Więzienie Kolonialne
-
Niezbyt twórczo nazwane, bo nazwa nie ma być taka. Ma za to wzbudzać szacunek wobec prawa i strach przed jego łamaniem. I to robi doskonale.
Więzienie kolonialne położone jest na południowym skraju Wielkich Równin, jednak i tak w promieniu pięćdziesięciu kilometrów nie ma nic poza prerią, co na pewno utrudnia ewentualną ucieczkę. Ale dla skazańca to właściwie najmniejszy problem, ponieważ więzienie jest w istocie zamkiem, prawdziwą twierdzą. Ma to dwojaki cel. Po pierwsze, położone jest na terenach, gdzie nie brakuje tubylców, a ci mogliby spróbować zaatakować więzienie. Nie są aż tak głupi, jak ich władze kolonii malują, wiedzą, że mogą znaleźć tu wiele nowoczesnej broni lub wypuścić stąd ludzi, którzy zajmą kolonizatorów na tyle, aby dać im nieco oddechu. Dlatego grube mury zaopatrzone w pochodzące z zamierzchłych czasów blanki oraz wieże to coś, co ułatwia odpieranie ataków z zewnątrz, podobnie jak solidne, drewniane wrota, na które można spuścić jeszcze metalową kratę. Utrudnia to też ucieczkę więźniom, podobnie jak skomplikowany labirynt korytarzy prowadzący do cel czy liczny, bo liczący prawie dwieście osób, kontyngent byłych lub obecnych wojskowych, Konstabli, Szeryfów i zakontraktowanych najemników o kryształowej opinii wśród władz. Mający do dyspozycji bogato wyposażone zbrojownie oraz potrafiący obsługiwać cały zgromadzony tam sprzęt, na pewno są czymś, co skutecznie powstrzyma każdą próbę buntu czy ucieczki. Poza umocnieniami w więzieniu znajdują się trzy sekcje. Jedna wypełniona jest celami i prowadzącymi doń korytarzami, są tam też łaźnie i stołówki dla osadzonych, choć nie korzystają z nich częściej, niż trzeba, podobnie jak z placu pełniącego funkcję spacerniaka. Drugie skrzydło to zbrojownia, kwatery strażników, miejsca dla ich rekreacji i odpoczynku oraz tym podobne, a pomiędzy tymi dwiema częściami znajduje się biuro naczelnika więzienia oraz plac egzekucji, gdzie szpalerem stoją szubienice, a także jest ściana przeznaczona do wykonywania wyroków poprzez rozstrzelanie. W celach siedzą najgroźniejsi przestępcy, mordercy i inni bandyci, członkowie bądź hersztowie największych gangów, ludzie sierżanta Hollistera czy oprychy Krwawej Dłoni, a niekiedy trafiają się też Wizjonerzy lub zdrajcy, jak określa się szeroko grupę ludzi, którzy utrzymywali kontakty z tubylcami na znaczącym poziomie lub działali przeciwko władzy kolonii, co oznacza choćby partyzantów z Gór Granitowych. Poza wyrokami śmierci, odsiadują tu też ci, którym w więzieniu przyszło spędzić dwadzieścia pięć lub pięćdziesiąt lat, a nawet całe życie, skąd są czasem “wypożyczani” do pracy pod eskortą w kopalniach, kamieniołomach, przy budowie linii kolejowych i tak dalej. Do tej pory, odkąd istnieje więzienie, i odkąd trafiają tu przestępcy z całej kolonii, a w wyjątkowych przypadkach też z tych sąsiednich, jeśli tam nie ma akurat miejsca dla skazańców, z więzienia uciekło łącznie zaledwie pięć osób, z czego trzy zostały schwytane po krótkim pościgu i znów trafiły do cel lub na stryczek, jedna zmarła po drodze z ran podczas walki ze strażnikami, a tylko jeden wciąż przebywa gdzieś na wolności… -
Radio:
Więzieniu mogłaś przyjrzeć się tylko na chwilę, gdy Jimmy i David zarządzili krótki postój. Później znów musiałaś skryć się w kufrze, aż wóz nie zatrzymał się przed wielką bramą. Choć ściany kufra były grube, to dość wyraźnie słyszałaś rozmowę na zewnątrz, bo odbywała się bardzo blisko Ciebie:
- Stać! Wy tu czego? - zapytał jakiś nieznany Ci głos, z całą pewnością jednego ze strażników.
- Przekaż swojemu szefowi, że mamy dla niego prezent. - odparł Jimmy i otworzył kufer, aby wszyscy mogli Cię zobaczyć. - I powiedz żeby przygotował nagrodę.
