Dwór Srebrnej Maski
-
//Z racji na wzmiankę o rzeczywistych tubylcach w opisie tematu zapytam dla pewności: Chodzi ci o jednego z rewolwerowców Srebrnej Maski?//
-
// Obojętne mi to, a raczej Jamesowi. Może być tubylec, może być rewolwerowiec.
-
Wielu ludzi Maski kręciło się po okolicy, patrolując zabudowę, rozmawiając lub będąc zajętymi innymi sprawami, jak naprawa płotu czy rąbanie drwa na opał.
-
Podszedł do najbliższego z patrolujących.
— Moje uszanowanie, czy wiecie może gdzie powinienem się zgłosić po, hmm, nazwijmy to przydział obowiązków? Jeżeli on istnieje, oczywiście. -
Dwaj zagadnięci rewolwerowcy popatrzyli po sobie niepewnie, albo nie wiedząc, o co ci chodzi, albo obawiając się odpowiadania nowemu, co do którego nie mieli zaufania. Jednak w końcu jeden z nich wskazał ci drogę, pokazując na odpowiedni budynek.
-
— Mam tam się udać? Oczywiście, że tak, już tam pędzę. Dziękuję za poradę, panowie! — Nie zważając na reakcję tamtych skinął im kapeluszem, po czym odwrócił się na pięcie i marszem poszedł do wskazanego budynku.
-
Było to małe pomieszczenie, jednoizbowe mieszkanie, które łączyło w sobie jakby biuro czy gabinet, kuchnię i sypialnię. Za biurkiem przy dużym piecu siedział czerstwy staruszek, pilnie zapełniając kolejne kartki papieru kolumnami cyfr i szlaczkami pisma.
-
// Rzecki vibes //
— Dobry. — James podszedł do biurka, przyglądając się pracy staruszka.
-
//Bingo.//
- Bry. - odparł tamten, nawet nie podnosząc na ciebie wzroku. Widocznie tak bardzo absorbowała go praca lub po prostu niewiele go obchodziłeś i liczył na to, że sobie pójdziesz jeśli nie będzie zwracać na ciebie uwagi. -
// W tym układzie Srebrna Maska jest Wokulskim i próbuje zarywać do jakiejś tępej pindy lubiącej tubylców. //
— Jak najbardziej. — Odchrząknął. — Powiedziano mi, że tutaj otrzymujemy przydział obowiązków. Czy wie Pan coś o tym?
-
//Trochę za daleko zabrnąłeś z wnioskami, ale podoba mi się ten tok rozumowania.//
Dopiero teraz zaszczycił cię spojrzeniem, ale nie zauważyłeś w jego oczach ani śladu zdziwienia czy konsternacji, choć przypatrywał ci się długo.
- Tak. Tylko szef daje specjalne zadania, więc z tym do niego. Ale jeśli cię nie wezwał sam, to nie masz co tam szukać i dobrze zrobiłeś, że przyszedłeś do mnie. Mamy tu sporo roboty nawet bez ciągłych strzelanin, więc znajdę ci zajęcie, powiedz tylko na czym się znasz. -
// Nie, słuchaj, to ma sens. Wokulski wysadził zamek w Zasławku, ale nie zginął tam. Nie wyjechał także na wschód, by robić interesy. Zamiast tego wyjechał do doktora Geista i wspólnie z nim prowadził badania naukowe, w wyniku których stworzył przejście wymiarowe na bazie metalu lżejszego od powietrza. Oczywiście przeszedł przez nie, by znaleźć się w równoległym wymiarze Oskad. Niestety podczas przechodzenia Geist coś spieprzył, przez co rąbnęło nie tylko przejście, ale także Wokulski został ranny i o ile przeżył, tak jego twarz została pokryta bliznami, przez co dzisiaj nosi maskę. To by się zgadzało!
Jako genialny biznesmen Stanisław Wokulski dorobił się w Oskad fortuny, za którą wybudował dwór na rzece Mordan. Dzięki swym pieniądzom i ostatecznym oderwaniu od tej kurwy polskiej porzucił romantyczne ideały i podążył w pełni pozytywistyczną karierą. Stworzył bezpieczne miejsce dla tubylców, oswobadza ich z rąk łowców, działa na rzecz poprawy ich sytuacji. Jego Dworek także został zbudowany na modłę pozytywizmu, łącząc zapamiętany z Warszawy neoklasycyzm z niezbędną użytkowością dnia codziennego, okolicznymi uprawami żywności itp. Nawet znalazł sobie równoległego Rzeckiego!
Wybacz Kubuś, rozgryzłem twój plan. //— Na czym ja się znam? Dobre pytanie, przyjacielu. — James popadł w krótkie zamyślenie. —Potrafię strzelać, jeździć i oszukiwać w Pokera. Czasami robię też za ludzkie lustro.
-
// Kurwa, to ma sens. //
-
//To nie jest i nie był mój plan, ale nie ukrywam, że jest o wiele lepszy od tego, co chciałem zrobić.//
Pozorna obojętność wobec twojej osoby i zdolności minęła, gdy wspomniałeś o ostatniej umiejętności. Dopiero wtedy mężczyzna podniósł na ciebie wzrok, ciekaw zapewne, co miałeś na myśli. -
James uśmiechnął się delikatnie. W ciągu kilku milisekund przed starcem stała iluzja lustra, a z niej na starca spoglądało jego bliźniacze odbicie.
-
Widocznie zdziwiony, mimo wszystko zachował spokój, nie reagując zbyt gwałtownie, jak zrobiłaby większość ludzi.
- Czary czy co? - zapytał, ruszając się i machając rękami, aby sprawdzić rzeczywistość odbicia. -
— Zależy od punktu widzenia. — Odpowiedział mu ustami starca z lustra, któremu teraz dodał wysoki cylinder na głowie, typową dla iluzjonistów czarną pelerynę i czarnoksięską różdżkę w dłoni.
-
- Dobra, to kończ to czary-mary i zmieniaj się z powrotem… I opowiedz mi, jak to działa.
-
Posłusznie powrócił do swej normalnej postaci, pół-ludzkiej i pół-mivvockiej. Dobrze było żyć z świadomością, że wściekły tłum jednej lub drugiej razy nie rzuci się za tobą z pochodniami za przyszarzałą skórę.
— To iluzja, mateczka mnie nauczyła. Jedna z mivvockich sztuk. — Odpowiedział spokojnie. -
- I co? Myślisz sobie, jak chcesz wyglądać, i taki się stajesz?