Alryne
-
Jeden z większych zamków Cesarstwa Kar’koo na granicy z należącym do Vladimira Valescu Eldham. To tylko jeden z łącznie wielu zamków, fortów i innych umocnień oraz fortyfikacji, które zbudowano, przez lata wzmocniono i obsadzono tylko po to, aby nie dopuściły do wybuchu kolejnej wojny z Wampirami i spełniły swoją rolę nadzwyczaj dobrze, choć pomógł w tym też fakt, że Valescu nie rozpoczął nigdy przygotowań do kolejnej inwazji na Cesarstwo.
Ze wszystkich zamków w okolicy ten nie wyróżnia się niczym, to typowa budowla obronna tego typu z grubymi, kamiennymi murami zakończonymi blankami, wieżami, fosą, wzmocnioną bramą i silną załogą. Jednak to, co wyróżnia go od innych konstrukcji tego typu na pograniczu, to fakt, że tutaj rezyduje dowódca zarówno sił broniących granicy, jak i agentów i dywersantów ją przekraczających, aby bruździć Wampirom i zbierać informacje o ich posunięciach. Tutaj również udzielono gościny i kwater Paladynom Złotej Pięści, Kapłanom Złotej Dłoni, Bractwu Stali, a prawdopodobnie nawet wśród wszystkich zamieszkujących tu ludzi kryje się jeden lub nawet kilku członków Inkwizycji Światła. Jeśli ktoś chce przekroczyć granicę i wkroczyć do Eldham, to właśnie tu powinien się udać, a tyczy się to nie tylko wysłanników Cesarstwa lub różnych organizacji, ale i najemników i awanturników wszelkiej maści, którzy chcą nadstawić karku w niebezpiecznych misjach, gdzie nie można lub zwyczajnie nikt nie chce wysłać wojowników Cesarstwa. Rzecz jasna takiego miejsca powinni unikać przede wszystkim Handlarze Śmierci, a także wszyscy ci, którzy chcą zarobić, ale po przeciwnej stronie. Istnieją na granicy miejsca, gdzie można przemknąć się niezauważenie lub przekupić urzędników. Rozkładające się zwłoki kilku powieszonych na drzewach przy gościńcu prowadzącym do twierdzy Handlarzy Śmierci i pechowych najemników są na to świetnym przykładem. -
Dwa tygodnie. Tyle zajęło Mormogowi i jego bandzie dotarcie do okolic Alryne. Cel podróży w zasadzie był prosty - znalezienie jakiejś roboty dla całej bandy goblinów. Niepokojącym obrazem mogłyby być dla niektórych goblinów wiszące zwłoki Handlarzy Śmierci i pechowych najemników, które napotkano po drodze, ale Mormoga niespecjalnie to ruszało. Jedyne, na czym się skupiał, to dotarcie do zamku.
-
Iście mordercze tempo, jednak nie ma co się dziwić, kto pierwszy, ten dostanie więcej. Zwłaszcza, że trzeba było sporo tłumaczyć i czasem przekupywać, aby przejść dalej, kiedy indziej gubić pościg lub uciekać przed wściekłymi żołnierzami i wieśniakami, wciąż mającymi w pamięci słynny rajd Wrakuga Zielonego Pioruna. Jednak Cesarstwo potrzebowało takich jak ty i twoja banda, nawet jeśli byliście Goblinami, więc zaopatrzyli was w specjalny glejt, który pozwalał wam podróżować po jego terenie bez obawy o atak, chyba że dacie komuś powód. Szczęśliwie nie daliście.
- Szefo, mnie siem to nie podoba. - mruknął jeden z jadących za tobą wilczych jeźdźców, wyrażając pewnie nie tylko swoje obawy, ale i lęki dręczące całą bandę. Po drugiej stronie granicy będzie już z górki, to tutaj powinniście się martwić.
Poczekaliście chwilę przy zwodzonym moście, aż przemaszerowała przez niego spora grupa cesarskich piechurów, wtedy i was wpuszczono. Zauważyłeś, że im dłużej czekaliście, tym więcej uzbrojonych w kusze i arkebuzy ludzi kręciło się po murach nad wami.
