[Metro-Zdzieszowice] Tunele
-
// Nie, możesz zmieniać trasy, kombinować, wymyślać. Ba, nawet możesz przejść się powierzchnią. Twój wybór. //
-
Choć przesmyki najbardziej mu odpowiadały, to przejście nimi z żywym towarem nie byłoby zbyt szybkie czy komfortowe, dlatego postanowił część trasy pokonać korytarzami awaryjnymi, do których to się od razu skierował.
-
Szczurołap [T- 3 (Dzień 0)]
Na całe szczęście jedno z wejść do korytarzy znajdowało się niezwykle blisko kryjówki Szczurołapa, a nawet równolegle do niej. Wystarczyło przejść kilkanaście metrów, by znaleźć się w wąskim przejściu.
Wilgotne, zaszłe zaciekami ściany pokrywała coraz śmielej ekspandująca pleśń, a dusząca woń stęchlizny nie opuszczała towarzyszy ani na moment. Pomimo tego, że korytarzami przemieszczała się nie tak mała liczba osób, to nikt nie garnął się do ich uprzątnięcia czy niedoczekanego remontu. Światło latarki co rusz ogarniało swoim snopem smętnie zwisające z sufitu rury, przebiegające między nogami, wielgachne szczury i dziesiątki walających się tu śmieci, zgniłych i nikomu nie przydatnych.
Poruszając się naprzód, Szczurołap w pewnym momencie poczuł na swym ramieniu rękę Kulawego.
— Stój. Słyszysz? — Szepnął, wskazując placem punkt w oddali. Początkowo herszt nie mógł wyłapać o co chodzi jego towarzyszowi, ale po chwili całkowitej ciszy dotarł do niego dźwięk podobny do stłumionego bulgotania. -
Skinął lekko głową. Ostrożnie odłożył na ziemię kobietę, którą niósł, aby oburącz złapać za swoją broń, którą wycelował w kierunku dźwięku. Niestety, choć jeden taki kołek powinien wystarczyć do zabicia przeciwnika, najpewniej mutanta, to musiał trafić, a może nie mieć czasu na przeładowanie, więc zamiast strzelać na ślepo, zaczekał.
-
Szczurołap [T- 3 (Dzień 0)]
Czekanie nie przyniosło zmiany sytuacji: z głębi korytarza wciąż dochodziły niepokojące dźwięki, ani nie zbliżające się do trójki, ani nie oddalające od niej.
— Podejdźmy tam. — Zaproponował Kulawy, łapiąc swą “halabardę” w obie dłonie. — Osłaniam, w razie czego. -
- Ja mogę go ustrzelić, Ty nie. Sam idź. - odparł, a nie była to oznaka tchórzostwa, bo rzeczywiście poszedłby, ale w jego głowie to on lepiej wyglądał jako ten osłaniający, skoro miał czym osłaniać.
-
Szczurołap [T- 3 (Dzień 0)]
— No ta, dobra. — Odpowiedział.
Kulawy ruszył do przodu, poszczękując protezą. Pomimo niesprawności jego ruchy miały w sobie pewną grację, której nie można było mu odmówić. Każdy z jego kroków był perfekcyjnie odmierzony, dzięki czemu sztuczna noga nie wydawała się problematyczna, a wręcz przeciwnie, chłopak nierzadko używał jej na swoją korzyść, wiedząc, że metal jest znacznie wytrzymalszy od ludzkich tkanek.
W pamięci bandyty wciąż pozostawał obraz jednej z walk, kiedy jego towarzysz celowo wycelował kopnięcie wprost w środek paszczy mutanta, a ten zacisnął rzędy ostrych jak brzytwa zębów na zimnym metalu. Proteza wytrzymała, a Kulawy wykorzystał skonfundowanie bestii na zatopienie noża głęboko w jej czaszkę. Co za gość.
W końcu dwójka podeszła na tyle blisko, by zobaczyć co było źródłem dziwnych dźwięków.
Pokryta grzybiastym nalotem ściana nosiła na sobie nienaturalne, mięsiste wybrzuszenie. Padający na nią strumień światła co rusz odbijał się, jakby w tej masie znajdowało się lustro, bądź inny, wypolerowany przedmiot. Szczurołap mógł także dostrzec kilka obwisłych odrośli, przywodzących na myśl ludzkie kończyny.
— No przecież, to tylko kielich. — Odezwał się Kulawy z ulgą w głosie, najwidoczniej nie widząc tutaj żadnego niebezpieczeństwa. -
- Teraz są w tych tunelach rzeczy, jakie nie śniły się nam na powierzchni. - odparł i machnął swoją bronią. - Odsuń się i bądź gotów. Strzelę w to kołkiem, cholera wie czy to nie jakiś drapieżny grzyb, który się na nas czai. - odparł, widocznie nie podobało mu się skojarzenie z kończynami. Jego intuicja czy też przesadna ostrożność w niektórych sytuacjach ratowały życie, więc wiedział, że Kulawy wykona rozkaz. Gdy tylko się oddalił i przygotował, Szczurołap odetchnął głębiej, wycelował w sam środek owego wybrzuszenia i nacisnął spust, posyłając tam kołek.
