Donia
-
— A powiem ci szczerze, nie znam się tak na zwierzętach, więc kto wie?
Podniósł wiadro, w którym miał paszę i kilka marchewek.
— Jak chcesz, możesz jej dać marchew. Najlepiej na otwartej dłoni. -
- Z chęcią. - wziął jedną z marchewek i podał ją Kiki. Oczywiście z otwartej dłoni.
-
Koleś przeciągnął się.
— Nie miałbyś ochoty trochę się nią dłużej zająć? Nie jakoś super długo, tak z pół godzinki. Chcę się tylko ogarnąć. -
- Hm, pewnie. Powiedz tylko co mam zrobić.
-
— Najlepiej zanieść żarcie do jej boksu — tu wskazał na wiadro. — Jak będzie głodna, pójdzie zjeść. Poza tym z grubsza to dotrzymać jej towarzystwa, pogłaskać, poczesać. To towarzyska bestia.
-
- No dobrze. - wziął od mężczyzny wiadro - A tak przy okazji, jestem L.J.
-
— Dagger. Miło poznać.
Mężczyzna uśmiechnął się i odszedł w mrok. -
Udał się w kierunku boksu zwierzęciem i nasypał jedzenia do odpowiedniego miejsca.
-
Zebra podążyła za nim, zjadła trochę po czym znów popatrzyła na niego, kierując pysk w jego stronę. Zarżała.
-
Jeszcze raz pogłaskał zwierzę, tym razem nieco dłużej. Nie był do końca pewien jakby mógł mu zapewnić rozrywkę, więc głaskanie wydawało się jedyną opcją.
-
Najwyraźniej to zebrze jak najbardziej odpowiadało. A gdy się jej znudziło, złapała pyskiem szczotkę i podała ją LJowi.
-
- Mądra jesteś. - skomentował zachowanie konia i zgodnie z jej prośbą, zaczął ją czesać.
-
Kiki rżała zadowolona. Tak minęło mu ileś minut, w końcu jednak Dagger wrócił. Wyglądał zdecydowanie lepiej, chyba te pół godziny sprawiło cuda. A może to było dłużej? LJ nie miał zegarka. Świeżo nałożony makijaż mógł dość łatwo zdradzić profesję chłopaka. Najwyraźniej był cyrkowcem.
— LJ, tak? Dzięki za pomoc. -
- Nie ma za co, naprawdę. - poklepał zebrę po szyi - Jednak jeśli chcesz się odwdzięczyć, możesz mi zdradzić gdzie w okolicy znajdę jakieś osoby z Kartami. Na wskutek zbiegu okoliczności, zostałem ich kolekcjonerem.
-
— A tak mi się jakoś zdawało. Akurat ci się trafiło, sam należę do talii. — Zaśmiał się i podał mu swoją kartę.
-
- Och! Dziękuje bardzo! - ochoczo wziął kartę i schował ją do portfela - Jest tu jeszcze ktoś kto mógłby mnie w ten sposób poratować?
-
— Chyba tylko mój szef.
Dagger zaplótł dłonie na karku.
— Jak wyjdziesz ze stajni, będzie więcej namiotów. Jest taki, co się reklamuje wróżbami. Tam go znajdziesz. Powodzonka! -
- Dzięki wielkie. - skomentował. Nie spodziewał się tutaj cyrku, ale z drugiej strony wielu rzeczy ostatnio się nie spodziewał. Zgodnie z radą artysty udał się w poszukiwaniu namiotów.
-
Rzeczywiście trochę icj było. Teraz miało to sens skąd tu zebra trzymana w stajni.
//a rzuć sobie na kognicję -
Przechadzał się między namiotami, podziwiając obozowisko i wyglądając za namiotem wróżbity.