Zaklęcie, które umożliwiało Ci widzenie przez opaskę, przestało działać, więc nie mogłaś zobaczyć twarzy czy reakcji strażników, choć mogłaś się tego domyślać.
- Taaa… Teraz rozumiem, skąd ten kufer. - powiedział jeden, gwiżdżąc z podziwem. - Raczej ciężko byłoby ją przegapić i jakiś inny łowca mógłby wejść Wam w paradę.
- Każdy inny łowca. - dodał ten sam strażnik, który odezwał się jako pierwszy. - Dali ładną sumkę za odstawienie jej żywej.
- Była aż taka kłopotliwa? - zapytał inny, trzeci głos.
- Wiadomo, że by się stawiała, a nie miałem zamiaru zdzielić jej w łeb, skoro miała być cała i zdrowa, żebym dostał swoją wypłatę, więc to musiało wystarczyć. - odparł Jimmy i pociągnął Cię lekko za włosy, abyś była lepiej widoczna, a następnie złapał dłonią za policzki, odwracając twarz w kierunku strażników. - Przywitaj się, Jannet.
Cóż, pamiętałaś, że to była część planu, im bardziej agresywną i trudną do upilnowania będziesz zgrywać, tym większa szansa, że dostaniesz się do środka w kufrze, gdzie znajdował się nie tylko scyzoryk, ale i zapas broni dla Ciebie oraz więźniów, po których tu przybyliście. Nie musiałaś w sumie zbytnio udawać, gesty Stara były odpowiednio irytujące, a ból spowodowany tym, że więzy były ciasne, a knebel niewygodny, zwłaszcza że postój był jeden, krótki i nie rozwiązano Cię w czasie jego trwania, też ułatwiał wczucie się w rolę, teraz tylko wystarczy ją dobrze zagrać, choćby szamocząc się czy warcząc przez knebel, na którym zacisnęłaś zęby. -
Rzeczywiście, Jannet nie trudno było się wczuć w rolę, szczególnie, że przez ostatnie kilka dnia miała zdecydowanie wystarczająco powodów do wściekłości. Zacisnęła zęby na kneblu, dosłownie chcąc go rozgryźć, a także zaczęła desperacko szarpać się w kufrze, by rozerwać pętające ją więzy. Posłała także wiązankę zza knebla, która choć nie byłą zrozumiała przez szmatę, to swoje zadanie spełniała należycie, a do tego pozwalała Jannet wyżyć się słowami na funkcjonariuszach.
— Wy pieprzone, psiarskie kurwy! Powystrzelam każdego z was, będą zbierać wasze flaki z ścian! Wszyscy razem ssiecie gałę Hoodoo Browna, jebane ludziki, które nie miały co zrobić z życiem! Nie żyjecie, czaicie to?! Mam was w dupie, nie ma takiej siły, która by mnie powstrzymała! Zabije wasze żony, siostry, jej dzieci, a potem poderżnę gardła waszym matkom! -
Nie byłaś w stanie tego wypowiedzieć, tkwiące ciasno w ustach wędzidło skutecznie uniemożliwiło wypowiedzenie choć jednego słowa w sposób zrozumiały, ale nie o to przecież chodziło, tak tylko odgrywałaś swoją rolę, co wyszło Ci raczej sprawnie.
- I cały czas była taka agresywna? - zapytał jeden ze strażników, może rzeczywiście ciekaw, może chciał tylko podtrzymać rozmowę, dopóki wysłany wcześniej po naczelnika więzienia człowiek nie wróci, a Wy nie wjedziecie do środka.
- Jak wyjąłeś knebel było tylko gorzej. - odparł David, a kilku parsknęło śmiechem.
- Śmiało, ulżyj jej. - odparł tamten, widocznie chcąc się z Ciebie ponabijać. Ale to też lepiej, choć chwila wytchnienia od knebla jest cenna, gdy ma się tak zdrętwiałą i bolącą szczękę, a także dawała okazję przekazać groźby w nieco bardziej artykułowany sposób. Jimmy zapewne pomyślał o tym samym, bo po chwili wahania i rozplątywania skórzanych pasków z tyłu głowy, wyjął Ci wędzidło z ust. -
A Jannet od razu zabrała się za swoją robotę.
