Przeklęte Bagna
-
// Dokładnie. //
-
Pochodnie rozdzielono tak, aby ich światło choć trochę przebijało się przez mgłę i ułatwiało wam trzymanie się szyku. Przeprawa przez bagna nie należała do łatwych czy przyjemnych, stale czuliście się obserwowani, a nawet najmniejszy plusk wody pobudzał i wręcz przerażał twoich żołnierzy. Po około kwadransie wędrówki bez odnalezienia choćby śladu innych Goblinów, usłyszałeś jakieś zamieszanie oraz wilczy pisk na tyłach.
-
Odwrócił się w stronę hałasu, by zobaczyć, co konkretnie się dzieje. Zdecydował się również schować miecz dwuręczny, a zamiast niego wyciągnął łuk i jedną ze strzał, aby mógł zastrzelić potencjalnego przeciwnika, jeśli ten znajduje się daleko od Mormoga.
-
Na końcu kolumny twoi ludzie pospiesznie rozbiegli się na małe wysepki suchego lądu, nerwowo rozglądając się wokół, z bronią gotową do ciosu i oszczepami gotowymi do rzutu. Po wilku, którego pisk słyszałeś przed chwilą, nie było ani śladu. Po jeźdźcu też. Goblin wyłonił się z mętnej wody dopiero po chwili, a na jego twarzy widziałeś mieszaninę tak oczywistego strachu i przerażenia, jak i ulgi, że wciąż żyje. Zaczął powoli posuwać się w kierunku najbliższej wysepki, zauważyłeś jednak jakiś kształt pod wodą, na tyle ciemny, że wyróżniał się na jej tle. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, spod wody wynurzył się monstrualny płaz, który jednym kłapnięciem monstrualnej gardzieli pochwycił nieszczęsnego Goblina, któremu jedynie nogi wystawały z paszczy. Machał nimi z przerażeniem, dopóki wraz z blisko czterometrową bestią nie znalazł się znów pod wodą.
-
Zaczął się rozglądać, czy w pobliżu nie ma owej bestii czy innych pokrak z tego samego gatunku, ewentualnie podobnych skurwysyństw. Jeśli poczwara znowu się wynurzyła, spróbował strzelić w nią za pomocą łuku.
-
Widocznie usatysfakcjonowany podwójnym posiłkiem płaz odpłynął, a wam tylko pozostaje liczyć na to, że nie ma tu jego kolegów, a jeśli są, to przynajmniej najedzeni.
-
Atak płaza zdecydowanie był nieciekawym początkiem przeprawy przez bagna, szczególnie patrząc na to, że płaz zdołał zabić jednego z goblinów (nie wspominając już o jego wilku). Mieszaniec nie schował swojego oręża, gdyż obawiał się tego, że kolejne pokraki zaatakują oddział najemników. Oby spotkał ich jak najmniej w trakcie poszukiwań goblińskich rebeliantów.
- Chłopcy, bądźta czujni. Chuj wie, co jeszcze skrywajom bagna. - odrzekł do swoich towarzyszy, choć można było odczuć w jego głosie nerwowość. Po chwili dał sygnał, aby wznowić przeprawę przez bagna. -
Maszerowaliście dalej, o wiele bardziej spięci niż wcześniej. Teraz jednak przynajmniej nic nie próbowało was pożreć. Niestety, błąkanie się po tych błotach nie dało praktycznie nic, wciąż nie mogliście znaleźć rebeliantów, ale przynajmniej natrafiliście na wysepkę na tyle dużą, aby móc na niej spędzić noc.
-
Skierował więc swoją bandę na tę wysepkę.
-
Sucha trawa, po której łaziły duże, tłuste, wijące się robale, kilka krzewów i karłowate drzewko. Niewiele, ale każde miejsce, gdzie możecie spędzić noc z dala od wody jest bardziej niż w cenie.
-
Zszedł ze swojego Warga, a następnie przez chwilę rozejrzał się wokół wysepki. Po tym, jak się rozejrzał, zwrócił się do Goblinów.
- Rozbijta obóz, chłopcy! I zwiększta ilość wartowników - lepiej, żeby te chuj-wie-co nie zapierdoliło nas we śnie!
