Bismarck
-
– W piwnicy są skrzynie i do jednej z nich zajrzałem. Leki, strzykawki i inne takie pierdoły, które są nam tak bardzo, kurwa, potrzebne. Gdyby te chuje w bazie nam dały po granacie, to nie mielibyśmy teraz z nim problemu. Cwel ma na sobie kamizelkę kuloodporną, hełm i maskę przeciwgazową.
-
- No to na co tu jeszcze czekamy? Do bazy i na koń, a jak sprowadzimy tu chłopaków i zabierzemy ten sprzęt, to jak nic dostaniemy awans. Ta jedna misja da więcej łupów niż wszystkie inne wypady, nasze i reszty, w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
-
– Jeżeli mamy tu zwołać ekipę, to musi tutaj ktoś zostać i pilnować tego fiuta, żeby nigdzie tego nie wywiózł albo nie spalił.
-
- E tam, przesadzasz. Jest jeden, a poza tym to taki buc, że nawet nasze stare wilki przy nim wymiękają pod tym względem. Teraz pewnie będzie siedzieć w środku i myśleć, jak to on nie jest zajebisty, że nas wykołował.
-
– Skąd wiesz, że jest sam? Może jego ludzie poszli w miasto albo jeszcze chuj wie co innego? Nie chcę stracić tego, co on na razie ma.
-
- No to co robimy? Rzucić monetą?
-
– Rzucaj. Jeżeli wypadnie reszka, to zostaję, a ty jedziesz.
-
Rzucił, wedle życzenia, a gdy pokazał Ci monetę, widniał na niej orzeł.
- Pospiesz się tylko. - mruknął, choć nie byłeś pewien, w jakim stopniu był niezadowolony z wyniku rzutu. -
Pokiwał głową i złapał go za ramię.
– Jeżeli coś cię złapie za jaja i nie będzie chciało puścić, to wal do mnie przez radio. – puścił go i odszedł. Teraz tylko po motocykl i zapierdalać świńskim pędem na posterunek. -
Trasa nie była zbyt długa, więc szybko trafiłeś na miejsce.
-
//Okej, opisałem ten posterunek. Może opis nie jest jakiś wybitnie dobry, ale myślę, że wystarczy.//
– Bramę otwierać, kurwa! – wydarł japę i dodał trochę gazu, aby silnik motocykla zaryczał. Nie ma teraz czasu, więc im szybciej dostanie pozwolenie na zebraniu ludzi i pojechania do tego miasteczka, tym lepiej. – No już!
-
Strażnicy nie mieli najmniejszej ochoty na mieszanie się w niepotrzebne kłótnie i spory, zwłaszcza z kimś, kto jest dobrze uzbrojony i wyraźnie wkurwiony, więc od razu spełnili Twoją prośbę.
-
Wjechał przez bramę i zostawił motocykl przy motelu. Teraz tylko znaleźć dowódcę, który sprawuje pieczę nad całym posterunkiem, wyjaśnić mu całą sytuację i prosić o zgodę, aby wysłać kilkunastu chłopaków z karabinami do tego miasteczka. Najpierw sprawdził czy nie ma go w jego kanciapie, która wcześniej była rejestracją motelu. Jeżeli go tam nie ma, to się rozejrzał po okolicy.
-
Znalazłeś go właśnie tam, gdy siedział i w zasadzie nie robił nic szczególnego, a miał do Ciebie tyle zaufania, że nie zaczął nagle przeglądać jakichś papierów, żeby zmienić to pierwsze wrażenie.
- Nie wiem z czym przychodzisz, ale niech to będzie dobre. -
– Dobre. Z Vincentem znaleźliśmy dużo cennych rzeczy… Leki, pewnie broń i chuj wie co jeszcze, ale potrzebujemy chłopaków z bronią, aby to zdobyć.
-
- W jakie gówno chcesz nas wpakować tym razem? Każdy kretyn zwietrzy w tym pułapkę z dobrego kilometra!
-
– Jeden człowiek się z tym wszystkim zabunkrował na komisariacie. Jak przyjedzie kilkunastu chłopa uzbrojonych po zęby, to mu pała zmięknie.
-
- Nie śmierdzi Ci tu coś? Jeden gość, a tyle dobra? Może on też ma kumpli?
-
– Albo miał, bo się chyba skrzywił, gdy wspomniałem mu coś o dzienniku, który znalazłem przy jednym truposzu.
-
- Dziennik? Jeszcze biblioteczkę se kurwa załóż. Mam chociaż nadzieję, że nie zostawiłeś go tam samego, żeby mógł się jeszcze lepiej zabunkrować albo wszystko spalić czy inaczej posłać w pizdu?