Zielona Zatoka
-
“Nie chce żeby próbkie zobaczyło jego”, pierdzielona, zakapturzona, fafarachy i Blurga mać. Wystarczyła jedna lina do krzesła, opaska na oczy i tyle, a nie pełny zestaw okrętowego olinowania. Westchnęła. O, jak słodki będzie moment kiedy wychuja Blurga, fafarachę i całą załogę tej łupiny. O ile taki się nadarzy, no i będzie opłacalny.
-
Na chwilę obecną bardziej opłacalne było stanie wraz z kapitanem, a nie przeciwko niemu, choć nie można wykluczyć, że w końcu powinie mu się noga, co da ci niezłą okazję. Jeśli chodzi o samego kapitana, to usłyszałaś, że przybył wraz z gościem. Tamten, kimkolwiek był, odzywał się niewiele, a jeśli już, to niskim, gniewnym i ponurym głosem, wobec czego mówił głównie Blurg, zachwalając zalety towaru, którego ponoć byłaś próbką, pokazując zdrowe zęby zaciśnięte na kneblu, odpowiedni odcień zieleni skóry czy inne atuty, jak nagie piersi, choć wedle umowy, tamten cię nie dotknął. Nie byłaś pewna, czy w ogóle chciał, sądząc po tym, co powiedział:
- Jesteś piracką szumowiną i nie zapominaj o tym. Nigdy nie będziesz dla mnie i mojego pana prawdziwym partnerem. Zrób swoje, bez wykrętów, a dostaniesz godną nagrodę. Ale jedno potknięcie czy opóźnienie sprawi, że znajdziemy kogoś innego na twoje miejsce… Niewolnicy mają być zdrowi, aby przeżyć tyle, ile potrzeba, ich płeć, rasa, status społeczny i wiek są mi obojętne.
Do czegokolwiek mieliby posłużyć ci niewolnicy, to pewnie nie był to zwykły handlarz, który chce później sprzedać kobiety do burdelów, a mężczyzn na farmy czy do kopalni. Po tych słowach kupiec wyszedł, a Blurg wraz z nim. -
Dla Tissaen brzmiało to bardziej jakby zakapturzony fafaracha szukał niewolników do… eksperymentów? Operacji medycznych? Chociaż katorżnicza praca także mogła chodzić w grę. Jakiekolwiek było ich zastosowanie, nie bardzo ją to obchodziło. Czekała na powrót Blurga i na to, jak ją wreszcie rozwiąże.
-
Ten post został usunięty!
-
Zostawił cię z twoimi więzami i przemyśleniami na dobrą chwilę. Gdy powrócił, od razu ściągnął ci z oczu opaskę i usiadł ciężko na fotelu, jakby wymiana zdań z tamtym, kimkolwiek był, była równie męcząca, jak własnoręcznie ściągnięcie i postawienie żagli na całym okręcie.
- Ja jebie. - skomentował tylko. Sięgnął po butelkę wina, tego samego, które piliście wczoraj, a które podał też swojemu rozmówcy. Handlarz nic nie wypił, Blurg już wcześniej opróżnił kieliszek, a teraz żłopał wprost z butelki, pijąc wart kilkadziesiąt złotników za butelkę trunek tak, jakby był to zwykły, piracki rum lub grog. -
Jeszcze tego jej brakowało, żeby kapitanek najebał się na tyle, by nie być w stanie jej rozwiązać. Chrząknięciem upomniała się o swoje.
-
Podniósł na ciebie nieco mętny, choć wciąż przytomny, wzrok, gdy tylko opróżnił całą butelkę. Odstawił ją na stół i wziął z niego kieliszek, na który patrzył przez chwilę. W końcu odstawił go z powrotem z niesmakiem i zabrał się za rozwiązywanie cię. Jednak gdy skończył, wciąż miałaś związane za plecami dłonie i knebel w ustach, a on usadził cię obok siebie na fotelu, jedną rękę kładąc ci na udzie, a drugą na nagich wciąż piersiach.
