Twierdza Fogena
-
Z szeregu dość pewnie, po bardzo krótkiej chwili wahania, wystąpił jeden z rekrutów, przysadzista góra mięśni, zagrzewany do boju przez okrzyki kolegów.
- Nazywa się Rodo. - wyjaśnił Ci śmieszek. - Dwa miesiące temu wrócił z kontynentu. Było ich pięć okrętów i tysiąc ludzi, wróciła ledwie setka na jednym statku, a on na ich czele. Gość odrywał skrzydła Sukkubom i skręcał karki Rogatych Demonów gołymi rękoma. -
W głowie Mementora zaczął układać się powoli nowy plan, który może nie miał na celu ośmieszenie wojownika, ale z pewnością… pomoże w wyjaśnieniu sytuacji, z jaką się tutaj zjawił.
- Miło więc poznać kolegę weterana - rzucił. - Więc, Rodo, z pewnością znasz podstawy. Przejdziemy więc do prawdziwej części, prawda? -
- To będzie ta część, w której skopię Ci tę lśniącą dupę, tak? - zapytał, wzbudzając salwę śmiechu żołnierzy wokół.
-
- Świetnie! - zawołał Mementor. - Bo to jest dokładnie twoje zadanie. Z taką różnicą, że eskortujesz tę bandę kobiet i dzieci - mówiąc to wskazał na żołnierzy, którzy stali za Rodo. - A ja, w tym wypadku, nie należę do tych Demonów, które stają do walki z równymi sobie bestiami. Bez urazy, ale bestią w walce jest każdy, kto umie przetrwać więcej, niż trzy bitwy. No więc, Rodo, ważne pytanie. Co masz za plecami? - Jeszcze raz, lekko sygnalizując dłonią odpowiedź, którą uniósł i ponownie wskazał na grupkę żołnierzy za Rodo.
-
- Kobiety i dzieci? - powtórzył niepewnie, bardziej pytając niż odpowiadając. Wciąż był jednak czujny, nie spuszczał z Ciebie wzroku i stał w pozycji gotowej do walki. Dziwiła go chyba forma pojedynku, gdzie spodziewał się, pisząc na to, zwykłego obijania mord tak długo, aż jeden z Was padnie nieprzytomny lub się podda.
-
- Tak, kobiety i dzieci - potwórzył, kładąc nacisk na te zdanie. - Tych, których nie zdążyliście ewakuować na czas. Teraz groźniejsze pytanie - stwierdził, unosząc palec wskazujący do góry. - Jakie to ma znaczenie, że za sobą masz bezbronnych cywilów, a przed sobą demona?
-
- Jeśli pokona mnie, pozabija ich wszystkich. - odparł od razu, bo było to oczywiste, ale zamyślił się jeszcze na chwilę. - I Demon może przerazić ich tak, że będą mi przeszkadzać w walce.
-
- Podałeś dwie rzeczy, a tylko jedna z nich jest istotna, kiedy walczysz z Demonem - poinformował go. - Domyślasz się, która?
-
- Troska o innych? Według nich słabość, którą lubią wykorzystywać?
-
- Wiem, że wśród żołnierzy są tacy, którzy po prostu chcą zabijać, jednakże ciągle stanowią oni margines przy tych, którzy chcą chronić słabszych przed Demonami - zauważył z własnego doświadczenia. - Demony to wiedzą. My to wiemy. Problem polega jednak na tym, że to ta druga rzecz jest istotniejsza. Jeżeli zginiesz, to i oni zginą. Jeżeli jednak przeżyjesz, możesz bronić ich nadal - odparł. - Moje ostatnie pytanie. Czy godzisz się na zło konieczne i śmierć kilku bezbronnych, by dalej móc bronić reszty?
-
- Poświęciliśmy już tyle, czy kilku ludzi żywych lub martwych zrobi w ogóle różnicę?
