Porte Isla
- 
Skulił się w torbie. Ale raczej nie będzie wariował. 
- 
Wszedł na statek. Rozejrzał się. 
- 
Od razu popatrzyło na niego kilku chłopaków, raczej dzieciaków. 
- 
- Prowadźcie do swej Pani. - 
- 
— Ale my nie jesteśmy kotami. 
- 
- Co? 
- 
— Nie mamy żadnej pani. 
- 
- A Pani Kapitan? 
- 
— Aaaaa… my zaprowadzimy do siostrzyczki! 
- 
- Na to czekam 
- 
Dwóch starszych chłopców zaprowadziło Dokję na górny pokład, gdzie przy sterze stała wysoka, smukła dziewczyna w pirackim stroju. Wyglądała, jakby się za czymś rozglądała. Była nieco podobna do Holendra. 
 — W czym mogę pomóc, szczurze lądowy?
- 
- Szukam broni i kart, myszo wodna. - 
- 
— A na cholerę ci broń? Masz jakiś problem? 
- 
- Nie, ale z moim stylem życia i usposobieniem, zakładam, że prędzej czy później będę go miał. A wtedy wolę nie płynąć przez pół świata tą by dostać od ciebie szabelkę. 
- 
— To może nie zbieraj kart, tylko od razu spuszczaj wpierdol? Chcesz ją, to sobie ją złap. 
 Podrzuciła szablę.//rzuć na reakcje 
- 
Rzut 
- 
//Jak łatwy to weszło. 
- 
Udału mu się cudem złapać szablę w ręce. 
- 
Podziękował ukłonem. - Mimo wszystko będę dalej zbierał karty. Nie lubię siedzieć na dupie 
- 
— A to prawda. To mam ogólnie sprawę. Może dostaniesz za to kartę. 
 

