Zielona Zatoka
-
— He? Co się dzieje? — Zapytała, korzystając z obecności posłańca. Tissaen nie miała zamiaru biegać na byle zawołanie!
-
- Kapitano chce pogadać. Mówił, że masz mu co pomóc, bo sam se rady nie da. - odparł tamten, wyraźne zdenerwowany, więc musiało chodzić o coś ważnego. Towarzyszące ci Gobliny, choć ich rozkaz nie dotyczył, popatrzyły na siebie, a później na ciebie, gotowi choćby i zaprowadzić się z powrotem na okręt siłą, jeśli będzie trzeba.
-
Myślała przez krótką chwilę.
— Skoro jestem mu aż tak niezbędna, to co mogę na to poradzić? Wracamy. — Odwróciła się na pięcie i udała się do “Zielonego Chuja”. -
Posłaniec ruszył przodem, zapewne aby powiadomić o wszystkim kapitana. Strażnicy mieli cię na oku, dopóki nie znaleźliście się na pokładzie, tam odeszli, wracając do swoich spraw.
Kapitana zastałaś w jego komnacie, wyraźnie strapionego. Nie złego, smutnego czy zmartwionego, ale widać, że czymś się przejmował, pykając fajkę. Na twój widok jednak wyraźnie się rozchmurzył.
- No, no, jesteś, pienka. Dobres, dobres… Jełop ci pewnie mówił, że będziesz mi potrzebna, ni? No bo bendziesz i to, co chcem zrobić, nie wyjdzie bez ciebie. Pomóż, a ja ci siem odwdzienczem, ta…? Widziałaś pewno już ten okręt, czarny, ze Smoczydłem z przodu? - zapytał, widocznie nie wątpiąc, że pomożesz. Lub chcąc cię zapoznać ze szczegółami. - Przypłynoł nim se taki jeden. Kiedyś tam żem robił z nim interesy. Tera miałem ładną sumkie zbić, ale nie pykło. Płaciłby mi tak ze dwajścia złota od każdego niewolnika, a tych siem troche łapie, to na statkach, to na lądzie. Ugadałem siem z nim, że zobaczy se próbkie, bo nie mówił, po co mu te niewolniki będom. Miałem tako jedną Elfkie, ale siem jakoś jebaniutka uwolniła, zabrała jakoś noża i pociachała siem nim, zanim kto co zrobił. No i jej ni ma. Ale jesteś ty… Chuja tam, żebyś se nie myślała, ni oddam cię, może se tylko popatrzeć, ale ni dotykać. No ale musi na co popatrzeć, rozumisz? -
— Czekaj no… — Zmarszczyła brwi. — To co ja mam? Tańczyć dla tego fafarachy?
Przecież striptizu jeszcze nie wynaleziono! -
- A gdzie tam. - machnął rękom. - Ale to je dobry pomysł, kiedy tak dla mnie zrobisz, hehe. Zrzuć no tylko troche ubrań, a najlepiej to wszystko z góry, i to wystarczy. Se posiedzisz, posłuchasz, zrobisz ładne oczka i wystarczy. Może i by co chciał więcej, ale mówiem, że ni ma. Potem, jak pójdzie, to siem dogadamy co do nagrody. I dostaniesz inno robote, tym razem tako, co ci siem spodoba, bo jesteś w końcu kradziejkom, ni?
-
— Ta. Kradziejkom. — Założyła ręce na pierś i machnęła głową, zadzierając ją do góry. —Tera iść do tego jednego?
-
- Hę? Nieee, on sam przylezie tu. Ty siem rozbieraj, ja poślę jeszcze jełopa, w razie jakby co chciał nowego pogadać. - odparł, mając najwidoczniej na myśli tego, z którym ma dobić interes i jakieś nowe ustalenia, które mogłyby wpaść mu do głowy. Niemniej, odłożył fajkę, klepnął cię, gdy cię mijał i wyszedł z pomieszczenia na poszukiwanie owego jełopa, czyli po prostu gońca.
-
Widząc odchodzącego kapitano Tissaen westchnęła. Każda chwila w jego towarzystwie wydawała się je równoznaczna z utratą połowy mózgu. Ale co mogła na to poradzić, w końcu miała być kradziejką. Z tą myślą ściągnęła z siebie górne odzienie i rzuciwszy je na podłogę, rozłożyła się wygodnie na skórach, oczekują fafarachy,
-
Blurg wrócił dość szybko, widocznie zadowolony z widoku twoich nagich piersi. Usiadł obok i przez chwilę je obmacywał, nucąc jakieś szanty pod nosem, gdy usłyszeliście pukanie. Zostawił cię i wyszedł na zewnątrz. Nie słyszałaś, co mówił, ale był widocznie wściekły, widać to było też po nim, gdy wrócił, niosąc ze sobą liny i jakieś szmaty. Położył je na stoliku między fotelami, gdzie zasiadaliście oboje podczas pierwszej wizyty. Teraz jeden był najpewniej dla niego, drugi dla jego gościa. Obok tego swojego dostawił krzesło i skinął na ciebie.
