Zielona Zatoka
-
Oczy Tissaen zaświeciły się.
— Stoi. A czemu tak właściwie ta czaszka taka ważna, hę? -
Machnął ręką.
- Im mniej wisz, tym lepiej śpisz, dobres? - odparł, co dla Ciebie było dość oczywiste, że kapitan ot tak Ci się nie wygada. I jednocześnie wiedziałaś już, że skoro nie była to tylko zwykła ozdoba, to musiało kryć się za tym coś więcej, zwłaszcza jeśli Goblin był w stanie poświęcić bez mrugnięcia okiem cały okręt z załogą, aby postawić na swoim i zdobyć tajemniczy przedmiot. -
— Dobra, no. Kiedy mnie dostarczycie na tamtą łódkę? Bo chyba nie mam się sama dostarczyć, nie?
-
Goblin machnął lekceważąco ręką.
- Ni ma siem co spieszyć. Popłynął do Archipelagu Sztormu, tam som setki takich małych wysepek i chuja wiemy, na którą on se popłynoł, także trza czekać. Machniem zasadzkie i tyle, dziebniem go, jak bendzie wracać… Jak na moje, to wróci gdzie za miesiąc, może i dwa. -
— No, brzmi to mądro. A ja będę tutaj ten miesiąc, może i dwa siedziała, ta? —
-
— No, brzmi to mądro. A ja będę tutaj ten miesiąc, może i dwa siedziała, ta? —
-
- Ze mnom siem pienkna nudzić nie bendziesz. - odparł i zarechotał, mrugając do ciebie okiem. - A jak mi siem spodobasz i dobrze sprawisz, to może i jakomś robotem dostaniesz, żeby siem wykazać.
-
Przewróciła oczami, ale mimo tego odpowiedziała:
— Ehe. — I powiedziawszy to, rozejrzała się po kajucie. — Masz coś dobrego? Napiłabym się, strasznie mnie suszy. No i ten, wypadałoby na początek dobrej współpracy? — Spojrzała na swojego nowego przełożonego pytająco. -
//Wcześniej rozciął wszystkie, więc jest wolna, a post do edycji, żeby się wszystko zgadzało.//
-
- Pienkna, o początku współpracy to my se tam możem pogadać. - odparł i zarechotał, wskazując kciukiem na kapitańskie łoże. - Ładniutka jesteś, a mnie siem już nudzi ostatnio… A jak siem dobrze sprawisz, to i może dostaniesz jakie zadania czy nagrody.
-
Tissaen dobrze wiedziała, o co chodzi kapitanowi, ale starała się to jak najdalej odroczyć w czasie, a jak dobrze pójdzie to całkowicie uniknąć.
— No ta, ta… — Zsunęła się z krzesła, wciąż opierając się o nie.// Zapomniałeś o Jannet
-
//Nie martw się, nie zapomniałem.//
Goblin prychnął coś pod nosem i również zszedł z fotela. Nie udał się jednak do łóżka, ale do jednej z szafek, która musiała być barkiem, z którego to wyjął butelkę jakiegoś krwistoczerwonego trunku i dwa kieliszki. Szybko i sprawnie odkorkował ją, nalewając płynu do obu kieliszków, z czego jeden zabrał, a drugi postawił przed tobą.
- Elfy. - powiedział, niemalże wypluwając to słowo ze wzgardą. - Nie lubiem, bardziej niż Drówów. Gupie, pizdowate, ciongle tylko o muzyce, sztuce i lasach by pierdoliły, drzewojeby jedne. Ale winko robią zajebiste. - dodał i pierwszy upił łyk ze swojego kieliszka. - Zrabowalim żem kiedyś z chłopami statek Elfów, co tylko to miał w ładowniach. Chłopy uznały, że szczyny, oni by to tylko rum i grog, ale zanim wszystko wylali za burtem, zabrałem kilka butelek dla siebie, a resztę żem opchnął w Gilgasz. No, zanim mnie stamtąd wyjebali. -
— A wyjebali Cie z Gilgasz, bo co? — Zapytała, starając się o to, by zaciągnąć goblina do rozmowy.
Wzięła swój kieliszek i podniosła do twarzy, po czym powąchała i bez większych oporów wypiła. -
Przy pierwszym łyku w ogóle ciężko było wyczuć alkohol, trunek był łagodny i dość przyjemny w smaku, pachniał kwiatami, a smakował jakimiś nieznanymi ci, słodkimi owocami. Zdecydowania najdroższa i najbardziej wykwintna rzecz jakaś w życiu piłaś, ale czy najsmaczniejsza. Kapitan zaś machnął ręką.
- A długo by gadać, a ni ma co ryja strzempić, jak i ciekawsze rzeczy som do roboty, ni? -
— Ale ja bardzo chętnie posłucham! — Wzięła kolejny, nieco bardziej nerwowy łyk. — No, to co żeś w Gilgasz robił?
-
Kapitan widocznie zastanawiał się czy powinnaś poznać prawdę, ale uznał, że nie jest to nic, czym chciałby dzielić się z kimś, kto dopiero co dołączył do jego bandy, a właściwie nawet nie to, byłaś bardziej kimś w rodzaju najemnej złodziejki, wynajętej do jednego zadania, a nie członkinią jego pirackiej zgrai. Minie pewnie wiele czasu nim obdarzy cię zaufaniem, o ile w ogóle to zrobi. Nie mając najwidoczniej ochotę na odpowiadanie na to czy jakiejkolwiek inne pytanie dopił jednym haustem swój trunek i wstał, zacierając ręce. Ponownie wskazał na kapitańskie łoże, tym razem bardziej natarczywie.
-
A Tissaen jeszcze bardziej odsunęła się od niego, szukając panikującym wzrokiem dróg ucieczki z kajuty.
-
Było tu co prawda kilka bulai, ale były zamknięte, a wątpiłaś, czy dałabyś radę się przez nie przebić, otworzenie zaś zajęłoby zbyt dużo czasu. Zawsze mogłaś wyjść drzwiami, po prostu, ale tu z kolei problemem było dwóch strażników. Z tego, co widziałaś, raczej nie za bardzo przykładali się do swojej roboty, ale pewnie zmieniłoby się to, gdyby zmotywował ich tym odpowiednio sam kapitan. A nawet gdybyś i im uciekła, to prosto na pokład pełen załogantów Goblina, a dalej do czegoś na kształt pirackiej wioski lub przystani, gdzie było jeszcze więcej jego podwładnych lub kompanów.
-
W takim razie skupiła się na tym, by po prostu nie dopuszczać kapitanka do siebie tak długo, aż temu się znudzi i zrezygnuje z swoich łóżkowych zamiarów. Mogła być złodziejką, ale ta druga rola już nie pasowała jej tak bardzo.
-
- Słuchej no. - powiedział w końcu, nie tyle znudzony, co bardziej zirytowany. - Masz dwie opcje, ta? Albo ja, albo cała załoga, każdy, ile bendzie chciał, kiedy bendzie chciał i jak bendzie chciał. A jak rzucem im hasło, to siem nawet nie zorientujesz, jak ciem złapio i zaciągno pod pokład, żeby siem zabawić. Mnie to ryba, tobie już chyba mniej, ni? Ostatnia szansa.