Zielona Zatoka
- 
— Mofeż choczaż z faski fwojej szczongącz me ten piefszony febel?! — Warknęła, machając głową. // Będę czekał. // 
- 
Posiedziałaś z nim tak jeszcze chwilę, aż w końcu zdjął knebel i rozwiązał twoje dłonie. Po tym ponownie posadził cię na drugim fotelu, podsuwając ci nietknięty kieliszek. 
 - Pierwszy i ostotni raz. - powiedział, podnosząc jedną dłoń, a drugą kładąc w okolicach serca, choć wątpiłaś aby po tym, jaką cię zobaczył, nie miał ochoty na więcej. Chyba że chodziło o pierwszy i ostatni raz takiej pomocy w interesach, to już prędzej.
- 
Ochoczo sięgnęła po kielich, chcąc pozbyć się smaku knebla z ust. 
 — Mhm. — Mruknęła bez większego przekonania, starając się delikatnie strącić dłoń Blurga z jej piersi.
- 
Nie miał aż tak długich rąk, aby obmacywać cię przez długość stołu, która dzieliła was oboje, wasze fotele, więc zadowolił się tylko patrzeniem. Zapalił fajkę i wypuścił kilka razy kłąb dymu z ust. 
 - Dobres siem spisałaś. - powiedział krótko. - Ale to to nie je robota dla ciebie, ni? Mam co lepszego, co moje chłopy nie zrobią, a tylko ty byś mogła.
- 
— Co dokładnie masz na myśli? — Zmrużyła oczy. 
 Oparła podbródek na dłoni, drugą podsuwając do swoich ust kielich z winem. Upiła łyk, przypatrując się Blurgowi.
- 
- Moje chłopy to je dobre chłopy, ale no tacy debile. - odparł bez ogródek. - No i jak który gdzie pójdzie, to siem nijak zachowa, burde jeszcze zrobi czy inny chuj. A mnie potrzeba kogoś, kto… No… Załatwi to po cichu, bez szmeru, ni? A ty żeś kradziejka, to siem pewnie nadasz. Jak ni, to poślę tamtego Drówa, ale siem boje, że i on by zjebał. Chodzi no o somsiadów. My se tu żyjemy, ale w pobliżu je mały zamczek i troche wioch. Trza sprawdzić czy siem z nimi można dogadać, tak jak siem dogadywał w Gilgasz, czy trza im pokazać, gdzie ich miejsce. Jak siem tym zajmiesz, to mam co jeszcze innego do zrobienia, ale to już później. 
- 
— Czyli… — Zakołysała kielichem w dłoniach. — Mam załatwić, żeby nie wszczubiali nosa w nasze sprawy, a my nie będziemy im? 
- 
- Albo żeby se pomyślalli, że z nami siem lepiej dogadać, bo im co pomożem, innych piratów przegonim, łupy sprzedamy, niż siem z nami bić. 
- 
— Sam spokój to dosyć mała cena za takie… przysługi. — Odpowiedziała. 
- 
- Spokój nie spokój… Nie chcem, żeby mnie znowu wyjebali, ta? W Gilgasz se dobrze żyłem, tu se bende lepiej jeszcze żyć i nie chcem, żeby mnie kto pogonił, ta? No i jak siem wkurwio, chłopki i inne rycerze, to nie wim, czy se poradzim z nimi, przynajmniej nie teraz. 
- 
— Mhm… — Mruknęła, upijając kolejny łyk wina. — Kiedy mam tam iść? 
- 
- Im szybciej, tym lypiej, a chyba ni masz nic tera do roboty, hę? 
- 
-- Hę…? Nie mam, no. Jutro z rana pójdę se. Tylko daj mi jakieś lepsze ubrania, bo te łachy nie wypadają, nie? 
- 
Kiwnął głową i wskazał nią na jeden ze stojących pod ścianą kufrów. 
 - Wszystko, co tam je, je twoje. Babskie ciuszki, nie dla mnie, chciałem żem kiedy sprzedać, ale jak mam tera cie, to i tobie mogem oddać. Co byś jeszcze chciała, hę?
- 
-- Ochronę. Daj mi kilku przygłupów, jakby tamtym z zameczku się nagle odwidziało. Tylko takich, co jak im się nie powie, to będą stali i gapili się na sufit, nie chcę żeby mi wszystko spieprzyli. 
- 
- O to siem nie martw, sam żem miał ci dać kogo, żeby tam o wszystko zadbał. - odparł, a ty czułaś, że w równym stopniu miał na myśli chęć zapewnienia ci rzeczywistej ochrony, jak i pewność, że nie uciekniesz mu przy pierwszej z brzegu okazji. 
- 
— Dobre, niech będzie. — Odrzekła bez werwy i jednym haustem dopiła swoje wino. 
- 
Kapitan również dopił i opuścił kajutę, aby zająć się zorganizowaniem ci ochrony i wszystkiego, co będzie ci w misji potrzebne, zostawiając cię samą. 
- 
W tym czasie Tissaen pociągnęła jeszcze solidny łyk wina prosto z butelki i zajrzała do kufra, w którym wedle słów kapitanero miały być “babskie ciuszki”. 
- 
I rzeczywiście były, a pod tym nieprecyzyjnym określeniem gobliński pirat na myśli miał rozmaite stroje. Głównie były to suknie, od tych najprostszych, noszonych przez chłopki i mieszczanki, przez o wiele bogatsze, zdobione, z materiałów takich jak bawełna czy jedwab. Były to stroje typowo verdeńskie, znacznie bardziej skąpe były te z Nirgaldu, z racji panującego tam klimatu, choć te były już o wiele bogatsze. Poza tym były tam kompletnie kuse stroje, przeznaczone chyba typowo dla niewolnic. Dochodziły do tego różne dodatki i nieco biżuterii, której kapitan z jakichś przyczyn jeszcze nie spieniężył. Problemem będzie to, że większość strojów wymaga poprawek, w końcu nosiły je przeważnie ludzkie kobiety lub Elfki, ty zaś jesteś Goblinką, do tego dość niską jak na standardy swojej rasy. 
 