- Czego? - fuknął na wasz widok jeden z żołnierzy na moście zwodzonym, chyba oficer czy ktoś starszy rangą. Pozostali czterej jedynie mocniej ścisnęli halabardy ledwo zauważalnym gestem, czekając na to, co wyniknie z sytuacji. -
Im więcej uzbrojonych w kusze i arkebuzy ludzi się pojawiało na murach, tym większy stres ogarnął Mormoga, wiedząc, że cała banda może zostać wytępiona w ciągu zaledwie kilku salw przy jednym, fałszywym ruchu. Gdy jednak przypomniał sobie o tym, iż posiadał przy sobie ten glejt, umożliwiający podróżować po terenie Cesarstwa, nieco się uspokoił. Wyciągnął więc ów glejt i pokazał go oficerowi.
- Ja i moi chłopcy chcielibyśmy wejść do środka, jeśli to jest możliwe. - odparł neutralnie Kar’koończykowi. -
Przyjrzał mu się uważnie kilka razy, szukając choćby najmniejszego śladu fałszerstwa, ale w końcu dał za wygraną i oddał ci go, niechętnie kiwając głową.
- Możesz wejść, twoi ludzie mają zejść z mostu, żeby nie tamować ruchu, i zaczekać. -
Odwrócił się w stronę swoich wojaków. Poszukiwanie zlecenia nie powinno zająć tak długiego czasu, choć warto byłoby wyznaczyć kogoś, kto zajmie się bandą pod jego nieobecność. Oczywistym wyborem w tej kwestii jest Ronk - doradca i prawa ręka Mormoga.
- Róbcie, co Kar’koończyk każe. Ronk, pod moją nieobecność przejmujesz dowodzenie. Tylko nie odpierdolcie niczego głupiego, jasne? - zwrócił się do goblinów, a następnie powoli zaczął wjeżdżać do zamku. -
Pokiwał głową i szybko skrzyknął bandę, której kazał rozłożyć się na popas w pobliżu zamku. Ty zaś wkroczyłeś na okazały dziedziniec pełen krzątających się żołnierzy i czeladzi, przypatrujących ci się przeważnie z niechęcią, czasem z zaciekawieniem. Nie wiedziałeś zbytnio do którego z wielu budynków się udać, ale nim podjąłeś jakąś decyzję, kilku żołnierzy ruszyło w twoją stronę i skinęło na ciebie, abyś szedł za nimi.
-
Zdecydował się więc podążać za żołnierzami.
-
Nie wiedziałeś czy ta polityka nieufności dotyczy wszystkich najemników czy tylko ciebie postanowiono tak potraktować ze względu na rasę, która w Cesarstwie nie była raczej lubiana, ale nie zaprowadzono cię gdzieś dalej, nie pozwolono ci oglądać wnętrza zamku, nic więcej niż to, co już zobaczyłeś, a zamiast tego trafiłeś do koszar, gdzie w jednym pomieszczeniu, gdzie znajdowało się tylko kilka krzeseł, biurko, fotel i stół, czekał na ciebie posiwiały już staruszek, choć nie z gatunku tych zgrzybiałych, którzy czekają na śmierć, a bardziej tych, którzy pozostają na starość bardziej żywotni niż wielu młodych w kwiecie wieku, jeden rzut oka wystarczył, abyś po jego postawie poznał, że był lub może wciąż jest żołnierzem. Wstał z fotela za biurkiem, żołnierzom skinął głową, aby wyszli, a tobie wskazał krzesło po drugiej stronie biurka, samemu znowu siadając.
- Więc? - zapytał, składając dłonie w piramidkę. -
Nie będzie zastanawiał się nad tym, kogo dokładniej dotyczy polityka nieufności. Usiadł na wskazanym przez starca krześle, a następnie skrzyżował ręce.
- Przybyliśmy tutaj w celu znalezienia jakiegoś zlecenia. Czy macie nam coś do zaoferowania? -
- Gdybyśmy nie mieli to zamiast cesarskiego glejtu dostałbyś strzałę w gardło albo grot włóczni w brzuch jeszcze na granicy. - mruknął. - Tak się składa, że mamy sporo, do tego dobrze płatnych. Na czym właściwie się znasz i ilu masz ludzi?