-
Szczurołap [T- 2 (Dzień 0)]
Kołek z charakterystycznym świstnięciem opuścił prowadnicę i trafił niemalże w sam środek wybrzuszenia, zatapiając się w nim z miękkim mlaskiem. Masa zadrgała kilka razy, poruszyła się nieznacznie, po czym… wchłonęła w siebie pocisk.
— Luz, szefie. — Odezwał się Kulawy zza pleców Szczurołapa. — To tylko kielich, do tego najedzony, coś tam trawi. — Wskazał palcem mięsistą narośl. — Damy radę przejść obok.
-
Mruknął coś pod nosem, żałując, że tamten nie powiedział tego wcześniej, tak jest jeden kołek w plecy, bo zwykle był w stanie wyjmować je z ciał zabitych wrogów czy mutantów, tu nie ma co na to liczyć. Ale przynajmniej może być pewien, że tym czymś martwić się nie musi. Szybko nabił broń ponownie, znów przerzucił sobie kobietę przez ramię i wznowił przerwaną wędrówkę, nie było sensu spędzać w tunelach więcej czasu, niż to niezbędne.
-
Szczurołap [T- 1 (Dzień 0)]
Ruszyli więc dalej, jedynie Kulawy zatrzymał się jeszcze na sekundę przy samej narośli, zaskoczony czymś, co zwróciło także uwagę samego Szczurołapa.
W objęciach pulsującej masy znajdował się człowiek, a raczej zwłoki, które co najwyżej jeszcze tydzień temu mogły być człowiekiem. Odrośla, które herszt wcześniej zauważył, były jego kończynami, obecnie trzymającymi się przy ciele dzięki sile wysuszonej, wyzutej z tkanki skórze i strzępom strawionych ubrań. Twarz trupa - powoli pochłaniana przez mutanta, doszczętnie pozbawiona wszelkiej witalności, z ściągniętymi mięśniami i pękającą skórą, odsłaniającą wysysane mięso - prezentowała się wręcz demonicznie. Mężczyzna zastygł z wyrazem przerażenia na twarzy, jego usta otwierały się w wyrazie tytanicznego bólu, rozdzierającego duszę i ciało równocześnie.
Najciekawszą częścią tego osobliwego obrazu był nóż wbity w masę. Siedział w niej niemalże po samą rękojeść, więc można było dostrzec jego błyszczące ostrze - zapewne wykute z stali nierdzewnej- inicjały “J. W.” wybite na rączce i same okładziny z drewna, jakiego Szczurołap nigdy w życiu nie widział, nieznajomo ciemnego. Na rękojeści wciąż zaciskała się dłoń nieszczęśnika, choć wygięta w dziwaczny, nienaturalny kąt. Pośmiertne skurcze zapewne odpowiadały za to.
— Cacko, co? — Rzucił Kulawy, wzdychając nad ostrzem.
-
- Teraz już takich nie robią. - przyznał Szczurołap, wpatrując się w ostrze. Byłby w stanie wyciągnąć je tak, aby nie sprowokować w żaden sposób narośli?
-
Szczurołap [T- 1 (Dzień 0)]
Narośl nie dotykała bezpośrednio noża, lecz widząc los trupa, konsekwentnie trawionego przez mutanta i wciąż zaciskającego dłonie na klindze, trudno było ocenić czy broń była warta tego ryzyka.
-
Warta to ona była niejedno i szybko znalazłby się na to kupiec, o ile Szczurołap nie zdecydowałby się zostawić broni dla siebie lub podarować komuś z bandy. Ale o wiele bardziej cenił swoje życie i zdrowie niż kolejny nóż do kolekcji, więc odpuścił, choć zanotował w głowie, aby poszukać czegoś, co ułatwiłoby mu bezpieczne wyciągnięcie broni, gdy już zajmie się swoją robotą. Niemniej, teraz poprawił chwyt na przerzuconej przez ramię kobiecie, w drugą dłoń wziął kołkownicę i dalej kontynuował swój marsz, nic pożytecznego nie wyniknie z dalszego stania i gapienia się na to coś.
-
Szczurołap [T- 11 (Wydarzenie)]
Wiec ruszyli dalej, a droga przebiegała im bez większych zakłóceń, jeżeli nie liczyć by biegających tu i ówdzie szczurzych stadek oraz kilku nieco większych, gryzoniowatych mutantów, które popiszczały groźnie, ale finalnie zawsze uciekały.
Problem napotkali dopiero przy omijaniu Stacji Galeryjnej. Tego, że znajdowała się zaraz za ścianą, można było domyślić się po charakterystycznym, przytłumionym gwarze handlu i negocjacji, jaki dobiegał od jej strony. Jednak nie było to jedyne, co słyszeli…
— …Dobrze wiesz, że był niewinny! Jest niewinny, nie może skończyć w więzieniu! — Burzył się wysoki, żeński głos.
