Elfi Las
-
Las, zamieszkały przez magiczne istoty, nieliczne wróżki i oczywiście elfy. Jest wyłączony z ogólnego zwiedzania, gdyż zbyt wielu szpiegów i morderców przedzierało się przez te pokojowe miejsce. Miejscowi ostrzegają przed bagnami i rozjuszaniem miejscowej fauny, gdyż wśród elfów rzadko zdarzają się grabarze. -
Patryś
Kiwnął głową i popędził konia. Pojechali.
Szlaban opuścił się za nimi. Po paru minutach ledwo widać było Donię. W lesie było dość wilgotno i duszno. Ćwierkały ptaki, chrupały gałęzie pod kołami wozu.
— Pierwszy raz? -
- Po czym poznałeś?
-
— Zazwyczaj ci regularni idą z buta albo mają własny wóz. A tak poza tym to strzeliłem.
-
- No to trafiłeś w sam raz. Jadę do lasu pozbierać Karty od miejscowych.
-
— Jakoś trzeba przełamać lody. To chyba Kraina tak na nas działa. Plaga gadulstwa.
-
- Czy to źle? Jeśli nie jesteś pustelnikiem to jest to dość przydatne.
-
— Czasem się człowiek czuje jak niegrywalna postać.
-
- Wszyscy jesteśmy NPCetami w czyjejś historii i głównymi bohaterami swojej własnej.
-
— Słuszna uwaga. — Vince zaśmiał się. — Wydaje mi się, że w twojej historii musisz mieć powodzenie u kobiet.
-
- Ekhem. - odwrócił wzrok - Skąd ten pomysł.
-
Vince wyszczerzył zęby i poklepał się po szyi.
— Masz parę śladów. -
Spojrzał dół by spojrzeć na szyję i kołnierz. Czyżby niedokładnie się umył?
-
No cóż, są rzeczy których raczej nie da się zmyć. Muszą zejść same. Na przykład malinki.
-
Nieco zakłopotany pomasował się w szyję, z nadzieję że malinka szybciej zejdzie.
-
Vince dość szybko zmienił temat. Wspomniał, że wiezie alkohol do Ervell i nadmienił, że nie oferuje degustacji, choć LJ nie zdążył o to zapytać. Niespodziewanie usłyszeli dziwny odgłos. Coś jakby trzask.
-
Zapewne nie był to trzask gałęzi pod kołami wozu. Rozejrzał się wokół siebie w poszukiwaniu jego źródła.
-
Vince dość gwałtownie zatrzymał konia. W ostatniej chwili, bo po tym jedno drzewo obaliło się na drogę przed nimi.
-
- Uf, było blisko. - skomentował zaskoczony
-
— Zazwyczaj takie rzeczy się nie zdarzają. Pomożesz mi to przesunąć? Koń może przejdzie, ale z wozem będzie gorzej.
-
- Pewnie. - zsiadł z wozu i podszedł do drzewa od strony z której najłatwiej byłoby je zgarnąć z drogi.
-
Pień nie był specjalnie ciężki, więc udało im się go zwlec.
— Mam nadzieję, że więcej się nie obali. -
- Ja też, szczególnie na nas. - skomentował i wrócił na wóz. Coś go jednak podkusiło i sprawdził czy nikt w międzyczasie nie wszedł na pakę, by dobrać się do beczek z alkoholem.
-
//to rzuć łatwy na kognicję
-
-
//Ale uznajesz?
-
Spostrzegł dziwne, ciemnoskóre stworzenie wystające spod płachty.
-
- Hej Vince, mamy pasażera na gapę. - skomentował, uważnie obserwując istotę.
-
Stworzenie warknęło i rzuciło się w ich stronę.
-
Odsunął się gwałtownie w bok, by uniknąć ataku.
-
//no to łatwy na reakcję
-
//Daj znać jak się nie wyświetli
-
//widać
-
Stworzenie poleciało do przodu i wylądowało na koźle. Vince również zdołał się uchylić, więc jedynym rannym był koń, który spanikowany stanął dęba. Wozu może nie wywrócił, ale za to zerwał się i popierdolił w las.
-
- Ja pierdziele, co to było!? - zakrzyknął wystraszony.
-
— Kto by to wiedział. Ważne, że nic nam się nie stało. Wolisz szukać konia czy pilnować wozu?
-
- Chyba przypilnuje wozu. Żaden ze mnie tropiciel.
-
- Chyba przypilnuje wozu. Żaden ze mnie tropiciel.
-
— To uważaj na siebie. Gówno może jeszcze wrócić.
-
- Tak, ty też. - powiedział lekko sceptycznym głosem
-
Vince wyciągnął spod płachty maczetę i ruszył w las. Przez chwilę było go słychać, ale niezbyt długo. LJ został sam.
-
Wolał nie wiedzieć po co Vinceowi maczeta, ale rozumiał jego zapobiegliwość. Sam sprawdził pod płachtą czy nie znajduje się tam coś czego może użyć do obrony
-
Chociażby po to, by przedrzeć się przez chaszcze. Pod płachtą został jeszcze kij.
-
Chwycił go, tak na wszelki wypadek i będąc uważnym na wszelkie hałasy pilnował wozu.
-
Usłyszał śmiechy dochodzące z krzaków.
-
Naturalnie spojrzał się w kierunku tych krzaków, próbując wypatrzeć śmieszków. Dzikie bestie raczej się nie śmieją, więc odłożył kij, ale na tyle by mieć go w zasięgu dłoni.
-
Zobaczył wtedy tę istotę raz jeszcze. Wyglądała jak dzika świnia, ale stała na dwóch nogach. Dalej się śmiała.
-
- Co cię tak bawi? - zapytał, nie będąc pewnym co myśleć o tej sytuacji
-
Powoli ruszyła w stronę LJa.
-
- Hej, hej, hej! - ponownie chwycił kij i stanął wyprostowany - Tak blisko wystarczy.