// Jeśli nic nie ma ważnego do roboty, to możemy przyspieszyć do następnego dnia? // -
Tak jak zwykle “robienie za ciecia”, czyli stanie na warcie, było smutnym obowiązkiem, od którego twoi ludzie starali wywinąć kiedy tylko mogli. Teraz jednak, pamiętając stratę swojego kompana, znalazł się aż tuzin chętnych. Pozostali rozstawili podróżne namioty i rozpalili liche ognisko z krzewów i drzewka, które rosły na wyspie, żaden myślał wyprawić się poza nią.
- Mówił żem, że duchy niespokojne, ni? - zagadnął cię Szaman. - Trza im było złożyć ofiare. Nie dalim, to se sami wzieli. -
- Yhym. To zgaduję, że trza im złożyć ofiarę na następny dzień. ta? - zapytał szamana.
-
- Może i ta… Trza szybko znaleźć te inne Gobbasy. Wiesz, gdzie szukać, czy mam spróbować pogadać z duchami?
-
- Spróbuj gadać z duchami. Za chuja ni wim, gdzie te Gobasy som.
-
Pokiwał głową i odszedł, zajmując kawałek wysepki najbardziej oddalony od wartowników i głównego obozowiska. Poznałeś, że po charakterystycznych gestach, mruczeniu pod nosem, mamrotaniu, zamkniętych oczach i tym podobnych, że wchodzi w swój szamański trans, tak jak już wiele razy, czy to przed bitwą, czy w jej trakcie, czy w sytuacjach takich jak te. Zajęło mu to dobrą godzinę, ale w końcu wstał i podszedł do ciebie.
- Gotowe. Z rana bedo. - powiedział tylko i powlókł się do swojego namiotu, o wiele bardziej zmęczony, niż powinien po takim rytuale. -
Nie pozostało mu więc nic innego, jak pójść spać.
Oby tylko Ronk miał kurwa racje… - pomyślał przed snem. -
Miał, bo zbudziło cię o świcie ponure wycie wilków twoich wojowników, a później okrzyki wartowników. Szczęśliwie nie lazła na was armia potopionych w bagnie Nieumarłych, płazy nie wróciły też po dokładkę. Gdy się obudziłeś, zauważyłeś wokół was światełka, przypominające jakieś błędne ogniki czy coś w tym guście. Dopiero po chwili rozpoznałeś, że to jakieś dziwne stworki. Mniejsze o połowę od Goblina, z długimi łapami i nogami, chodzące na czworaka. Ich głowy przypominały kryształy, które świeciły niebieskim, żółtym, czerwonym i zielonym blaskiem. Doliczyłeś się trzydziestu w pobliżu i wielu kolejnych światełek dalej, prześwitujących przez mgłę. Nie miały chyba złych zamiarów, nawet nie miały broni, ale po wczorajszych przeżyciach twoi ludzie nie byli w stosunku do nich zbyt ufni. Jeden nawet w panice cisnął oszczepem w kierunku najbliższego stworka, ale ten zniknął i po chwili pojawił się z powrotem, tuż obok wbitego w ziemię małej wysepki pocisku. Gdy tylko żołdak dostał po łbie kilka razy sękatym kosturem Szamana, żaden inny nie próbował narazić się duchom, bo tym najwidoczniej były, rozumiejąc, że to jakieś dziwne obrzędy, których oni sami nigdy nie zrozumieją.
-
Po tym, jak wziął swój ekwipunek, wyszedł z namiotu i podszedł bliżej szamana. Wciąż obserwował stwory, nie wiedząc, czy za chwilę dojdzie tu do walki.
- Gadaj no, Ronk… Co to za stwory? - zapytał szamana, drapiąc się po głowie. -
- Duchy. - odparł, jakby to było oczywiste. Później westchnął i zaczął tłumaczyć: - Te tu wzieły se i zdechły. Kiedyś tam. Jedne dawno, inne niedawno. Ale włóczo sie po bagnie cały czas, także wiedzo, gdzie som inne Gobbasy. I nas zaprowadzo i chyba też te wielkie ropuchy bedo trzymać z dala. Chyba, ni wim do końca.