Farklands
-
Claire zaczęła się rozglądać.
— Do kogo ty to mówiłeś?
Po dłuższej chwili usłyszeli kroki za sobą. -
- Ja… umm… - W sumie sam nie wiedział do kogo mówił. Ktoś mu coś powiedział, a on kulturalnie odpowiedział. Odwrócił się, mając nadzieję że znajdzie swojego rozmówcę, a nie więcej halucynacji.
-
— Nie powinniście tam schodzić. Mój mąż już szuka waszych towarzyszy. Wywołaliście już jedną lawinę, gdyby przysypała was kolejna, wasze szanse na przeżycie by znacznie spadły.
Przed nimi stała niska, choć masywna kobieta. Spod grubej czapki wystawały jej blond pukle włosów.
— Chodźcie ze mną, ogrzejecie się. -
Spojrzał się na Claire pytająco. W sumie nie mieli lepszych możliwości. Wzruszył ramionami i ruszył tam gdzie prowadziła ich kobieta kojarząca mu się z krasnoludami.
-
Kobieta uśmiechnęła się i poprowadziła ich do chaty skrytej między zboczami, tak że śniegu nie spadało tam zbyt dużo.
— Kawy czy herbaty? Zakładam, że szliście do Fallen… -
- W rzeczy samej. Ja i mój towarzysz polujemy na karty, a Claire i jej siostra celują raczej w smoki.
-
— Ja poproszę kawy.
Po dłuższym czasie LJ, popijając ciepły napój usłyszał stłumioną rozmowę, dochodzącą z głębi domu. -
Uznał że to byłoby niegrzeczne tak wywierać nacisk na gospodarzy lub innych gości by się pokazali, dlatego bez słowa zatopił usta w gorącym napitku.
-
Po niedługim czasie do pokoju weszli Likho z Cindy, zawinięci w koce. Za nimi szedł… kruk? No, co do konkretnego gatunku LJ nie był pewien, wiedział za to że stoi przed nim humanoidalny ptak, ciepło ubrany, podobnie do gospodyni.
— Te góry bywają nieprzewidywalne — rzucił niedbale.
Kobieta podała im napoje. -
Otworzył szeroko oczy, mimo wszystko zdziwiony widokiem takiej osobistości.
- Dziękuje że pomógł pan moim przyjaciołom. -
— Och, to żaden problem. Choć nie ukrywam, odkąd ostatni przewodnik po górach odszedł z pracy, skłonność turystów do wpadania w kłopoty zaczyna mnie irytować.
-
- Gdyby jakiś przewodnik by się znalazł z chęcią skorzystalibyśmy z jego usług. - uśmiechnął się - Nazywam się L.J. miło mi pana poznać.
-
— Zenon. W sumie możemy pomóc, skończyliśmy już pracę na dziś, a nawet trochę więcej. Kad, skarbie, chyba niedługo będziemy się zbierać do drogi.
-
- Och, bardzo dziękujemy, ale nie chcemy sprawiać większego kłopotu niż do tej pory… - powiedział raczej przez grzeczność
-
— Większego chyba już nie zrobicie — rzuciła kobieta i sięgnęła po mapę. — Chodźmy.
-
Wypił ile napoju mu zostało coby się nagrzać na drogę i wstał, poprawiając płaszcz.
-
Zenon i jego towarzyszka poprowadzili waszą czwórę ścieżkami w głąb gór. Kad wskazywała na różne formacje skalne. Cindy z uwagą ją słuchała. Likho opatulał się szczelniej. Claire szła tuż tuż obok LJa.
— Ten kruk mnie trochę przeraża. -
- Czemu? Zdaje się być całkiem miłym gościem. W końcu pomógł Likho i Cindy.
-
— Po prostu nie przepadam za krukami, okej? Ale może masz rację.
Szli dalej, aż pomału warstwy śniegu zaczęły maleć i maleć, by w końcu zniknąć. Odnieśli wrażenie, że od ziemi w tamtym momencie zaczęło bić lekkie ciepło. -
- W sumie to czemu nie lubisz kruków? - zapytał po chwili.