— Zajebie was! Zajebię was wszystkich! — Odgrażała się. — Z tym pedalskim Hoodoo Brownem, szeryfami i każdym konstablem na czele! Wszyscy jesteście martwi! — To mówiąc nabrała śliny w usta i splunęła w miejsce, gdzie słyszała strażnika mówiącego “śmiało, ulżyj jej”. Przy tym rzucała się tak, jakby naprawdę myślała, że jest w stanie rozerwać liny siłą samych mięśni. -
Twoja tyrada wzbudziła śmiech, nie byłaś jeszcze w stanie spełnić swoich gróźb, a oni nie wiedzieli, że w ogóle to zrobisz, choć dopiero później. Tak czy siak, rozbawiłaś ich, tym splunięciem jeszcze bardziej, ale śmiali się wszyscy, poza tym strażnikiem, którego trafiłaś. Poczułaś przy policzku pęd powietrza, jakby chciał uderzyć Cię za to, co zrobiłaś, ale do samego ciosu nie doszło.
- Jeśli potrącą mi przez Ciebie z wypłaty, to pożałujesz. - mruknął Jimmy, a sądząc po syknięciu bólu strażnika, swoje słowa poparł też argumentem siłowym. Nie mogłaś mu rzecz jasna podziękować, a nawet nie dał Ci na to szansy, ponieważ ponownie zakneblował Ci usta wędzidłem, wpychając je do ust niemalże na siłę, a także zawiązując ciasno paski z tyłu głowy. -
Warknęła agresywnie, po raz kolejny czując ból spowodowany węzidłem. Teraz była na tyle zdeterminowana, że mogłaby wyciągnąć byłych towarzyszy z kicia nawet sama, byle by pozbyć się upierdliwych pęt, więzów, sznurów i knebla. Porzucała się jeszcze przez moment, wykorzystując to do tego, by później jej kończyny szybciej powróciły do normy.
“Jeszcze zobaczymy, kto się będzie śmiał…” -
- Musiałeś się z nią namęczyć, co? - zapytał inny strażnik, chcąc nieco rozładować napięcie, co mu się udało, a tak przynajmniej mógł myśleć, Jimmy bowiem szybko potrafił zmienić mimikę twarzy i ton głosu na bardziej beztroski. I takim też odpowiedział.
- No cóż. Nie ukrywam, że bywały też… przyjemniejsze momenty. - odparł, na co kilku strażników parsknęło śmiechem, ale naprawdę śmiać się i gwizdać zaczęli, gdy Jimmy w pauzie między jedną częścią zdania a drugą złapał Cię za piersi. -
Chociaż teraz miała być tylko aktorką, to rzeczywiście miała ochotę mu przywalić, co planowała po tej całej akcji w więzieniu, co nie oznacza, że teraz mu na to pozwalała. Naprężyła się i wybiła głową do przodu tak, by uderzyć nią tam, gdzie Star powinien mieć swoją. Silnie.
-
Ten post został usunięty! -
Nie byłby to pierwszy raz, gdy tak zareagowałaś na jego obmacywanie, więc spodziewał się czegoś takiego i tym razem Twój cios nie trafił. Jimmy rozpiął jeszcze Twoją koszulę, aby ukazać biust w pełnej krasie strażnikom, na co ci zareagowali podobnie jak wcześniej, choć głośniej. Tymczasem musieliście otrzymać wreszcie zgodę na wjazd do więzienia, bo wóz, na którym znajdował się kufer, ruszył naprzód, a Jimmy nie miał zamiaru zamykać jego wieka, chcąc sprawiać wrażenie, jakby obnosił się ze swoją zdobyczą, co Tobie nasunęło skojarzenia z tym, jak odstawił Cię do więzienia w Imperium…
-
//Gdybym dostawał grosz, za każdym razem gdy Jannet jest molestowana przez Jimmego to mógłbym już pewnie kupić pałac Hoodoo//
-
// Gdyby Jannet dostawała możliwość przywalenia Jimmiemu za każdym razem, gdy była przez niego molestowana, to wciąż by mu nie przywaliła, bo Kube nie pozwala. //
-
//Kilka razy się udało. Odpisuj lepiej, a nie ujadasz.//
-
// Dobra, dobra, pamiętaj tylko, że jeszcze mu się odwdzięczę w ten… czy inny sposób. //
Tyle, że teraz Jannet miała z sobą skrytkę pełną broni, a to wszystko było na pokaz, było inaczej. Chodziło jedynie o to, że Star wczuwał się w rolę o wiele bardziej, niż Jannet by chciała, albo wręcz przeciwnie, w ogóle się w nią nie wczuwał i po prostu szydził z niej dla własnej radochy. Zostawało jej jedynie spróbować obrócić się tak, by przystawić piersi do ścianki kufra i tym samym uniknąć nie do końca pożądanych spojrzeń strażników.