-
- Zależy, po jakiej stronie konfliktu walczysz - odparł. - Może dla Demonów straty niczego nie znaczą, Rodo. Jednakże my nie jesteśmy Demonami. I zapewne wielu z twoich towarzyszy za twoimi plecami zgodzi się z tym, że jest za kogo walczyć.
-
Mniej lub bardziej zdecydowane pomruki lub okrzyki utwierdziły cię w tym, że masz rację, przynajmniej w tej kwestii.
- Czyli naszą misją jest nie zabijać tyle Demonów, ile zdołamy, tylko uratować tylu naszych, ilu się da? -
– Nie mamy środków na to, żeby się decydować, Rodo. Musimy robić oba. I zamierzam się upewnić, że podwyższę wasze umiejętności do takiego poziomu, że przeprowadzicie skuteczną ewakuację dużej chłopskiej rodziny, jednocześnie zabijając demony, jakie się na nich rzucą. To teoria, lecz praktyka będzie ciężka.
-
Pokiwał głową.
- To… Nie będziemy się bić, tak? -
– A jaki znajdziesz w tym sens? – zapytał. – Fizycznie, jesteś raczej silniejszy. Z kolei ja dysponuje precyzyjnym wyszkoleniem, jak walczyć z silniejszymi ode mnie, chociażby z groźniejszymi Demonami. Zależy mi nie na udowodnieniu, gdzie kto stoi, lecz na tym, żeby wiedzieć, po co tutaj się jest. I jak sobie poradzić z zagrożeniem.
-
Pokiwał głową i wrócił do szeregu, widocznie speszony tym, że nie będzie bitki, choć pewnie odczuwał pewną ulgę, nie był w końcu pewien zwycięstwa z Paladynem. Pozostali czekali na dalsze instrukcje i trening.
//Możemy to już zacząć przyspieszać jeśli chcesz. W sensie sam trening.// -
///Możemy, oczywiście. Trening nie będzie jakiś widowiskowy, raczej forma treningu Paladynów. ///
-
Pocieszające było to, że znali podstawy i wiedzieli, jak walczyć, a i motywacji im nie brakowało. Ale i tak musiałeś poświęcić bite dwa tygodnie na zmienienie ich w żołnierzy, którzy rzeczywiście będą mogli stanowić dla Demonów prawdziwe wyzwanie. Każdy z nich gotów był oddać życie za rodzinę i przyjaciół zgromadzonych na wyspach Archipelagu Błękitnej Tafli, ale nie masz pewności czy równie chętnie wyruszą na wojnę poza swą nową ojczyznę, tak jak zrobiła to już część z nich, choćby Rodo, mięśniak, z którym miałeś się pojedynkować, a który dał o sobie znać nie tylko jako utalentowany i doświadczony wojownik, ale i jako ktoś obdarzony talentem do dowodzenia i motywowania innych.
- Spokojna noc. - rzucił Kosil, ten sam śmieszek z treningu, którego poznałeś pierwszego dnia. - Mam wrażenie, że jedna z ostatnich. -
– Spokojne dni były policzone już od początku tej wojny – odparł ponuro, poprawiając leniwie zbroję. – Liczmy na to, że w razie czego ta okolica ma kilka dni więcej spokoju, niż sądzimy.
-
- Myślisz, że kiedyś uda im się tu przebić? Drowom na ich Czarnych Arkach albo samym Demonom?
-
– Będą próbować. Liczmy na to, że wraki ich okrętów nie popsują nam krajobrazu – odparł, dla odmiany, dosyć luźnym tonem.
-
- Szkoda, zawsze chciałem taką obrabować. Podobno jedna Czarna Arka ma w swoich ładowniach skarby większości znanego świata. A są tacy dowódcy, których żądza zysku pcha dalej.
-
– Pokonanym dowódcom raczej się już te skarby na więcej nie przydadzą.
-
- Mrocznym Elfom tego nie wytłumaczysz, ja sam mógłbym żyć z ich bogactw skromnie… Powiedzmy jak hrabia.