Wioska Uwitki
-
Odczekał moment, stając w framudze. Gdy Dunia spojrzała na niego, dał jej do zrozumienia, że chciałby zamienić z nią słowo na osobności.
-
Zrozumiała prawie od razu, ostatni raz grożąc palcem niesfornemu rodzeństwu i od razu po tym udała się do Ciebie, wyczekując tego, co masz jej do powiedzenia.
-
Przeszedł z nią do sąsiedniego pokoju.
— Dziecko kochane, muszę się Ciebie zapytać… Matka mówiła kiedy wraca? — -
- Tak w zasadzie to powinna już wrócić, ale myślę, że zdąży do zmroku, a jeśli nie, to będzie jutro.
-
— Martwię się o nią. Kto wie czy Ci Nagowie znowu czegoś nie wymyślą, a ona w ogóle nie ma pojęcia o ich przybyciu, no i to wszystko jest takie… — Machnął dłonią.
-
- A co oni właściwie planują? - zapytała, również nieco zdezorientowana tym wszystkich, Ty zaś musiałeś szczerze przyznać, że wiedziałeś niemalże tyle na ten temat, ile ona, choć mogłeś zapytać. Inna sprawa, że najpewniej nie udzieliliby Ci żadnej odpowiedzi.
-
-- Chciałbym to wiedzieć, córuś. Mnie powiedzieli ino, że załatwiają tutaj “jakieś interesy”, ale nie wiem niczego więcej. – Odpowiedział zgodnie z prawdą.
-
- Ale… To nie będzie nic złego, prawda?
-
Milczał przez moment. Skąd mógł mieć pewność, że wężowaci nie skroją tutaj niczego? Nie miał żadnej, tylko ich słowo, że prędko odpłyną. Żeby też nie przekonali się, że bzdury, jakie nagadał im na tamtej wyspie, nie mają w sobie nic z prawdy. Oj, żeby było dobrze.
— Nie wiem, córuś, nie wiem. Ważne, że powiedzieli, że szybko się stąd zabiorą. Niech robią co chcą, ale byle z dala od nas. — -
Pokiwała głową, choć wydawało Ci się, że nie jest zbytnio przekonana. Tymczasem drzwi do chaty otworzyły się, a że nie spodziewałeś się gości, mogła to być tylko Twoja żona.
-
“Bogowie, a tak się martwiłem!”
Uradowany, od razu poleciał do drzwi.//Stawiam Harnasia, że to nie będzie żona. Ale jakby była, to łap jej krótki opis z karty Morzywała na domenie dżejdżeja.peel.//
-
//Oddawaj Harnasia.//
Początkowo nawet Cię nie zauważyła, zajęta odstawianiem do późniejszego rozpakowania koszy i pakunków, zapewne zdobytych podczas swojej podróży. Dopiero gdy się tym zajęła, odwróciła się w Twoją stronę. Chciała zapewne powiedzieć coś do dzieci, ale gdy zobaczyła Ciebie, słowa uwięzły jej w gardle, jedynie wpatrywała się w Ciebie z otwartymi ustami i szeroko otwartymi oczyma. -
// Łap Harnasia, byku. //
On także nie wiedział co powiedzieć. Co się mówi w takich momentach? Umysł nie daje żadnych sensownych propozycji. A może mówić nie trzeba?
Zbliżył się do żony powolnymi krokami i objął ją, czule przytulając do siebie. A pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu był niemalże pewien, że już nigdy jej nie zobaczy.
-
- C-co? - wydusiła wreszcie z siebie, gdy pierwszy szok minął po kilku minutach. - Jak to się stało? Co Ty tu robisz?
-
— Jestem, Szyłko. — Uśmiechnął się ciepło do żony. — Wróciłem.
-
- Jak? - zapytała, wciąż wyraźnie nic nie pojmując.
-
Jego mina lekko zrzedła.
— To… skomplikowana sprawa. Ale wyjaśnię Ci wszystko, obiecuję. Usiądziesz, a ja wszystko opowiem. — -
Pokiwała głową i odetchnęła nieco kilka razy, siadając na krześle przy stole. Dzieci chyba wyczuły moment, albo ktoś i to uświadomił, bo zostaliście sami.
-
Mądre dzieciaki.
Morzywał zajął krzesło po drugiej stronie. Odetchnęła głęboko, wzrok wbity w podłogę. Musiał wrócić do wszystkich wydarzeń jego podróży, a jego pamięć niekoniecznie była chętna do pełnej współpracy.
— To wszystko przez sztorm. — Zaczął. — Wtedy łowiliśmy na pełnym morzu. Za późno obraliśmy kurs na port i złapało nas. Kurtyzanę rozbiła fala, a ja straciłem przytomność. Obudziłem się na wyspie, sam, obok wraku. Chodziłem w te i wewte, a przy okazji napotkałem się na Drogomira. Turena… Turena nie znaleźliśmy. Biedak chyba nie przetrwał katastrofy, pokój jego duszy… — Pokiwał głową w zadumie. -
- Ale co znaczy ta łódź? Te dziwne stwory, o których wciąż mówią w wiosce?