-
Pomimo tego jeszcze jakiś czas słyszałaś komentarze, gwizdy czy okrzyki, a te ucichły dopiero, gdy wieko kufra zamknięto. Czułaś, że został on ściągnięty z wozu, a następnie niesiony gdzieś jakiś czas, to po równym podłożu, to w górę, to w dół, aż w końcu ci, którzy go nieśli, zatrzymali się i postawili go na ziemi. Nim jednak zdążyłaś choćby sięgnąć po scyzoryk, bezpiecznie ukryty w skrytce, usłyszałaś kroki i odległe głosy, a później otwierane drzwi.
- Nagroda mi się należy. - usłyszałaś głos Jimmy’ego.
- Ależ oczywiście, panie Star. - odparł inny, na pewno nie strażnik. - Ale muszę się upewnić, że nie chce mnie pan oszukać. Otwierać kufer.
Jimmy zrobił to, co mu kazano, ale celowo zwlekał, pewnie chciał dać Ci więcej czasu, w razie gdybyś chciała jakoś schować scyzoryk lub coś w tym guście, ale powstrzymał westchnienie ulgi, gdy zauważył, że jeszcze nic nie zdążyłaś zrobić. Wraz z kimś innym, wyciągnął Cię z kufra i zawlókł, bo nogi wciąż miałaś związane, na jakieś solidne krzesło, na którym Cię usadzono.
- No i powie mi pan, że to nie ona, naczelniku?
- Och… Tak, tak… Z pewnością. Tak się składa, że pamiętam ją, choć była wtedy dzieckiem, gdy odwiedzałem jej rodziców. Stare dzieje. Wyroku na nią wydanego już nie cofnę, ale chcę z nią porozmawiać przez wzgląd na rodzinę. Proszę zaczekać z moimi ludźmi na zewnątrz, gdy skończę zaprowadzę pana do sejfu, skąd weźmiemy nagrodę.
- Zgoda. - mruknął Jimmy, bo wiedział, że w tej sytuacji nie ma co się stawiać i wyszedł, a gdy zamknęły się za nim drzwi, naczelnik ściągnął Ci opaskę z oczu.
Tak, pamiętałaś go. Rzeczywiście odwiedzał rodziców, ale były to głównie kontakty służbowe, a wymiana informacji wzajemnie ułatwiała im karierę. Ale jeszcze przed Twoją ucieczką z domu przestał ich odwiedzać, rodzice nigdy nie powiedzieli Ci, dlaczego. Teraz był już dobrze po czterdziestce, może nawet był starszy, choć bokobrody i wąsiska wciąż miał bujne i lśniące, acz głowa świeciła łysiną. Miał na sobie granatowy garnitur, niezbyt pasujący stróżowi prawa, choć miał na piersi gwiazdkę Szeryfa, a przy pasie kaburę z gustownie zdobionym rewolwerem. Jego biuro było niewielkie, poza krzesłem, na którym siedziałaś, fotelem, który zajmował on, dzielącym Was biurkiem z lampą naftową, kałamarzem z atramentem, piórem i zwojami papierzysk nie było wiele, może okno wychodzące na bramę więzienia, kufer, w którym zostałaś tu dostarczona, a także kominek, fotel obok niego, barek z trunkami i niewielka biblioteczka. -
Jannet początkowo wierciła się i rzucała w miejscu, ale zdębiała od razu, gdy usłyszała, że naczelnik pamięta ją. W tym momencie przeszła przez nią fala chłodnego paraliżu nieokreślanego strachu, która wzmogła się jeszcze bardziej, gdy ujrzała go. To nie tak, że rudowłosa bała się tego człowieka. Jej lęk był związany z wszystkim, co zostawiła z sobą w dawnym życiu, w życiu, w którym byli obecni jej rodzice, a naczelnik był z nimi związany…
“Spokojnie, uspokoję się, a później zabierzemy się za plan… będzie dobrze.” Spróbowała zebrać się do kupy. W wyobraźni przywołała obraz Liwiusza, zawsze będącego niezmąconym obrazem opanowania, wobec którego Jen miała ogromny szacunek. To, w pewnym stopniu, pomogło.
