Atlas
-
Za drzwiami zastał dwójkę mężczyzn w szarych, korporacyjnych kombinezonach. Czyści albo hibernanci, w każdym razie nie mieli żadnych wybitnych form.
“Witamy w imieniu Atlasa,” Jeden z nich powiedział monotonnym tonem. “Czy przewozicie jakieś nielegalne towary?”
-
- A w życiu! - odparł z lekkim uśmiechem, ale spoważniał po chwili. - Nie, spokojna głowa. Przylecieliśmy wczoraj i to dość późno, nie mamy żadnych towarów w ładowni.
-
“Proszę poczekać chwilę,” Mężczyzna powiedział, po czym zaczął obchodzić statek mrugając co chwila. Musiał mieć jakąś fikuśną aparaturę wbudowaną w oczy, albo był po prostu bardzo zły w dokonywaniu inspekcji.
“Nie martwcie się, to tylko rutynowa inspekcja.” Powiedział ten drugi pod nieobecność współpracownika. Zavira uderzyło że inspektorzy wyglądali naprawdę podobnie, wręcz do poziomu klonów, choć uwagę przykuwała też naprawdę duża walizka w jego ręce. “Głównie robiona dla zachowania pozorów.”
-
- Jasne. - kiwnął głową. - A zanim odlecę też mam czekać, aż przeprowadzicie swoją rutynową inspekcję?
-
“Nie ma praw zakazujących eksport towarów z Atlasa,” Inspektor odpowiedział. “Dochodzenia odnośnie kradzieży prowadzone są na poziomie indywidualnym.”
Tymczasem pierwszy mężczyzna wrócił, najwyraźniej skończywszy swój obchód. “Nie wykryto żadnej kontrabandy. Dziękujemy za cierpliwość.”
-
Skinął im głową.
- To wszystko? -
“Owszem,” Obaj inspektorzy odpowiedzieli jednocześnie, odwracając się ku wyjściu z portu. “Zostawiamy prezent pożegnalny.”
Faktycznie, walizka którą trzymał jeden z nich została pozostawiona przy wejściu na statek.
-
Uniósł lekko brew, ale tylko na chwilę. Domyślił się, że to pewnie coś związanego z misją, więc tylko pokiwał głową i zabrał walizkę.
-
Walizka okazała się dość ciężka, na tyle że Zavir ledwo był w stanie ją unieść. Najwyraźniej przynajmniej jeden z tamtych gości był jakoś zmodyfikowany.
“Coś mnie ominęło?” Doszedł do Zavira zaspany głos Thrauga, wychylającego się zza drzwi na pokład. “Okradliśmy kogoś? Okradli nas? Mogę wracać do łóżka?”
-
- Możesz najpierw rzucić na to, co my tu mamy. - odparł, wskazując na walizkę. Upewnił się, że tamci już wyszli i otworzył ją, sprawdzając zawartość.
-
W walizce było ułożonych kilka szklanych butelek pełnych krystalicznej cieczy. Zapakowane były ostrożnie, jak drogi alkohol, lecz etykietki identyfikowały je jako “Wodę Pierścieniową”.
“Huh. Nieźle.” Thraug skomentował. “Słyszałem że woda z pierścieni Saturna sprzedaje się dobrze w niektórych częściach Układu. Standardowy towar dla bufonów z nadmiarem kasy. Sam myślałem czy by nie kupić paru butli, ale nie miałem przy sobie dość kredytów.”
-
- Masz okazję wyżłopać naszą wypłatę, stary przyjacielu, więc lepiej będzie, jeśli zostawię to w mojej kajucie. Ogarnij się i przygotuj na przyjęcie kogoś, kto da nam bardziej legalny towar. Ja spróbuję znaleźć w mieście kogoś, kto szybko i za rozsądną cenę naprawi naszego drona.
-
“Myślę że kwestię legalnego towaru mamy załatwioną,” Thraug mruknął patrząc na walizkę. “Ale racja, drona trzeba naprawić. Trochę lubię to że nie może gadać, ale zaraz świergotanie zacznie mi wchodzić na nerwy jeszcze bardziej.”
-
//Czyli to ta cała Woda Pierścieniowa jest legalnym ładunkiem, tak?//
Skoro to miał już z głowy, wrócił do kajuty i ubrał swój bardziej wyjściowy strój, zabierając też broń i pieniądze. Po tym odnalazł drona i polecił mu, aby trzymał się blisko, a sam udał się do miasta, szukając jakiegoś warsztatu czy czegoś w tym guście. -
//Tak. To jest cholerna woda, raczej w wielu miejscach nie jest zakazana//
W odpowiedzi na rozkaz Szperacz wydał dźwięk który brzmiał trochę jak “tak”, po czym podążył za Zavirem do centrum miasta. Znalezienie warsztatu nie było trudne, gdyż naprawa form mechanicznych była jedną z wielu gałęzi przemysłu kwitnących na księżycu. Ciężej było natomiast wybrać warsztat o przystępnych cenach - spośród dwóch najlepszych kandydatów jeden wymagał bezzwrotnej opłaty pięćdziesięciu kredytów za godzinę pracy a drugi brał okrągłe sto kredytów za naprawę z gwarancją zwrotu w razie niepowodzenia. -
Pokręcił się jeszcze trochę, szukając mimo wszystko czegoś tańszego, uznając, że w najgorszym wypadku wróci na statek z niczym i załatwi dronowi naprawę po zleceniu, nie mając zwyczajnie odpowiedniej sumy kredytów, aby opłacić usługi teraz.
-
Po jakimś czasie udało się znaleźć trzecią opcję - warsztat urządzony we wnęce w ścianie skalnej, biorący tylko dwadzieścia kredytów od naprawy. W jego opisie nie było nic o gwarancji i z zewnątrz nie wyglądał zbyt nowocześnie, choć nie był to może najgorszy warsztat jaki Zavir widział.
-
A więc spróbował szczęścia i to tam się udał wraz ze swoim dronem.
-
Wnętrze było ciasne, w dużej mierze dlatego iż większość głównego pomieszczenia zajmowały walające się kawałki sprzętu. Na szczęście lub nieszczęście nie było innych klientów i pomijając drona, Zavir stanął sam na sam z jedynym pracownikiem i zapewne właścicielem tego przedsiębiorstwa.
Był to szympans. Nie faun jakich nie brakowało na tej planecie, ale autentyczny, uniesiony szympans który od zwierzęcia odróżniał się tylko nieco bardziej wyprostowaną postawą i staromodnymi okularami na twarzy. Przed wejściem Zavira był on zaczytany w jakimś tekście z tabletu, lecz teraz jego ciemne oczy wpatrywały się w przybysza.
“Ah, witam,” Szympans powiedział nienaturalnym głosem, acz jak najbardziej zrozumiale, podchodząc do Zavira i wyciągając rękę. “Hugh Humphrey, najlepszy mechanik w tym zakątku Atlasa. W czym mogę pomóc?” -
Widywał w życiu już tyle rzeczy, że coś takiego go nie dziwiło, może trochę rozbawiło. Ale żeby ubić dobry interes powstrzymał się od śmiechu, jedynie się lekko uśmiechnął i podał mu rękę.
- Witam. Mam problem z tym małym koleżką o tutaj. - odrzekł i wskazał kciukiem na drona. - Od kilku dni porozumiewa się ze mną tylko świergotami. Pewnie jakiś błąd w systemie, a ja nie znam się na dronach na tyle, aby samemu to naprawić, więc liczyłbym tu na pana. Da się zrobić?