Więzienie Kolonialne
-
Wszystko było z nim w porządku, bo może i jego stan się nie poprawił, to jednak był stabilny i to było najważniejsze, nie wymagał teraz żadnej dodatkowej opieki.
- Jeśli masz zamiar się tak na nią gapić, to mi ją oddaj. - burknął David. - Jimmy wlał tam chyba whisky za kilka srebrników, jeśli nie chcesz spróbować, a raczej warto, to ja sobie chętnie chlapnę. -
— Dobra, już no… — Odmruknęła i odkorkowała manierkę, podniosła do ust i… zawahała się. Czy powinna teraz? Wciąż byli daleko od bezpiecznego schronienia, w każdym momencie gdzieś z tyłu mógł pojawić się pościg. Miała ochotę, ale… Zakręciła nakrętkę i rzuciła piersiówkę prosto do rąk Davida.
-
Odwrócił się do ciebie plecami ponownie i w takiej pozycji uniósł piersiówkę do ust. Minęło kilka godzin, zrobiliście krótki postój, zmieniliście bandaże Jimmy’ego i gdy David znów wręczył ci trunek, nic nie stało na przeszkodzie, aby się napić.
- Kimkolwiek jest ten partyzant, Clyde nie kłamał, bo chyba koncertowo wyprowadził wszystkich w pole. -
— Obyś miał rację. — Odpowiedziała krótko Jannet, której głowę raczej zaprzątywały teraz inne sprawy, martwiące ją. Poza tym nie wiedziała na ile mogła wierzyć w to, że pościg tak łatwo połknął przynętę. Jednak teraz już poczuła się swobodniej i choć z początku się zawahała, to po tym chętniej odkorkowała piersiówkę i pociągnęła łyk. Z początku tylko jeden, mały, dla smaku, ale szybko uzupełniła to drugim, znacznie sumienniejszym.
-
Jechaliście jeszcze jakiś czas, prowadząc pogawędki o wszystkim i niczym lub milcząc. Im więcej czasu mijało, tym bardziej tobie kręciło się w głowie, a twoje powieki były coraz cięższe. W pewnym momencie przymknęłaś je tylko na chwilę, jak ci się zdawało, a obudziłaś się po przynajmniej kilku godzinach i to nie w takim stanie, w jakim byś sobie tego życzyła… Nie miałaś pojęcia dlaczego to zrobili i czy było to ukartowane od początku ani nawet kto za tym stał (jeśli Jimmy, to musiał mieć to w planach od dawna, bo jeszcze nie odzyskał przytomności, gdy ty swoją straciłaś). Ale nie było to istotne. Gorzej, że znalazłaś się w tej sytuacji i niewiele mogłaś na to poradzić. Obudziłaś się bowiem w znajomym kufrze, a pierwsze, co poczułaś, to równie znajomy, co nieprzyjemny, smak skóry w ustach i ból rozwartej szczęki, co oznaczało kneblujące je wędzidło. Ból w rękach i nogach również był spory, musiałaś być związana jakiś czas, a tamci widocznie nie mieli zamiaru dać ci szansy na ucieczkę, bo skrępowali ci ręce w nadgarstkach, ramionach i przedramionach, a nogi w kostkach, łydkach i udach. Dodatkowo sznurem połączono pęta na kostkach i nadgarstkach, co jeszcze bardziej utrudniało ci uwolnienie się czy poruszanie. Sprawę pogarszała też ciemna szmata na oczach, przez którą nie widziałaś kompletnie nic. Po chwili udało ci się też zarejestrować inne szczegóły, mianowicie znów rozpiętą koszulę, brak jakiejkolwiek broni gdziekolwiek przy sobie czy fakt, że wóz, na którym znajdował się kufer był w ruchu.
//Miałem rozwinąć to na kilka postów, ale nie odpisywaliśmy tu tyle, że uznałem, że wyjaśnię wszystko po zmianie tematu. Napisz tu jeszcze raz i robimy zmianę na ten nowy temat z plantacją.// -
-- Kuchfa. – Mruknęła przez knebel. Oczywiście, że współpraca z nim tak się kończy, nawet gdy ratujesz mu życie. Peeeewnie… Co teraz? Więzienie za dobrą opłatą? Czy może powtórka z rozrywki i odstawią ją na środku jakiegoś wygwizdowia?
" – Naiwna jesteś, Jen. --" Skarciła się w myślach.
Mimo wszystkiego spróbowała szczęścia. Napięła mięśnie ramion, pociągnęła sznur w przeciwne strony, licząc na to, że zdoła rozerwać więzy lub je poluźnić. -
Nie dało to absolutnie nic ani teraz, ani za żadnym kolejnym razem. Ale po jakimś czasie, kilku lub więcej godzinach, ciężko powiedzieć, wóz wreszcie się zatrzymał, a wieko kufra zostało otwarte.
//Zmiana tematu. Zacznę ci na Plantacji Fitzsimmonsów.//