— Świadkowie potwierdzili winę twojego brata. Oczywiście, mogę sprawić, że wycofają swoje zeznania, a Anton zostanie uniewinniony… za odpowiednią sumą. — Tu z kolei przemówił głos o wiele dojrzalszy, męski.
— …Ile?Rozmowa dochodziła zza łuku tunelu, lecz był on na tyle łagodny, by Szczurołap z łatwością mógł wychylić się i spojrzeć w tamtym kierunku, choć wtedy tamci także byliby w stanie go dostrzec. Jednak co ważniejsze, blokowali swoją obecnością korytarz, przez co łowca musiał szukać drogi dookoła, o ile oczywiście nie chciał być zauważonym. Opcji było wiele, mógł wykorzystać przesmyki odpływowe bądź w jakiś sposób przejść przez teren stacji.
-
//A mogę po prostu zaczekać, aż skończą negocjować, i wtedy iść dalej? Wciąż niezbyt orientuję się w tych wszystkich trasach.//
-
// Hmm, ciekawe rozwiązanie. Możesz. //
-
Nie miał zamiaru ryzykować. No, może gdyby właśnie wracał lub szedł bez towaru, to wtedy by się wychylił, tak zwyczajnie obawiał się tego, że zostanie przyłapany na handlu ludźmi, z czego mogła wywiązać się bijatyka, strzelanina albo płacenie za milczenie, które wcale nie było pewne. Dlatego oddał kobietę Kulawemu i kazał mu się nieco cofnąć, ale na tyle, aby wciąż byli w zasięgu słuchu i wzroku, obawiając się, że kobieta może jakoś spróbować wołać o pomoc pomimo knebla i zainteresować tamtych. Sam zaś przyczaił się i czekał, aż tamci skończą negocjacje i odejdą, nasłuchując, bo może dowie się czegoś ciekawego? Nie tracił jednak czujności, w razie gdyby tamci mimo wszystko postanowili iść w jego kierunku.
-
Szczurołap [T- 10 (Wydarzenie)]
— Pomyślmy, pomyślmy… — Odpowiedział mężczyzna. — Świadkowie niechętnie zmieniają zdanie, więc myślę, że będą potrzebowali koło stówy na głowę…
Kobieta jęknęła.
— Ale kolejna rozprawa, zwoływanie ławy, urzędników z Perły, poprawki w raporcie dla Dyktatora… Sama rozumiesz Tatiano, dla mnie, rewizora, to ogrom dodatkowego zachodu. Tysiąc. Czyli łącznie wychodzi nam… Fiu, fiu, fiu, całkiem tanio. Tysiąc trzysta waluty.
Szczurołap szybko przekalkulował to w głowie. Facet prosił o sporo. Naprawdę sporo. Więcej niż roczny zarobek sporej części społeczeństwa. Więcej, niż koszt niektórych niewolników. Ale jeżeli mówił prawdę… To do cholery, był rewizorem. Urzędnikiem nadzorującym prawo i porządek na stacji, odnoga władzy Perły. Tatiana, kimkolwiek była, nie mogła zbyt wiele zdziałać. Rewizor miał wszystkie asy w swoim rękawie.
— T-to… To niedorzeczne! Nie mam takich pieniędzy! Czego ty oczekujesz?! Że będę się sprzedawała po kątach i ciemnych alejach?!
— Cieszę się, że wychodzisz z inicjatywą, ale to nie będzie konieczne. Mieszkanie.
— …Co?
— Sprzedaj je, zapłać mi, a Anton wyjdzie na wolność.
— Ty… Zapomnij o tym! Tyle lat krzątaliśmy się z ojcem po peronach tylko po to, żeby żyć jak ludzie. Nie sprzedam, po moim trupie!
— A nie trupie twojego brata? W końcu nie będą czekali z wyrokiem przez wieczność, Tatiano.
— Ty… Ty… Ty żmijo oślizgła! Ty przebrzydła, zakrawacona żmijo!
Głośny trzask. Krótki pisk kobiety.
— Uważaj na język, ja nie jestem jedną z twoich peronerii.
Kobieta dyszała głośno, lecz milczała.
— Decyduj. Dostanę moje pieniądze, a Anton wróci do Ciebie czy zostawisz go w więzieniu, by zgnił?
Chwila ciszy.
— Daj mi kilka dni. Muszę pomyśleć.
— Kilka dni? Ojej… No dobrze. Jednak radziłbym się pospieszyć. Wyciągnięcie twojego braciszka z Stalagu będzie już znacznie trudniejsze, no i kosztowniejsze, oczywiście.
— Trzy dni. Daj mi trzy dni. Błagam.
— Nadużywasz mnie Tatiano… Ale niech będzie. Za trzy dni przyjdziesz tutaj, a ja rozwiążę wszystkie twoje problemy. Miłej nocy.
W końcu zza łuku dobiegły oddalające się kroki. Jedna, dwie, nie, trzy pary stóp. Trzy pary męskich stóp odchodziły w głąb stacji, zostawiając za sobą dźwięk cichego, żeńskiego łkania.
-
//Czyli ona tam została, tak? I jak pójdę dalej to na nią wpadnę?//