Milan
- 
- Ano się poszczęściło… - zatopił usta w piwie - To kto ma tę kartę? 
- 
Mężczyzna uśmiechnął się i wyciągnął kartę spod lady. 
 — Ja.
 Podał ją LJowi.
- 
- No to twoje zdrowie. - Uniósł z uśmiechem kufel jedną ręką i skierował go do ust, a drugą przyciągnął kartę do siebie. Mruknął, przerywając picie. 
 - Jeszcze dla kolegi poproszę.
- 
Barman podniósł wzrok na dość długo milczącego leszego i uśmiechnął się łagodnie. Dał mu kartę bez słowa, po czym dał mu dolewkę piwa. 
- 
- No. To tyle jeśli chodzi o Milan. - stwierdził, chowając kartę do portfela - Znaczy, mój plan zakłada powrót, kiedy będziemy się spławiali w dół rzeki, ale nie będziemy brali zleceń od żadnych podejrzanych typów. - dopił piwo - Od żadnych typów, dla pewności. 
- 
— Jestem jak najbardziej za. 
 Leszy dość szybko obalił kolejne piwo.
 — To w którą stronę w końcu, bo się pogubiłem?
- 
- Colder. Północny zachód. - wstał ze stołka. 
- 
Leszy pożegnał barmana i też się podniósł. 
 — No to do Colder.
- 
- Ruszajmy. - 
 Udał się z towarzyszem w kierunku północnej części miasta, z lekką nadzieją że znajdzie się ktoś kto będzie akurat jechał do celu ich podróży.
- 
Wypatrzyli wóz zawalony ubraniami, przy którym ktoś właśnie przymierzał płaszcz. Był to jedyny powóz, przy którym akurat był woźnica. 
- 
- Dobry. - podszedł do woźnicy - Nie jedzie pan przypadkiem do Colder? 
- 
— Jadę, ale nie bardzo mam ochotę, by dwóch gości gniotło mi towar. 
- 
- To będziemy siedzieć z boku. - spojrzał na płaszcze. Colder pewnie nie wzięło swojej nazwy znikąd. - W dodatku sami z chęcią przygarniemy jakiś ciepły płaszcz. 
- 
Popatrzył na ciebie spod byka, ale machnął ręką. Likho wziął się za szukanie płaszcza. 
- 
On również rozejrzał się za jakimś ładnym i ciepłym płaszczem 
- 
Likho znalazł sobie grubą zieloną kurtkę. A LJ wypatrzył długi stylowy płaszcz, całkiem ciepły. Chyba wełniany. 
- 
Przymierzył go, a jeśli pasował, to usiadł na wozie tak, by nie gnieść pozostałych ubrań. 
- 
Pasował całkiem nieźle, może minmalnie luźny. Likho poprzekładał ostrożnie kilka ubrań, po czym też się usadowił. 
 — Powiedzmy, że jest okej. Ale i tak mam ma was oko.
 Popędził konia i pomału ruszyli.
- 
- Nie ma problemu, o ile tym drugim pilnujesz drogi. - Zażartował 
- 
Likho zaśmiał się, woźnica jedynie westchnął. Powiało chłodem, jednak był to tylko wiatr, a nie utajnione lodowe moce woźnicy. 
 