- Wkurwił mnie, narobił stracha, ale chociaż tyle dobrego z tego wyszło. - powiedział i zarechotał. -
//Kuba masz jakiś fetysz w stosunku do Radio, że wszystkie jego postacie lądują ostatecznie w takich sytuacjach?//
-
// Może nie w stosunku do moich postaci (choć tak, wszystkie bez wyjątku są nieludzko seksowne), ale bondage? To już wchodzi w sferę moich podejrzeń. //
-
//Na dziesięciolecie istnienia grupy podzielę się z wami wszystkimi fetyszami, teraz odpisujcie.//
-
— Mofeż choczaż z faski fwojej szczongącz me ten piefszony febel?! — Warknęła, machając głową.
// Będę czekał. //
-
Posiedziałaś z nim tak jeszcze chwilę, aż w końcu zdjął knebel i rozwiązał twoje dłonie. Po tym ponownie posadził cię na drugim fotelu, podsuwając ci nietknięty kieliszek.
- Pierwszy i ostotni raz. - powiedział, podnosząc jedną dłoń, a drugą kładąc w okolicach serca, choć wątpiłaś aby po tym, jaką cię zobaczył, nie miał ochoty na więcej. Chyba że chodziło o pierwszy i ostatni raz takiej pomocy w interesach, to już prędzej. -
Ochoczo sięgnęła po kielich, chcąc pozbyć się smaku knebla z ust.
— Mhm. — Mruknęła bez większego przekonania, starając się delikatnie strącić dłoń Blurga z jej piersi. -
Nie miał aż tak długich rąk, aby obmacywać cię przez długość stołu, która dzieliła was oboje, wasze fotele, więc zadowolił się tylko patrzeniem. Zapalił fajkę i wypuścił kilka razy kłąb dymu z ust.
- Dobres siem spisałaś. - powiedział krótko. - Ale to to nie je robota dla ciebie, ni? Mam co lepszego, co moje chłopy nie zrobią, a tylko ty byś mogła. -
— Co dokładnie masz na myśli? — Zmrużyła oczy.
Oparła podbródek na dłoni, drugą podsuwając do swoich ust kielich z winem. Upiła łyk, przypatrując się Blurgowi. -
- Moje chłopy to je dobre chłopy, ale no tacy debile. - odparł bez ogródek. - No i jak który gdzie pójdzie, to siem nijak zachowa, burde jeszcze zrobi czy inny chuj. A mnie potrzeba kogoś, kto… No… Załatwi to po cichu, bez szmeru, ni? A ty żeś kradziejka, to siem pewnie nadasz. Jak ni, to poślę tamtego Drówa, ale siem boje, że i on by zjebał. Chodzi no o somsiadów. My se tu żyjemy, ale w pobliżu je mały zamczek i troche wioch. Trza sprawdzić czy siem z nimi można dogadać, tak jak siem dogadywał w Gilgasz, czy trza im pokazać, gdzie ich miejsce. Jak siem tym zajmiesz, to mam co jeszcze innego do zrobienia, ale to już później.
-
— Czyli… — Zakołysała kielichem w dłoniach. — Mam załatwić, żeby nie wszczubiali nosa w nasze sprawy, a my nie będziemy im?
-
- Albo żeby se pomyślalli, że z nami siem lepiej dogadać, bo im co pomożem, innych piratów przegonim, łupy sprzedamy, niż siem z nami bić.
-
— Sam spokój to dosyć mała cena za takie… przysługi. — Odpowiedziała.
-
- Spokój nie spokój… Nie chcem, żeby mnie znowu wyjebali, ta? W Gilgasz se dobrze żyłem, tu se bende lepiej jeszcze żyć i nie chcem, żeby mnie kto pogonił, ta? No i jak siem wkurwio, chłopki i inne rycerze, to nie wim, czy se poradzim z nimi, przynajmniej nie teraz.