Gdy już pierwszy napływ strachu minął, a Jannet zdołała uspokoić emocje w pewnym stopniu, łypnęła na naczelnika spode łba, choć bardziej chodziło tu o udowodnienie odwagi samej sobie, niż jemu. O co zapyta? O co?! -
- Odkąd tylko usłyszałem o tym, że wystawiono za Tobą list gończy, modliłem się do wszystkich znanych mi bogów, naszych i tubylczych, aby to była prawda. A gdy okazało się, że jest, to oddelegowałem swoich najlepszych ludzi, aby opuścili więzienie i Cię znaleźli. Niestety, ubiegł ich jakiś pierwszy z brzegu rewolwerowiec, który miał po prostu farta, aby być we właściwym miejscu i czasie… Wszystko szlag by trafił, wtedy, w Imperium, gdyby nie ta ucieczka, choć z tego, co słyszałem, wtedy Twoja sytuacja niewiele różniła się od tej. - powiedział i przerwał monolog, aby parsknąć śmiechem, wskazując na więzy i knebel. - Nawet nie wiesz, jak zirytowała mnie ta wiadomość. - kontynuował, zmieniając szybko ton z rozbawionego na wyraźnie chłodny. - Ale zanim ruszyłem swoje siły i wpływy, aby wypuścić je na poszukiwania, sama do mnie trafiłaś… Los jednak czasem się uśmiecha do tych, do których powinien od początku. Wcześniej za bardzo uśmiechał się do Twoich rodziców, teraz pora, żebym to ja dyktował im warunki, gdy stracili dobrą passę… Nie martw się, nie będziesz moim więźniem. Bardziej kartą przetargową.
To, jak zaśmiał się, gdy skończył swoją przydługą wypowiedź, niemalże zmroziło Ci krew w żyłach, tak przerażającego śmiechu nigdy w życiu nie słyszałaś, a potęgowało to to, że nie wiedziałaś, o co mu naprawdę chodzi, może poza tym, że domyślałaś się, że masz być pionkiem w jakichś rozgrywkach między nim a Twoimi rodzicami-stróżami prawa. -
Przez myśl szczerze pobladłej z strachu Jannet przebiegło kilka myśli. Pierwsza dotyczyła tego, co właściwie rozgrywało się pomiędzy Arthurami, a naczelnikiem. Co spowodowało, że ich stosunki pogorszyły się aż tak? Czy to dlatego naczelnik przestał ich odwiedzać? I co rozumiał przez nazwanie jej kartą przetargową? Mimowolnie uspokoiło ją to w pewnym stopniu, w końcu znała swoich rodziców oraz ich upartość i wiedziała, że jeżeli mężczyzna będzie chciał coś na nich wywrzeć poprzez jej osobę, to nie odda jej tak łatwo. Dalej, co to oznaczało dla planu? Wszystko rozbijało się o to, czy dowódca straży więziennej opuści pomieszczenie i tym samym pozostawi ją samą, ale czy Jannet zdoła doczołgać się do kufra, wyjąć scyzoryk i rozciąć więzy na czas? Jeśli nie, będzie musiała improwizować. Cholera, cholera… Jedyne co mogła teraz zrobić, to udać butną minę i w dalszym ciągu słuchać naczelnika, starając się nie zdradzać lęku. Kątem oka spojrzała także na biurko. Zdołałaby strącić lampę naftową lub kałamarz na podłogę? Może gdzieś tu był plan więzienia?
-
Zapewne byś zdołała, ale byłaś wciąż związana, przez co trudno byłoby zrobić Ci to na tyle szybko, aby naczelnik się nie zorientował. Patrzył się na Ciebie jeszcze jakiś czas, to utrzymując kontakt wzrokowy, to przeciągle zerkając na dół, aż w końcu wstał i poklepał Cię po policzku.
- Muszę spłacić tego cholernego rewolwerowca. Ale nie martw się, gdy tylko wrócę, wyślę list do Twoich rodziców. Mam nadzieję, że cieszysz się na rodzinne spotkanie?
Przez knebel w ustach oczywiście nie mogłaś odpowiedzieć, a on chyba tego nie oczekiwał, bo po chwili opuścił pomieszczenie, ale słyszałaś jeszcze, jak mówił do kogoś, aby miał na Ciebie oko. Sporo zależy teraz od tego, czy ten ktoś wejdzie do środka, bo na razie na to się nie zanosi. Jimmy na pewno zajmie naczelnika, ale teraz wiedziałaś, że nie da rady zagadać go na tyle długo, jak zakładał wcześniej plan. Dlatego musisz się pospieszyć ze wszystkim, nim wróci, aby być chociaż uwolnioną z więzów, gdy się pojawi. -
Dlatego Jannet od razu zsunęła się z krzesła i co sił w całym ciele podczołgała do kufra, by wydobyć scyzoryk i rozciąć więzy dłoni, ściągnąć z oka opaskę, rozciąć więzy ramion, a następnie nóg (knebel pomijała, jako że teraz liczył się przede wszystkim czas, a nie wygoda). i dobyć broń. Świadomość, że jeżeli nie zdąży to rychło spotka się rodzicami pompowała w nią adrealinę, tutaj nie mogła zawieść. Dawała z siebie wszystko, byle zdążyć.