- Cho no. - mruknął bez entuzjazmu. - Ledwo co ze stateczka zlazł, jebaniutki, a już se nowe warunki stawia. Mówi, że chce próbkie zobaczyć, ale nie chce, żeby próbkie zobaczyło jego. I żeby było cicho. Czeka już na pokładzie na górze, także miejmy to z głowy, ni? -
— Ta. Dawaj, chce mieć to za sobą. — Przewróciła oczami, wystawiając przy tym język i podeszła do Blurga, dając się posłusznie obwiązać.
-
Najpierw usadził cię na krześle i przywiązał do niego twoje nogi oraz obwiązał talię. Ręce za oparciem skrępował ci w nadgarstkach, a gdy miał to za sobą, sięgnął po jedną ze szmat i zawiązał na jej środki spory supeł, który to wsadził ci do ust, obwiązując knebel z tyłu głowy. Na koniec zawiązał ci oczy i poklepał cię po policzku, ponownie wychodząc z kajuty, najpewniej po to, aby sprowadzić gościa na negocjacje co do umowy.
-
“Nie chce żeby próbkie zobaczyło jego”, pierdzielona, zakapturzona, fafarachy i Blurga mać. Wystarczyła jedna lina do krzesła, opaska na oczy i tyle, a nie pełny zestaw okrętowego olinowania. Westchnęła. O, jak słodki będzie moment kiedy wychuja Blurga, fafarachę i całą załogę tej łupiny. O ile taki się nadarzy, no i będzie opłacalny.
-
Na chwilę obecną bardziej opłacalne było stanie wraz z kapitanem, a nie przeciwko niemu, choć nie można wykluczyć, że w końcu powinie mu się noga, co da ci niezłą okazję. Jeśli chodzi o samego kapitana, to usłyszałaś, że przybył wraz z gościem. Tamten, kimkolwiek był, odzywał się niewiele, a jeśli już, to niskim, gniewnym i ponurym głosem, wobec czego mówił głównie Blurg, zachwalając zalety towaru, którego ponoć byłaś próbką, pokazując zdrowe zęby zaciśnięte na kneblu, odpowiedni odcień zieleni skóry czy inne atuty, jak nagie piersi, choć wedle umowy, tamten cię nie dotknął. Nie byłaś pewna, czy w ogóle chciał, sądząc po tym, co powiedział:
- Jesteś piracką szumowiną i nie zapominaj o tym. Nigdy nie będziesz dla mnie i mojego pana prawdziwym partnerem. Zrób swoje, bez wykrętów, a dostaniesz godną nagrodę. Ale jedno potknięcie czy opóźnienie sprawi, że znajdziemy kogoś innego na twoje miejsce… Niewolnicy mają być zdrowi, aby przeżyć tyle, ile potrzeba, ich płeć, rasa, status społeczny i wiek są mi obojętne.
Do czegokolwiek mieliby posłużyć ci niewolnicy, to pewnie nie był to zwykły handlarz, który chce później sprzedać kobiety do burdelów, a mężczyzn na farmy czy do kopalni. Po tych słowach kupiec wyszedł, a Blurg wraz z nim. -
Dla Tissaen brzmiało to bardziej jakby zakapturzony fafaracha szukał niewolników do… eksperymentów? Operacji medycznych? Chociaż katorżnicza praca także mogła chodzić w grę. Jakiekolwiek było ich zastosowanie, nie bardzo ją to obchodziło. Czekała na powrót Blurga i na to, jak ją wreszcie rozwiąże.
-
Ten post został usunięty!
-
Zostawił cię z twoimi więzami i przemyśleniami na dobrą chwilę. Gdy powrócił, od razu ściągnął ci z oczu opaskę i usiadł ciężko na fotelu, jakby wymiana zdań z tamtym, kimkolwiek był, była równie męcząca, jak własnoręcznie ściągnięcie i postawienie żagli na całym okręcie.
- Ja jebie. - skomentował tylko. Sięgnął po butelkę wina, tego samego, które piliście wczoraj, a które podał też swojemu rozmówcy. Handlarz nic nie wypił, Blurg już wcześniej opróżnił kieliszek, a teraz żłopał wprost z butelki, pijąc wart kilkadziesiąt złotników za butelkę trunek tak, jakby był to zwykły, piracki rum lub grog. -
Jeszcze tego jej brakowało, żeby kapitanek najebał się na tyle, by nie być w stanie jej rozwiązać. Chrząknięciem upomniała się o swoje.
-
Podniósł na ciebie nieco mętny, choć wciąż przytomny, wzrok, gdy tylko opróżnił całą butelkę. Odstawił ją na stół i wziął z niego kieliszek, na który patrzył przez chwilę. W końcu odstawił go z powrotem z niesmakiem i zabrał się za rozwiązywanie cię. Jednak gdy skończył, wciąż miałaś związane za plecami dłonie i knebel w ustach, a on usadził cię obok siebie na fotelu, jedną rękę kładąc ci na udzie, a drugą na nagich wciąż piersiach.
- Wkurwił mnie, narobił stracha, ale chociaż tyle dobrego z tego wyszło. - powiedział i zarechotał. -
//Kuba masz jakiś fetysz w stosunku do Radio, że wszystkie jego postacie lądują ostatecznie w takich sytuacjach?//