegu, a i tak nie masz pewności, kto zdecydowałby się oddać swoje jedyne źródło utrzymania, chyba że za solidną porcję złota bądź innych precjozów.
-
Pierun by z tym… Udał się na plażę, tam powinien zastać przynajmniej kilku rybaków wraz z łodziami. Będzie mógł zamienić z nimi parę słów.
-
Rybacy byli rzecz jasna łasi na bogactwa, jak chyba wszyscy ludzie, ale łódź była dla nich nie tylko środkiem i narzędziem do zarabiania i zapewniania bytu sobie i rodzinie, dla wielu był to drugi dom i środek transportu, bez którego nie mogli wypływać na swoje ukochane morze, na morze dla którego zostawali często rybakami. Jednak po kilku godzinach próśb, błagań, narzekań, zmyślania historyjek i twardych negocjacji udało ci się znaleźć łódź podobną do swojej dawnej “Kurtyzany”, w dość dobrym stanie, którą jeden z rybaków gotów był sprzedać.
- Ile dasz? - zapytał w końcu, patrząc na ciebie twardo. Widocznie czuł, że byłeś w potrzebie i miałeś pieniądze na ten wydatek, chciał więc wyciągnąć od ciebie jak najwięcej. -
— To może zrobimy tak, słuchaj no. — Potarł brodę, patrząc na rybaka. — Ja nie tyle, co ją kupię, co pożyczę na kilka dni i zapłacę, jak wrócę. Za każdy dzień z osobna, więc jak będę siedział tam dłużej, to dostaniesz więcej, a do tego później dostaniesz łódź z powrotem. Co ty na to, takie coś chyba bardziej opłaci się nam obu, co?
-
- Opłaci jak oddasz. A skąd mam wiedzieć, że oddasz? Że nie zrobisz mnie w chuja morświna i popłyniesz bez płacenia? Płacisz teraz i bierz łajbę albo nie ma interesu.
-
— Dobra, dobra… To ile chcesz?
-
- Pokaż co masz.
Wskazał, ruchem głowy na twoją szkatułkę. Nic dziwnego, bo poza monetami były tam też inne precjoza, które mógłbyś spieniężyć, ale nie masz na to czasu. I właściwie lepiej byłoby zostawić dobytek w monetach na pobyt w Gilgasz, bo łatwiej zapłacić nimi za nocleg niż biżuterią. A karczmarzowi wydać z tego resztę. -
Wyciągnął z szkatułki parę złotych kolczyków, podniósł je na wysokość oczu rybaka.
— A takie cacuszka mam. -
- A na co mi to niby? Nie noszę takich rzeczy. - odparł opryskliwie, bo faktycznie nie nosił, żaden mężczyzna w wiosce nie nosił, a żony nie miał, choć z pewnością musiał mieć jakąś kobietę na oku. No i było to szczere złoto, widziałeś po oczach, że go tym kupiłeś, choć wciąż będzie się pewnie próbował targować, aby wyciągnąć jak najwięcej z tej umowy.
-
— Ale baby noszą. — Odparł Morzywał, chowając kolczyki w dłoni. — I uwielbiają. A jakby jakiejś ładnej pannie dać takie na zaręczyny, to głupia musiałaby być, żeby odmówić. I panie, to nie jest byle co. Mówię, szczere złoto. Ba, z takimi to może iść w zaloty nawet do córy jakiego szlachcica, a posag takiej ładnie się liczy, oj ładnie.
-
Widać, że twoje argumenty go z jednej strony przekonywały, a z drugiej tylko nakręcały, bo zdawało się to tylko zaostrzyć jego apetyt na złoto, a nie go zaspokoić.
- No dobra, dobra… To dla kobiety. A dla mnie? Dorzuć no coś jeszcze, przecież to nie jakaś byle jaka łódź, nie? -
— No kurde mam nadzieję, że nie. — Zmarszczył brwi, lecz finalnie zajrzał ponownie do szkatuły. Nie miał zamiaru oddawać mu pierścieni, bransolet pewnie też nie chciał, więc wybrał jeden z złotych wisiorów, unosząc go przed twarzą rybaka. — A panie dla Ciebie dać mogę to! Cudeńko, co?
-
Nie odpowiedział od razu, ale jego wzrok nieprzytomnie wodził za kołyszącym się wisiorkiem.
- Dobra, dawaj to wszystko i bierz łódź. - uległ w końcu, wyciągając chciwie ręce po złoto. -
— Masz pan. — Wrzucił złoto w ręce rybaka, a samemu udał się na inspekcję łodzi. W tej kwestii był purystą. Wszystkie liny musiały być na swoich miejscach i w komplecie, przynajmniej wyruszając. Na morzu nie można było liczyć na łut szczęścia, nawet jeżeli planowało się rejs przy brzegu, tak jak teraz. Wskoczył na pokład, chcąc zobaczyć jak prezentuje się ta szalupa.
-
Jeśli liczyłeś na to, że przyczepisz się do czegoś i zmusisz do oddania części zapłaty to musiałeś się srodze zawieść, bowiem wszystko było idealnie. Łódź może i nie była nowa, ale była sprawna i zadbana, gotowa do rejsu.
-
Wszystko grało, choć tej łodzi daleko było do “Kurtyzany”, ale lepiej by nie upodabniała się do niej pod każdym względem, a szczególnie pod względem jej obecnego stanu.
— No. — Mężczyzna głęboko zaciągnął powietrze, podbierając swoje boki. — Do wielkiego miasta będziem płynąć. Ale rybie jaja.Prosto z molo udał się do miejscowej karczmy. Samemu nie chciał płynąć tak dużą jednostką. Było to możliwe, ale na pewno nie bezpieczne, a z własną rodziną na pokładzie nie chciał ryzykować. Potrzebował kolejnego marynarza, a jego dzieci będą mogły zająć się mniej ważnymi funkcjami. Dlatego też postanowił odszukać Złotko, dla którego właśnie teraz powinna nastać pora trzeźwienia.
-
O tej porze w karczmie był już mały tłum, głównie rybaków, którzy wyspali się już i teraz odpoczywali przy kufelku po nocnych połowach. Byli też stali bywalcy, tacy jak Drogomir, którzy spędzali przy stole lub pod stołem więcej czasu niż na pokładzie rybackiej łodzi. Siwiejący, wysoki, ale wciąż silny i dobrze zbudowany staruszek, którego twarz szpeciło kilka blizn, dawny żołnierz Cesarstwa, kiwnął ci głową na powitanie, a po chwili, zapewne domyślając się, po co, a właściwie po kogo, przyszedłeś, wskazał na jeden ze stolików.
-
— Dzięki. — Kiwnął tamtemu głową w podziękowaniu i od razu ruszył do wskazanego stolika, chcąc przyczynić się do zmartwychwstania Drogomira, przynajmniej w alkoholowym znaczeniu tego słowa.
-
— Dzięki. — Kiwnął tamtemu głową w podziękowaniu i od razu ruszył do wskazanego stolika, chcąc przyczynić się do zmartwychwstania Drogomira, przynajmniej w alkoholowym znaczeniu tego słowa.
-
Nie spędzał czasu pod stołem, to chociaż jakiś plus. Ale i tak był ledwo przytomny lub kompletnie nieprzytomny, siedząc przy stoliku, gdzie głowę, ręce i większość korpusu położył na nim, tuż obok pustego kufla po minimum kilkunastu dolewkach.