-
- Jak każdy zielony, znam się na napierdalaniu - dobrze walczę za pomocą włóczni, halabard czy mieczy jednoręcznych, ale najlepiej mi idzie walka mieczami dwuręcznymi. Poza tym nieźle strzelam i znam się na jeździe na wargach. Natomiast jeśli chodzi o ilość ludzi, to mam pod swoją komendą trzydzieści siedem goblinów.
-
- Goblinów, co? To może znajdę dla ciebie zadanie. - odparł i sięgnął po jakiś papier w szufladzie biurka, później przyjrzał mu się dokładnie i schował go ponownie. - Doszły nas słuchy, że w Eldham wybuchło niedawno powstanie twoich rodaków przeciwko Krasnoludom, ale nie wiemy wiele więcej. Zakładam, że skoro też jesteś Goblinem, to się z nimi dogadasz. Masz wejść do Eldham, znaleźć te pokurcze i się z nimi dogadać, wypytać o wszystko, dosłownie wszystko, nawet pomóc, jeśli będzie trzeba. Potem wyślij do mnie gońca z meldunkiem, słownym albo pisemnym. Dostaniesz wtedy część wypłaty, powiedzmy dwieście złotników, a także nowe rozkazy.
-
Co prawda coś słyszał o tym, że Gobliny wywołały bunt przeciwko Krasnoludom, jednak nie spodziewał się, że właśnie dostanie od Kar’koończyków zlecenie powiązane z powstaniem. Możliwe, że na dłuższą metę wspomoże rodaków, a wszystko to będzie zależało od tego, jak pójdzie współpraca z Cesarstwem.
- Jasne. Ja i moja banda zajmiemy się tym. - odparł, wstając z krzesła. - Jest coś jeszcze, co muszę wiedzieć o tym zleceniu? -
- Nie angażuj się za bardzo, jeszcze nie. To znaczy w walki. Jeśli to będzie konieczne, aby zdobyć ich zaufanie: zrób to. Ale ogranicz się do walk z Nieumarłymi, Wampirami i Drowami. A, i jeszcze jedno: Za głowę zwykłego Wampira, wojownika, dowódcy, Nekromanty albo Maga, wypłacimy ci pięćset sztuk złota, kilka tysięcy za jakąś większą szychę. Możesz odejść.
-
Tak też zrobił - wpierw wyszedł z koszar, a następnie na swoim wargu odjechał w stronę bramy, gdzie niedaleko powinna być jego banda najemników.
-
Czekali na ciebie, siedząc na trawie, jedząc, pijąc, karmiąc wierzchowce i rozmawiając. Dopóki cię nie zobaczyli, posyłali wrogie lub nieufne spojrzenia tym na murach, ale widok swojego herszta wychodzącego z zamku, do tego całego i zdrowego, od razu się rozpogodzili. Gdy dotarłeś do nich, od razu wstali z miejsc i przygotowali się do drogi, oczekując na wieści.
-
Spojrzał na swoich podwładnych.
- Dobra, chłopcy, cesarscy nam kazali wyjechać do Eldham w celu odnalezienia goblińskich rebeliantów i dowiedzieć się informacji na temat ich powstania. Zrozumiano? -
- A jak ich znajdziem to co? - zapytał jeden z Goblinów, drapiąc się po głowie.
-
- Dogadać się z nimi i w razie czego im pomóc, choć Cesarczyki mówiły o tym, żeby aż tak mocno nie angażować się w powstanie. Po zdobyciu informacji na temat powstania, mamy wysłać posłańca z meldunkiem, a później otrzymamy nowe rozkazy. - odpowiedział Goblinowi.
-
Nie było to zbyt jasne dla prostych, goblińskich mózgownic, ale skoro szefo tak mówił, to tak trzeba, nigdy przecież nie wyszli źle na słuchaniu ciebie. Toteż cała wasza banda raźno pomaszerowała ku granicy z Eldham.
//Zmiana tematu na Przeklęte Bagna. Zacznę.//