Wioska Uwitki
-
- I co? Mamy tak to zostawić? - zapytał jeden ze wzburzonych wieśniaków.
- Ta! Może oni tak będą co jakiś czas przypływać i zabijać po jednym z nas! I co wtedy? Też nic nie zrobimy, bo to żołnierze są? -
— A co teraz zrobicie?! Co takiego?! Zaatakujecie i będzie to ostatnie co zrobicie w życiu! Myślicie, że mamy tutaj coś do powiedzenia?! — Podniósł głos.
-
- Znalazł się, kurwa jego mać! To Ty żeś tu Nagów sprowadził!
- Ta! Właśnie! Ciekawe, za ile naszą wioskę sprzedał tym gadom?! -
— Co…? — Nie wierzył, że sąsiedzi, których znał od tylu lat, mogli posadzić go o coś takiego. Zaraz zawrzała w nim rozgrzana do czerwoności wściekłość: — Sprzedać?! Kurwa, sprzedać wioskę! Myślicie, że sprzedałbym was, ludzi i miejsce w którym żyję od lat nie tylko ja, ale i moja rodzina?! Do cholery! Czy wy naprawdę kurwa myślicie, że nie mam nic lepszego do roboty tylko narażać moich bliskich na krzywdę?! —
-
Trafiłeś w czuły punkt, jedną z podstawowych chłopskich wartości, jaką była rodzina. Widać, że przekonałeś tym tłum, niektórzy nawet wrócili do swoich chat i spraw, a reszta opuściła broń i przyjęła mniej wojownicze postawy, choć im nie było tak spieszno, aby odchodzić, jak pozostałym.
-
Po tym, jak doprowadził swoje struny głosowe do limitu, dalej hardo stał na miejscu. Nie miał zamiaru dopuścić do tego, by któryś z jego sąsiadów stracił życie przez ślepą zemstę - nawet jeżeli miałby przez to stracić w ich oczach.
// Ranczo vibes
-
Może i uspokoiłeś chłopów, ale wciąż pozostawała kwestia Nagów oraz zabitego przez nich dziecka i jego lamentującej matki.
-
Tylko lekko odwracając głowę w kierunku Nagów, zapytał półgłosem:
— Czego właściwie tutaj szukacie? Jak to znajdziecie, wyniesiecie się? — -
- Umowa nie była taka. Mieliśśśmy Cię tu ssssprowadzić, tak jak Twojego kompana i zrobiliśśśśmy to. Ressssszta niech Cię nie obchodzi. I zabierz stąd tę tłuszczę, zanim zginą kolejni.
-
Stężał na twarzy. Obrócił się na pięcie i groźnie spojrzał na Naga.
— To żadna tłuszcza, a porządni ludzie! — Co jak co, ale sąsiadów Morzywał nie pozwoli sobie obrażać, szczególnie, kiedy przybycie wężowatych nadszarpnęło jego dobrą reputację. -
Nag nie odezwał się, nie zmienił nawet wyrazu twarzy (bądź gadziego pyska), wyraźnie obchodziło go to tak, jak Ciebie mógłby obchodzić jakiś śmieć, który wpadł w Twoje sieci podczas połowu.
- Jakbyśśś ich nie nazwał, i tak zginą, gdy znów wejdą nam w drogę. Zrozumiałeśśśś? -
Ton głosu sprószył plecy Morzywała dreszczem. Odsunął się na krok.
— Zrozumiałem. — Odpowiedział, lekko zdławionym głosem i odwrócił się. Ile osób wciąż stało tu, żądając zemsty na wężowatych? -
Niemalże cała populacja wioski, nie licząc kilku starców i ludzi, którzy byli poza jej zabudową. Nawet dzieci usiłowały przyjrzeć się temu spektaklowi, choć bezskutecznie, zepchnięte na sam tył tłumu przez dorosłych.
-
Jak on miał to rozwiązać? Przecie nie był z niego żaden dyplomata, a teraz siedzi między młotem, a kowadłem… Wygląda na to, że będzie musiał tutaj wystać tak długo, aż albo Nagowie odpłyną albo jego sąsiedzi powrócą do codziennych obowiązków. Mimo wszystko obawiał się, że co bardziej wigorni wieśniacy będę chcieli słusznej zemsty za martwe dziecko.
-
Problem był taki, że Nagowie mieli tu chyba coś jeszcze do załatwienia, a wieśniacy nie mieli zamiaru wybaczyć im tego, co zrobili. Oznacza to, że żadna strona nie ma zamiaru odpuścić, więc potrzebny jest mediator, nim poleje się krew. A tylko dwóch ludzi w tej wiosce obcowało wcześniej z Nagami. Tak się składa, że tylko Ty byłeś na miejscu, trzeźwy i na nogach, aby wypełnić to niełatwe zadanie.
-
Właściwie, mógłby spróbować postawić tutaj pijanego Drogomira… Choć ten pewnie tylko pogorszyłby całą sytuację. W takim razie musiał tu zostać. Ponownie odwrócił głowę do wężoluda.
— A nie myślisz, że dałoby się to jakoś załatwić? W końcu spokój też się wam przyda… — Zapytał niepewnie. -
- Jak załatwić? - odparł pytaniem na pytanie, najwidoczniej zmęczony już tymi utarczkami. Widać, że miał inne priorytety i chciał zająć się nimi jak najszybciej, aby wreszcie powrócić do swojej samotni.
-
— Zabiliście dzieciaka, to fakt. — Powiedział półszeptem, tak by jego sąsiedzi nie słyszeli go. — A my jesteśmy hardzi i nie odpuścimy wam tego, dopóki nie dostaniemy zapłaty. Dlatego radzę, wykupcie spokój sobie i nam, i oddajcie mi zadośćuczynienie w złocie, w ładnej sumce złota. Nóż wam odpuszczą i się rozejdą i będziecie mieli mir do końca… no, aż nie odpłyniecie. —
-
Na gadzim pysku ciężko było dostrzec emocje, ale widać, że Twój pomysł uraził go, a zwłaszcza jego dumę. Mimo to Nag odsunął się wraz z kilkoma swoimi podwładnymi za obronny krąg wojowników i omówił coś z nimi. Gdy wyszedł, jeden z jego podwładnych udał się na okręt, z którego przyniósł niewielką sakiewkę i rzucił ją Tobie.
- Coś jesssssszcze? - prychnął, a Ty czułeś, że jego cierpliwość powoli się wyczerpuje. -
Morzywał nie odpowiedział na jego pytanie, tylko rozsupłał sakiewkę i przeliczył pieniądze w jej wnętrzu. Sam był ojcem, wiedział, że nawet największa suma nie wynagrodzi życia dziecka, ale chciał przynajmniej sprawdzić czy jest ich na tyle, by jego sąsiedzi mogli poczuć się jakkolwiek usatysfakcjonowani. Co chwilę zerkał na Naga.