-
Wszystko zajęło o wiele więcej czasu niż w planie, ale nawet najlepsze plany mają to do siebie, że zwykle sypią się chwilę po wejściu w życie. Dotarcie do skrytki ze scyzorykiem było o wiele łatwiejsze, gdy byłaś zamknięta w środku, ale mimo to udało Ci się po jakimś czasie sięgnąć do niego i z wprawą rozciąć krępujące więzy. Pozbyłaś się wszystkich na rękach, a także tych na udach, ale na tym się skończyło, bo strażnik, któremu naczelnik polecił Cię pilnować, wszedł właśnie do środka. Choć był zaskoczony bardziej niż Ty, to widać, że był profesjonalistą i tylko takich zatrudniali do pracy w tym więzieniu, bo od razu zamknął za sobą drzwi jedną ręką, a drugą sięgnął po rewolwer, którego lufę wycelował prosto w Ciebie.
- Rzuć to i ręce do góry. -
// To jest ten moment, w którym umieram. //
“Kurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwachuj!”
Nie myśląc wiele, instynktownie rzuciła w niego scyzorykiem wymierzonym prosto w gardło. -
//Knebel.//
-
//Za każdym razem zapominam. Poprawione.
-
Trafiłaś, choć nie w gardło, on odruchowo zasłonił się ręką, w której nie trzymał broni, przez co scyzoryk wbił mu się w przedramię. Nie była to rana śmiertelna, ale na pewno bolała i tylko go tym wkurzyłaś, pozbawiając się alternatyw.
- Ręce do góry. - powiedział przez zaciśnięte zęby, kładąc nacisk na każde słowo. -
Powoli, jakby licząc, że nagle zdarzy się coś, co uratuje ją przed uwięzieniem, posłusznie uniosła dłonie do góry. Oddychała miarowo, obserwując każdy ruch strażnika. Gdyby tylko jego błąd dał jej szansę na wyciągnięcie się z tego!
-
- Rozwiąż się, później oddaj mi liny i ustaw się do mnie plecami. - polecił szybko, wciąż skupiając się na tym, aby celować do Ciebie z broni, a nie na bólu, jaki spowodowała rana i wciąż wbity w nią scyzoryk. - Już!
-
Prędko wykonała polecenie, jednak ustawiając się do niego plecami, niby z czystego przypadku i swojej własnej, spodziewanej po niej niezdarności, zahaczyła tyłem o jego rękę, w której tkwił scyzoryk. Jeżeli tylko strażnik skrzywił się z bólu, to wykorzystała moment by chwycić błyskawicznym uściskiem jego drugą dłoń, oddalić od siebie lufę broni (a najlepiej w ogóle wyrzucić ją z jego rąk) i przywalić mu z całej siły potylicą w twarz. Jeśli bańka nie załatwiłaby sprawy, to Jannet była gotowa na przywalenie strażnika do ściany, przerzucenie go przez siebie, a gdyby nawet to nie położyło go, ręczną konfrontację. Wszystko jednak zależało od tego czy zdoła skierować rewolwer tak, by nie był wycelowany wprost w nią.
-
Niestety, trzymał się od Ciebie na tyle daleko, że plan spalił na panewce, a nim wymyśliłaś inny, z pomocą zabranych od Ciebie lin ponownie skrępował dopiero co uwolnione ręce, wykręcając Ci je do tyłu i wiążąc ciasne supły na nadgarstkach i ramionach.
- Siadaj. - polecił krótko, wskazując na krzesło, które nie tak dawno zajmowałaś, dopiero wtedy poświęcając chwilę czasu na wyciągnięcie scyzoryka z rany i prowizoryczne opatrzenie jej uciętym rękawem koszuli. -
Ale Jannet ani przez myśl nie przeszło, by wykonać polecenie. Choć nawet zbliżyła się nieznacznie do krzesła, to tylko dla zmyłki, by wykorzystać zajęcie strażnika raną, bo zaraz po tym obróciła się z kopniakiem wymierzonym prosto w brzuch strażnika. Na tym nie poprzestała, dodając uderzenie głową prosto w jego twarz, a następnie szybkie dobicie kolanem w miednicę i kolejny cios kolanem, tym razem w twarz (o ile się pochylił).
// Zawsze gdy piszę u Ciebie walki wręcz to mam wrażenie, że są z góry skazane na przegranie. //
-
//Jeśli fabuła nakazuje inaczej, to nawet najbardziej rozbudowany opis czy najlepsza możliwa sytuacja, w jakiej znalazła się postać, nic nie dadzą.//
To Ci się udało, przynajmniej częściowo, bo kopniak trafił i najpewniej zabolał, podobnie jak uderzenie z główki, choć przed resztą się uchylił, odchodząc o kilka kroków.
