Więzienie Kolonialne
-
Przechodząc obok pełnych kryminalistów cel obawiałaś się ich reakcji, ale widok trzech uzbrojonych, a z pewnością też surowych i okrutnych dla skazanych, strażników skutecznie tłumiła wszelkie ich zapędy. Wszystko jednak wskazuje na to, że przeliczyłaś się co do swojego planu, bo tamci rzeczywiście zaprowadzili cię do gabinetu naczelnika i w komplecie zostali na warcie pod drzwiami, a wątpiłaś, aby więcej niż ten jeden strażnik był w to zaangażowany. Naczelnik siedział na fotelu przy kominku, w którym już się paliło. Poza tym, lampy oświetlały resztę pomieszczenia, ponieważ na zewnątrz był już późny wieczór, co widziałaś przez okno. Upijając łyk jakiegoś trunku ze szklanki, zapewne whiskey, którą wziął z barku z trunkami obok biblioteczki, dał ci znak, abyś podeszła i usiadła na krześle, również ustawionym przy kominku, które wcześniej stało przy biurku na drugim końcu pomieszczenia.
-
Cholewcia, najwyraźniej plan się przedłużał. Miała nadzieję, że karteczka jej to wyjaśni.
Bez większych oporów usiadła na krześle. Właściwie była ciekawa tego, co chciał od niej Naczelnik, więc spojrzała na niego pytająco. -
- Dobrze wiesz, że nie uciekniesz. - odparł, na twoje spojrzenie odpowiadając krótko, o wiele dłużej wzrok wbił w twój odsłonięty biust. - Nie tacy jak ty próbowali, niewielu się udało, a nawet jeśli, zginęli później lub i tak tu wrócili. Jesteś teraz moja. A uwierz, że rodzinne koneksje cię nie ocalą. Możesz spędzić tu nawet resztę życia, wystarczy mój jeden podpis na liście, w którym wydam wyrok. I nie będzie to przyjemny pobyt. Pewnie zauważyłaś, jak reagują więźniowie? Uwierz, że im dłużej będziesz tu przebywać, tym gorzej będzie. Chyba, że masz ochotę zmienić swoją pozycję, ocalić siebie, swoich przyjaciół z tej śmiesznej bandy hasającej po równinach i zarobić przy tym tyle, aby ułożyć sobie życie z dala od bandyckich eskapad…
-
// Przysięgam, one są tak dobre w odciąganiu uwagi, że jeżeli następnym razem Jannet będzie uwiązana w jakąś strzelaninę, to nie pójdę na nią z rewolwerem, tylko z rozpiętą koszulą. //
Jannet zmrużyła oko. Niechęć do Naczelnika czuła od pierwszego momentu, w którym ujrzała go w więzieniu. Nie wchodziła w układy z prawem, choć nie żeby często miała ku temu okazję. Była jednak ciekawa tego, co Naczelnik ma jej do powiedzenia.
Zamruczała przez knebel i wskazała na niego spojrzeniem oraz ruchem głowy. Jeżeli chciał z nią rozmawiać, to wypadałoby, żeby Jannet mogła coś powiedzieć. -
//Nie gwarantuję, że będzie to wtedy tak skuteczne, jak jest tutaj, bo tutaj nikt nie obawia się, że odbierzesz komuś życie.//
- Spokojnie, na to też przyjdzie czas, póki co niech zostanie na swoim miejscu. - powiedział, wyraźnie zadowolony z tego, że postanowiłaś jednak negocjować, po czym niespiesznie dokończył drinka, odstawiając na bok pustą szklankę. - Jak mówiłem, wiem sporo o twoich znajomych. Dość ciekawa zbieranina. I choć żadne z nich nie jest groźne, a przynajmniej nie tak, aby wystawić za jego czy jej głowę nagrodę, to uwierz, że mogę to zrobić, a jeśli prości łowcy nagród nie wystarczą, to mam też nadmiar najlepszych stróżów prawa pod ręką. Radzę mieć to na uwadze nim spróbujesz mnie okłamać. Jasne? -
“Zna ich?” Jannet zapytała samą siebie w myślach. Zaczęła podejrzewać czy aby na pewno Naczelnik posiada tak dobre karty, jak mówi. “W końcu nie podał konkretów, a Równiny to hektar terenu…”
W obu przypadkach Jannet nie miała zamiaru narażać swoich przyjaciół (i Rose, niech ma) na to, co mężczyzna siedzący obok niej mógł zrobić.
Skinęła głową, lekko, ale widocznie, niemo pokazując “Jasne.” -
Uśmiechnął się, wygodniej sadowiąc się w fotelu.
- Doskonale. - odparł i znów zawiesił wzrok na twoim odsłoniętym biuście, za który po chwili złapał jedną dłonią. - Jak mówiłem, jesteś moja. Ale dopóki będziesz współpracować, dopóty nie stanie ci się krzywda. I ostatecznie dobrze na tym wyjdziesz, tak jak mówiłem. Chcę wiedzieć wszystko, co pomoże mi zdyskredytować twoich rodziców. A gdy tym się zajmiemy, przejdziemy do jakichś szczegółów na temat ludzi i nie tylko, z którymi opuściłaś więzienie w Imperium. Zrozumiano? Wspaniale. Zaczynaj. -
Dosyć zirytowana odsunęła się. Po raz kolejny wskazała mu wzrokiem i ruchem głowy, że gadanie, gdy ma się zakneblowane usta, jest dosyć trudne.
