Porte Isla
-
- Kurwa, z jednej strony zjeby od dyktatora, z drugiej zjeby od bycia słabym. Wolę mur. - Usiadł okrakiem na murze i spojrzał na niebo nad sobą.
-
Nad głową przeleciał mu smok.
-
- Panie Smoku! Gdzie pan leci? -
-
— Na Karaiby, a co?
-
- We mnie pan zabierz. Chujnia tu.
-
Zniżył się i zawisł na wysokości muru.
-
Wsiadł na niego.
-
Smok poderwał się nagle do lotu, co nieco odrzuciło Dokję do tyłu.
-
Chwycił się go. - Jak cię zwą? Często tu bywasz? -
-
— Na imię mi Ozyrys. Bywam tu dosyć często.
-
- Jak ten bóg z Egiptu? Ładne imię, męskie.
-
— A ty, koreańcu?
-
- Dokja. Kim Dokja. To mój pierwszy raz tutaj i powiem, nie podoba mi się. Nudno i nieciekawie.
-
— Co, ojczyzna ci nie odpowiada?
-
- Nie bez powodu spieprzyłem do Afryki na tyle lat.
-
— Nie widać tego po tobie. Co tam robiłeś, mieszkałeś w baobabie?
-
- Walczyłem. Dużo, z dużą ilością ludzi i długo.
-
— Ech, nuda. Baobaby są ciekawsze. Wspaniale nadają się na leża.
-
- Pachną staruchami.
-
— Nie jeśli przed użyciem dobrze je wypalisz.