- Kurwa. - warknął, tak z bólu, jak i przez to, że dał się podejść. - Jebany Star, jebana przyjaźń, jebany dług. Jak Wam pomogę stąd uciec to od razu spróbuję go tu wsadzić… Ciebie też, jeśli się nie uspokoisz, do cholery. Jestem tu, żeby pomóc Wam wyciągnąć resztę. -
Jej źrenica się rozszerzyła.
“Kurwa mać, nie można było tak od razu?!” Pomyślała, uświadamiając sobie co zrobiła. Usiadła z powrotem na krześle, czekając co zrobi tamten. -
//Zapomniałeś o tym, co zawsze.//
-
// Już. //
-
Potrzebował chwili, żeby się otrząsnąć, a później schował broń do kabury i podszedł do drzwi, które zamknął od środka.
- Nieważne kim jestem, póki co wolę, żeby chociaż moja tożsamość pozostała anonimowa, choć twarz raczej poznasz. - powiedział, siadając naprzeciw Ciebie, na miejscu, które zajmował naczelnik. - Z Jimmy’m znam i przyjaźnię się od dawna, ale w pewnym momencie nasze drogi się rozeszły, gdy ja wolałem służyć prawu z gwiazdką przy piersi, on niekoniecznie. Nie zrozum mnie źle, dalej mam zamiar być stróżem prawa, o ile nie wpadnę jako zdrajca, który ułatwił Wam ucieczkę, ale nie mam oporów przed pomaganiem Tobie i reszcie. Tak się składa, że z Szeryfa Browna chuj nie Szeryf, naczelnik też taki porządny nie jest… O Tobie nie wiem wiele, ale nie wątpię, że za partyzantkę przeciwko Magruderowi tamtym należy się medal, a nie więzienie i stryczek, także pomogę Wam ich wydostać i zrobię, co się da, żeby ułatwić Wam potem ucieczkę. Jasne? Kiwnij głową, jeśli nie planujesz zrobić niczego głupiego, to zdejmę Ci knebel. -
Szybko i dosadnie kiwnęła głową, bo raz, że miała już serdecznie dość knebla, a dwa, że po tym co zrobiła wmieszanemu w akcję strażnikowi nawet nie myślała o dalszym sprawianiu mu trudności.
-
Chwilę męczył się z rozwiązaniem wszystkich pasków z tyłu głowy, ale w końcu mu się udało, i rzucił noszące ślady Twoich zębów wędzidło na biurko naczelnika.
- Po co akurat coś takiego? No i ta rozpięta koszula? Cyckami na wierzchu chcesz odwrócić uwagę strażników? - zapytał i parsknął śmiechem. -
Pierwsze co zrobiła Jannet po wyjęciu knebla z ust to splunęła w kąt pokoju, by pozbyć się z ust śliny o smaku węzidła. Po drugi, wszelki opór przed tym gościem zniknął u niej w momencie, gdy ten skończył gadać, a ona sama zburaczała. Mimo tego postarała się zachować zimną głowę, co nie przychodziło jej łatwo.
— Naprawdę nie masz teraz większych problemów niż moje cycki? Musimy się uwijać, jak nie chcesz jutro dyndać na pętli. — Odpowiedziała srogo. -
- Nooo… Są dość spore, fakt. - przyznał i po chwili odchrząknął. - Te problemy, w sensie. No i ta, trzeba się zbierać. Ale plan uległ zmianie, bo i wcześniej nie wiedzieliśmy o tym, jakie zamiary ma wobec Ciebie naczelnik, a zdążył się już Jimmy’emu ze wszystkiego wygadać.
-
// //
— Nie tylko jemu. — Mruknęła, po czym szybko dodała. — W takim razie co robimy i po co znowu związałeś mi dłonie?
-
- To część planu, ale miałem zrobić to później. Miałem, ale rzuciłaś we mnie cholernym scyzorykiem, więc uznałem, że tak będzie lepiej, nie chciałem zginąć tylko dlatego, że próbowałem pomóc Tobie i reszcie, do tego przez Ciebie. No i tak, to część planu. Naczelnik chce Cię widzieć w osobnej celi, a kufer kazał oddać Starowi, także oryginalny plan wziął w łeb. Dlatego zadbam o to, żeby wrócił do Jimmy’ego, ale bez zawartości, którą ukryję. Ty w tym czasie trafisz do swojej celi, związana i zakneblowana, a Jimmy i David, czy jak on się tam nazywa, odwrócą uwagę strażników, żeby zebrać ich z dala od celi Twojej i Twoich kumpli. Wtedy ja podrzucę Ci całą broń i kluczyk, uwolnisz się, uzbroisz i pójdziesz uwolnić swoich kumpli, do celi których wskażę Ci drogę.
