Strzaskana Skała
- 
Warto przypomnieć, że macie ich stąd wszystkich wyciągnąć, a do tego żywych, całych, zdrowych i nienadgryzionych, więc lepiej będzie dać im jakieś szanse na przeżycie przed wypuszczeniem. Tak czy siak, dotarłeś do szopy, a w okolicy wciąż było spokojnie. Tylko na jak długo? 
- 
To jest, kurna, dobre pytanie. 
 Porzucił plan z niewolnikami, wrócił w okolice stodoły, a stamtąd przemknął do domostwa. Wszedł z rewolwerem w dłoni i sercem na ramieniu, gotowy zastrzelić wszystko, co się rusza i preferuje ludzinę na miękko.
- 
Niewielki przedpokój był pusty, nie licząc trupa zastrzelonej wcześniej kobiety. Drzwi prowadzące dalej były otwarte i prowadziły do czegoś, co wyglądało na jadalnię. 
- 
Chodź brodacz wiele w życiu widział, tak nie mógł wiedzieć, co zobaczy za drzwiami. Przełknął ślinę przygotował żołądek na wrażenia i przeszedł dalej. Tutaj się panie i panowie kanibale tuczą na ludzinie, co? 
- 
Wbrew pozorom całość była dość elegancka, z dużym stołem, licznymi krzesłami i pełną zastawą. Gorzej, że były tam resztki posiłku i choć na pierwszy rzut oka była to zwykła pieczeń, gulasz i zupa na kości, to nie miałeś wątpliwości, jakiego mięsa użyto do przygotowania tego jedzenia. Był też dywan, kominek i nawet kilka obrazów, nic tu nie pasowało do mieszkańców domu, ale nie ma co się dziwić, skoro go zawłaszczyli. Naprzeciwko i po prawej są kolejne drzwi, jedne i drugie zamknięte. Zza tych po prawej zaś słyszysz zbliżające się powoli kroki. 
- 
“-- Pełna klasa. --” Pomyślał, ale kroki szybko odwróciły jego uwagę. Ukrył się za stołem i wycelował rewolwer w drzwi, gotów do naciśnięcia spustu. 
- 
Ku twojemu zdziwieniu, przez drzwi weszła wiekowa, przygarbiona staruszka. Idąc powoli, zupełnie się tobą nie przejmowała. Właściwie nie byłeś pewien, czy cię zauważyła, najzwyczajniej w świecie zabierała naczynia ze stołu do koszyka, a gdy skończyła, odwróciła się, kierując się z powrotem do czegoś, co przez uchylone drzwi wyglądało jak kuchnia, gdzie przygotowywano posiłki. 
- 
Korzystając z tego, że starość prawdopodobnie niezbyt łaskawie obeszła się z kobietą, w ciszy podążył za jej plecami do kuchni. Gdy tylko znajdzie się na tyle blisko, ogłuszy ją szybkim ciosem w tył głowy. Nie była aż takim zagrożeniem. 
- 
Niekoniecznie miałeś rację, bo gdy ją ogłuszyłeś, a ta upadła, zauważyłeś, że ma przy sobie nóż i dwa rewolwery, które niekoniecznie musiała nosić dla ozdoby. Pomieszczenie było rzeczywiście kuchnią, typową kuchnią, upiorną tylko dlatego, że wiedziałeś, co się tu przygotowuje. W kuchni były jeszcze jedne drzwi, otwarte, które prowadziły do spiżarni. Nie było tu na szczęście nabitych na haki i marynowanych ludzi, ale warzywa, chleb, nabiał, owoce, przyprawy i tym podobne, zwyczajne jedzenie. 
- 
Przynajmniej to było jakimś pocieszeniem… Rozbroił babcię, zabierając jej broń i wiążąc jej dłonie za plecami. Po tym zawrócił do jadalni, podchodząc do drugich drzwi. Nasłuchał, czy ktoś jest po drugiej stronie. 
- 
Jeśli był, to był bardzo cicho, bo nie słyszałeś nic. Dopiero po chwili do twoich uszu dobiegł dziwny dźwięk i chwilę zajęło ci zrozumienie, że był to dźwięk jaki wydają klawisze pianina. 
- 
Dziwne, ale zajęcie tamtej osoby pianinem było mu na rękę. Powoli, delikatnie nacisnął na klamkę i wszedł, celując rewolwerem tam, gdzie słyszał pianino. 
- 
Fałszywy alarm, jak się okazało. W środku było pianino, a także sofa, kominek, kilka foteli, biblioteczka, kolejne obrazy i tak dalej, ale nie było żadnego z kanibali. Tym, kto grał na pianinie był szary kot, który wlazł na instrument i przechadzał się po klawiszach. 
- 
Sey odetchnął z ulgą, pchlarz narobił mu strachu. Teraz tylko pozostawała jedna kwestia, czyli jak dostać się na piętro? Nie widział żadnych schodów. 
- 
Drzwi, znów na prawo. To najpewniej za nimi znajdowały się schody. 
- 
Ostrożnie nacisnął na klamkę i wszedł na klatkę. Uniósł rewolwer nad siebie i zaczął wspinać się po schodach. 
- 
Cicho, ciemno i upiornie. Na szczycie schodów drzwi, a za nimi słyszysz jakieś głosy czyli tym razem na pewno dojdzie do starcia z kanibalami. 
- 
Kiedyś musiało. Nacisnął na klamkę i zajrzał do środka, wchodząc najpierw lufą rewolwera. 
- 
Widziałeś jednego, stojącego na końcu korytarza, obok zakrętu. Nie miał broni w dłoniach, ale widziałeś kaburę z rewolwerem przy pasie, na którym trzymał dłoń. Był do ciebie odwrócony bokiem, ale zaczął się odwracać, gdy usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi. 
- 
Seymour gwałtownie wyciągnął przed siebie rękę z rewolwerem, celując prosto w jego twarz. Był gotowy do strzału gdyby tamten tylko sięgnął po broń. 
 — Spróbuj pisnąć, a dorobię Ci jeszcze jedną dziurę na buźce. — Powiedział surowo, taksując go wzrokiem.
 

