Donia
- 
- Rozumiem. - powiedział z lekkim uśmiechem - Oblewali coś konkretnego, czy tylko zapobiegali wywietrzeniu procentów? 
- 
Wróżbita usiadł obok. 
 — Mamy kilku nowych artystów, wczoraj mieli swoje pierwsze występy. Nazwijmy to inicjacją.
- 
- W takim razie chyba nie będziecie dawać im trudnych zadań, co nie? Nie wyobrażam sobie robić akrobacji na trapezie na kacu. 
- 
— A z tym to akurat różnie bywa. Mamy choćby jednego, któremu na kacu akrobacje się najlepiej robi. 
- 
- W takim razie zazdroszczę mu genów. Ja na kacu potrafię jedynie gapić się w pustą przestrzeń a i to nie zawsze mi wychodzi. 
- 
— Biedactwo. Cóż, będę musiał cię zostawić. Mam trochę do zrobienia. 
 Momentalnie wyparował. Na trybuny zbierało się powoli więcej ludzi.
- 
Pożegnał go gestem ręki i zaczekał na przedstawienie. 
- 
Ktoś przymknął poły namiotu, w środku zrobiło się ciemno. Ale nie na długo. W różnych miejscach rozpalały się światła lampionów, gdzieś na górze ktoś zaczął grać na fletni Pana. LJ słyszał dzieciaki, które gdzieś w pobliżu zajadały popcorn. W końcu też ucichły. Poświata największego lampionu znaczyła koło na środku sceny, gdzie nagle pojawił się wróżbita. Wyprostowany, starannie uczesany, w czarnym płaszczu. Zdjął z głowy cylinder i odkaszlnął. 
 — Dzień dobry, moi drodzy. Widzę tu trochę nowych twarzy. Pozwólcie, że się przedstawię. Jestem Roscoe, Brian Roscoe i dziś zabiorę was w świat sztuki ze szczyptą scenicznej magii.
 Tutaj przesunął palcami po rondzie cylindra, a ze środka wyleciała papuga. Sięgnął do środka kapelusza.
 — Czy ktoś nie zgubił portfela?
- 
- No rzesz kur… - z niedowierzaniem sięgnął do swojej kieszeni, wiedząc dobrze że napotka tam przykrą pustkę. 
- 
Nie, jednak nie. Swój portfel miał na miejscu. Na scenę śmiało wyszła Kiara, wyciągając rękę do Briana. 
 — Bardzo proszę. — Oddał jej portfel. — Skoro już tu jesteś, może chciałabyś mi pomóc? Podobno masz bystry wzrok, jeśli chodzi o detale.
 Podsunął jej cylinder, a ta włożyła do niego rękę.
- 
Niepotrzebnie założył najgorsze. Wyciągnął rękę z kieszeni i dalej obserwował przedstawienie. 
- 
Kiara wyciągnęła coś z kapelusza. Brian uśmiechnął się do niej. Dziewczyna pokręciła głową i przycisnęła przedmiot do piersi. 
 — Liczę na ciebie, Kiaro. Odnajdziesz właściciela?
 — Pewnie, że tak.
 Kiara wróciła na widownię i zniknęła LJowi w mroku. Roscoe pomachał kapeluszem i wyleciał z niego jeszcze jeden gołąb. Na koniec wróżbita włożył kapelusz.
 — Teraz bez większych ceregieli zapraszam na pokaz naszego drogiego Ilverina i nowicjuszki Arkadii!
 Światła uniosły się w górę, gdzie na podestach stało dwoje akrobatów, trzymając swoje trapezy.
- 
Spojrzał się wysoko w górę, z zaciekawieniem obserwując akrobatów. 
- 
Radzili sobie całkiem nieźle. Łapali się nawzajem, przeskakiwali na wiszące liny, bujali się na nich, wracali na trapezy. W międzyczasie LJ usłyszał szmery w swoim pobliżu. 
- 
Odwrócił więc na chwilę wzrok od przedstawienia, by ustalić źródło tych szmerów. 
- 
Spomiędzy ludzi wyszła Kiara. Uśmiechnęła się zdawkowo. 
 — Czy miejsce koło ciebie jest wolne?
- 
- Pewnie, siadaj. - odsunął się nieco na bok, by dać dziewczynie jeszcze odrobinę miejsca. 
- 
Usiadła obok i spojrzała na scenę. Sięgnęła do kieszeni. 
 — To chyba twoje — rzuciła, podając mu do ręki jego krawat.
- 
Spojrzał na niego zaskoczony, po czym sprawdził czy faktycznie brakuje mu elementu ubioru. Gdy tylko to potwierdził, wziął go od dziewczyny lekko zakłopotany i zaczął go wiązać. 
 - Dzięki. Nie powiem, zaskoczył mnie.
- 
— Mnie też. Stary swat… 
 Westchnęła cicho i zapatrzyła się na akrobatkę, która zjechała po linie na ziemię i zaczęła robić gwiazdy.
 