-
— Kumam. — Kiwnęła głową. — Tylko nie zapomnij mi podrzucić jakiegoś ostrza do celi, muszę mieć jak się rozwiązać. I zwiąż mi nogi, Naczelnik nie może się zorientować co tu zaszło.
Plan rzeczywiście rysował się dobrze, w opinii Jannet nawet lepiej od poprzedniego. Będzie startowała z punktu bliższego partyzantom, a im mniej skradania się po więzieniu, tym lepiej. -
- Jeśli nie będzie nic w kufrze to oddam Ci ten zasrany scyzoryk. Nóg nie muszę Ci związać, naczelnik jasno powiedział, że mam Cię zaprowadzić do celi, chyba domyślił się, że sam bym Cię tam nie zaniósł w tym kufrze, a nie chciałem brać nikogo do pomocy z oczywistych względów. Coś jeszcze?
-
Otworzyła usta, by poprosić go o zapięcie jej koszuli, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. Raz, że teraz to zbędne, dwa że więcej lub mniej upokorzenia nie zrobi dla Jannet większej różnicy, a trzy, że ten mógłby potraktować jej prośbę niekoniecznie tak, jakby tego oczekiwała.
— Wszystko. — Kiwnęła głową. — Zabierajmy się stąd. -
- Uważnie przyglądaj się wszystkim posiłkom, przysłanym przedmiotom czy czemukolwiek, co dostaniesz do celi, jeśli coś zmieni się w planach, to właśnie tak dostaniesz niewielką wiadomość z instrukcjami. Jestem pewien, że Jimmy już tak obrobił naczelnika, że ten dał mu nie tylko zapłatę, ale i pozwolił im zostać jakiś czas, aby odpoczęli i najedli się do syta, tak jak ich konie. To oznacza, że całą akcję możemy zacząć równie dobrze za kilka godzin albo nawet następnego dnia. - wyjaśnił jeszcze i ponownie wziął do rąk rzucone wcześniej na biurko wędzidło, które przystawił Ci do ust.
-
— Kumam. — Powiedziała i zacisnęła zęby na węzidle. — Mfiejmy szo sza schobą. — Dokończyła, ale jej słowa zostały zniekształcone przez knebel.
Po tym posłusznie dała się poprowadzić strażnikowi od siedmiu boleści do celi, nie chcąc przedłużać całego procesu. Im szybciej stąd wyjdą, tym lepiej. -
Nim wyszliście, mężczyzna zadbał jeszcze o to, aby zadana scyzorykiem rana i prowizoryczny opatrunek nie rzucały się za bardzo w oczy oraz schował do kufra przecięte sznury i szmatę, którą zawiązywano Ci oczy. No i rzecz jasna zacisnął z tyłu Twojej głowy paski wędzidła. Na koniec schował scyzoryk do kieszeni i zamknął kufer, a Ciebie wyprowadził z pomieszczenia z lufą rewolweru przy plecach. Podczas przejścia do celi musiałaś znosić różnorakie okrzyki tak strażników, jak i osadzonych, ale w końcu dotarłaś do swojej celi, niewielkiej i pozbawionej wygód, jak wszystkie inne tutaj, ale przynajmniej była jednoosobowa. Strażnik mrugnął do Ciebie okiem i zamknął za sobą drzwi, chowając klucze do kieszeni i odchodząc.
-
Dobrze, do tego momentu poszło “gładko”, choć Jannet o wiele bardziej wolałaby nie mieć na rękach więzów, a w ustach knebla. Rozejrzała się po celi. Był tu jakiś ostry kąt, na którym mogłaby je przeciąć?
-
Nie było tu absolutnie nic, co ułatwiłoby więźniom ucieczkę czy okaleczenie się (bo to mogło być przepustką do lazaretu w więzieniu lub lekarza poza nim, skąd łatwiej uciec), ale to nawet dobrze, że nie miałaś jak spełnić tego planu, bo miałaś przeczucie, że gdyby naczelnik chciał, abyś nie była związana i zakneblowana podczas pobytu w celi, to przekazałby to strażnikowi. Jednak tak się nie stało, a on raczej nie pominąłby tego, skoro mogłoby to o wiele ułatwić całą akcję. Tak czy siak, lepiej chyba nie kombinować, nawet jeśli pozbędziesz się więzów za wcześnie, to tuż przed akcją możesz zostać o wiele dokładniej związana, przez co nijak uciekniesz ani nie ułatwisz ucieczki reszcie.