-
A on w dalszym ciągu nic sobie z tego nie robił. Miałaś wrażenie, że będzie ciągnąć tę gierkę jeszcze jakiś czas, a im szybciej skończysz to przesłuchanie, tym lepiej. A może po prostu musisz mu pokazać, że rzeczywiście nie jesteś w stanie mówić odpowiednio zrozumiale z kneblem w ustach. Co do odsunięcia się, to nie dało to wiele, wciąż byłaś w zasięgu jego rąk, z czego ten nie omieszkał się skorzystać, a ty nie byłaś pewien, czy w tej sytuacji stawianie oporu to dobry pomysł.
- Więc? Jeśli chcesz, mogę odesłać cię do celu na kilka dni, może wtedy, gdy moi ludzie cię tu przyprowadzą, będziesz bardziej skłonna do rozmów? -
— Tfy hebany falancie, ne wydżysz żche mam szmahę w gebie? — Powiedziała przez knebel. Bardziej dosadnie nie mogła mu pokazać, o co jej chodzi.
// Nie myślałem, że kiedykolwiek wsadzę skarpety do ust tylko po to, by dać odpis w PBFie. //
-
Nie do końca szmatę, ale skórzane wędzidło, ale to i tak nie robiło większej różnicy. Naczelnik jeszcze przez chwilę obmacywał twoje piersi, ale w końcu westchnął i wstał. Nie żeby miał zamiar od razu uwolnić cię od knebla, najpierw dolał sobie porcję drinka, upił łyk, a gdy podszedł, złapał cię wolną dłonią za policzki, przekręcając głowę w obie strony. Dopiero wtedy stanął za tobą i rozplątał paski wędzidła zaciśnięte wokół głowy, uwalniając ci usta. Odłożył pogryziony i ośliniony knebel na oparcie swojego fotela, znów zajmując na nim miejscu i ponownie kładąc ci rękę na biuście. Nic nie mówił, bo w sumie nie musiał, wiedziałaś już, co powiedzieć, więc twoja kolej na gadanie.
-
Odsunęła się jeszcze bardziej z krzesłem. Niech sobie dziad na za dużo nie pozwala.
Poruszała kilka razy szczęką, by przywrócić ją do normalności. Dopiero po tym odpowiedziała:
— Czyli mówiąc po ludzku chcesz czegoś, co pomoże Ci wkopać moich staruszków? -
Nie byłaś pewna czy nie chciał speszyć cię na tyle, abyś odmówiła mówienia, czy już nacieszył się dotykiem, bo cofnął rękę, teraz dla odmiany patrząc ci w oczy, nie odsłonięty biust.
- Dokładnie. Wszystkie informacje i nie tylko, bo jeśli mają jakieś kompromitujące przedmioty, a ty domyślasz się, gdzie mogą być, o ile jest szansa, że się ich nie pozbyli, to i z nich się ucieszę. Nawet jeśli uważasz, że coś może być bezwartościowe dla ciebie, to mi może się przydać, więc nic nie pomijaj… I nie kłam, bo powinnaś wiedzieć, jak skończy się to dla ciebie i reszty tej śmiesznej bandy. -
Zarechotała lekko. Z takiej możliwości podłożenia nogi rodzicom czerpała wręcz swego rodzaju satysfakcję… I wtedy już widziała, o czym powie Naczelnikowi.
— Rozwiąż mi ręce. — Zażądała, momentalnie poważniejąc. Nie spuszczała wzorku z jego oka. — Pokażę Ci to, czego potrzebujesz.
-
I on się zaśmiał.
- Słyszałem o tobie aż za dużo, moja droga. Nie licz na to, że będę równie głupi co stary i tak łatwo dam się zwieść. Star i jego kumpel sporo naopowiadali się o tobie, więc o wiele bardziej wolę widzieć cię związaną. Mów albo wracaj do celi na kilka dni, taki daję ci wybór. -
Odetchnęła, zirytowana.
— Podwiń mi lewy rękaw. — Odpowiedziała po kilku sekundach.
Dlaczego właśnie lewy? Jannet miała tam kilkanaście blizn o niemalże jednakowym kształcie. Trzy, równoległe pasy rozerwanej skóry i wyrwanego mięsa pod nią, wyorane na jej ramieniu haczykowanym biczem ojca. Jedna z licznych pamiątek po rodzicach na jej ciele, choć nie umywająca się do pleców. Nie zamierzyła ujawniać wszystkiego od razu. -
Tak też zrobił, co mu chwilę zajęło, w końcu miałaś ręce związane za plecami.
- I to ich dzieło? - upewnił się. - Tak… Traktowanie, które przykładną obywatelkę zepchnęło w otchłań bandytyzmu. Brzmi dobrze, nie sądzisz? -
Wzruszyła ramionami.
— Jak się postarasz, to może jeszcze znajdziesz w ich domu to, czym to zrobili. Tatuś raczej nie pozbył się tak miłej “pamiątki”. — Odpowiedziała, krzywiąc się od swoich własnych słów. -
- Na początek całkiem nieźle, ale wierzę, że jest jeszcze coś, co pozwoli mi ich zdyskredytować w oczach innych stróżów prawa, zwłaszcza Najwyższego Protektora.
-
— Ja Ci nie wystarczę? Szkoda. — Odpowiedziała, ironizując. — Potrzebujesz czegoś jeszcze… Mam. Tatuś uwielbiał znęcać się nad przesłuchiwanymi bandytami, nie ważne czy ich wina była udowodniona, czy nie. Kiedy trenował mnie, wskazywał na taką walizkę, stała obok garderoby. Mówił, że tam trzyma wszystko, co przydaje mu się podczas przesłuchań, i jak nie dam z siebie więcej, to mnie potraktuje jej zawartością. Często wspominał o nożu, rozgrzanym do czerwoności. Pewnie dalej ją trzyma w tym samym miejscu. Starczy?