Elfi Las
-
- Chyba przypilnuje wozu. Żaden ze mnie tropiciel.
-
- Chyba przypilnuje wozu. Żaden ze mnie tropiciel.
-
— To uważaj na siebie. Gówno może jeszcze wrócić.
-
- Tak, ty też. - powiedział lekko sceptycznym głosem
-
Vince wyciągnął spod płachty maczetę i ruszył w las. Przez chwilę było go słychać, ale niezbyt długo. LJ został sam.
-
Wolał nie wiedzieć po co Vinceowi maczeta, ale rozumiał jego zapobiegliwość. Sam sprawdził pod płachtą czy nie znajduje się tam coś czego może użyć do obrony
-
Chociażby po to, by przedrzeć się przez chaszcze. Pod płachtą został jeszcze kij.
-
Chwycił go, tak na wszelki wypadek i będąc uważnym na wszelkie hałasy pilnował wozu.
-
Usłyszał śmiechy dochodzące z krzaków.
-
Naturalnie spojrzał się w kierunku tych krzaków, próbując wypatrzeć śmieszków. Dzikie bestie raczej się nie śmieją, więc odłożył kij, ale na tyle by mieć go w zasięgu dłoni.
-
Zobaczył wtedy tę istotę raz jeszcze. Wyglądała jak dzika świnia, ale stała na dwóch nogach. Dalej się śmiała.
-
- Co cię tak bawi? - zapytał, nie będąc pewnym co myśleć o tej sytuacji
-
Powoli ruszyła w stronę LJa.
-
- Hej, hej, hej! - ponownie chwycił kij i stanął wyprostowany - Tak blisko wystarczy.
-
Świnia tupnęła racicą i zaczęła chrumczeć donośnie.
-
-To nie może być normalne… - powiedział do siebie, uważnie obserwując ruchy świniaka
-
Usłyszał odgłosy za sobą.
-
Oczywiście się odwrócił, ale tylko na moment.
-
Zobaczył trzy takie prosiaki przy samym wozie.
-
- Hej, wy też się cofnijcie! - Zakrzyknął i cofnął się na pakę wozu, mocno dzierżąc swój kij. Bynajmniej nie miał w planach bycie napadniętym przez dwunożne świnie