Pierścienie Saturna
-
Saturn otoczony jest przez zestaw pierścieni, składających się głównie z lodu ale także innych naturalnych minerałów oraz z wraków statków które zostały tu zniszczone w przeciągu ostatniego tysiąclecia. Nowych szczątek stale przybywa, gdyż choć na tym terenie nie trwa obecnie żadna wojna, to piractwo i kapitalistyczna konkurencja potrafią powodować znaczne straty.
-
Seth dryfował swoim myśliwcem, zaledwie kilometr nad taflą trzeciego pierścienia Saturna. A w każdym razie tak mu podpowiadała nawigacja, bo patrząc z tak bliska pierścień był praktycznie przeźroczysty. Przez “szybę” mógł jedynie zobaczyć planetę i dwa czy trzy księżyce. Żaden z jego towarzyszy nie był w zasięgu wzroku, każdy w osobnym stateczku oddalonym o tysiące kilometrów od myśliwca Setha, ale na szczęście cała ekipa zwiadowcza była w stanie porozumiewać się bez problemu. Czy może na nieszczęście.
“Sektor 404 C czysty,” Z komunikatora dobył się znajomy, wyraźnie znużony głos oficera Moona. “Oficer Spiegel proszony o zdanie raportu ze stanu sektora 418 C. Znowu.”
-
Seth nacisnął przycisk komunikatora.
– Sektor 418 C czysty. Odbiór. – powiedział, oczekując że dowódca ma mu jeszcze coś do przekazania. Ze wszystkich elementów służby najbardziej nienawidził patroli, szczególnie tych formalnych. Wolał wdać się w bójkę w klubie na którymś z księżyców Saturna. Nie miał jednak wyboru, służba nie drużba. -
“Naprawdę chce wam się zachowywać pozory z tymi oficerami i odbiorami?” Odparł mu inny głos, który Seth rozpoznawał jako lekko rozbawioną, lecz też znudzoną Albinę. “Podziwiam waszą dedykację. Sektor czterysta dwadzie-” Nagle kobieta urwała, bez wyraźnego powodu.
-
– Oficer Albina zgłoś się. – odpowiedział lekko zdenerwowany Seth. Mogła to być zwykła awaria komunikatora, ale lepiej nie ryzykować utraty członka oddziału. Na wszelki wypadek wklepał w komputer pokładowy trasę do sektora 420 C.
-
“Jestem, jestem,” Albina odpowiedziała pośpiesznie. “Dostałam połączenie z bazy. Wzmocnię sygnał i przekażę wam, holo i audio. To chyba ważne.”
Po paru sekundach automatycznie uruchomił się projektor holograficzny, wyświetlający sylwetkę Komisarza Smitha w swoim mocno ozdobionym mundurze. Miał on koordynować misje z dystansu, niemniej tak nagły kontakt z drużyną był dla nich niespodzianką.
“Z przykrością muszę poinformować, że wasz patrol musi zostać przerwany,” Powiedział Vic, patrząc się bezpośrednio przed siebie. “Nieautoryzowany i niezidentyfikowany pojazd wleciał w przestrzeń prywatną, niedaleko od waszej pozycji. Nie wiemy kim są i czy są zagrożeniem, ale od tego właśnie jesteśmy.”
-
Wreszcie jakaś akcja. przemknęło mu przez głowę. Statek, który naruszył przestrzeń prywatną oznacza akcję. W najgorszym wypadku będzie to eskorta z powrotem na orbitę, w najlepszym abordaż. Wszystko co przerywało monotonne misje, Seth uważał za zbawienie. Zawrócił swój myśliwiec i poleciał prosto w kierunku współrzędnych, jakie otrzymał.
-
Współrzędne wskazywały na pozornie losowy obszar pod “spodem” pierścienia, jakieś pół godziny drogi od pozycji drużyny przy zalecanym przyśpieszeniu ich statków. Może dłużej, bo ich cel także się przemieszczał, acz z dość ograniczoną prędkością.
“Pamiętajcie żeby dać formalne ostrzeżenie przed okazaniem jakiejkolwiek agresji.” Kontynuował komisarz. “Nawet jeśli to są piraci, federalni mogą nam mocno utrudnić życie jeśli damy im się do czego przyczepić, o publice już nie mówiąc.”
-
Znał procedury. Jeśli to nie piraci, to czemu, do jasnej cholery, nigdzie się nie zgłosili? Każdy powinien znać procedury, nie tylko stróże prawa. Mijając pierścienie Saturna postanowił chwilę się pobawić między skałami i kosmicznymi śmieciami. Jego zdolności negocjacyjne były niezwykle niskie, toteż wolał puścić Moona przodem.
-
Moon wykorzystał okazję, ale przy okazji połączył się z Sethem.
“Jeśli otworzą do mnie ogień i zginę pierwszy, będę winić ciebie,” Powiedział sarkastycznie. “I nie bierz tego co mówi nasz druh zbyt poważnie. Ja mam zamiar strzelić gdy tylko dadzą nam pretekst, o opinię publiczną będziemy się martwić potem. Zgadzamy się w tej kwestii?”
-
– Jasna sprawa szefie. Będę leciał tuż za tobą. – odpowiedział mu z uśmiechem na twarzy. – Zacznę ładować działo jonowe.
To powiedziawszy wcisnął przycisk odpowiedzialny za włączanie działa jonowego. Ustawił myśliwiec tak, żeby w razie ataku piratów, czy kim oni nie byli, strzelić prosto w statek. Kupi tym samym trochę czasu reszcie drużyny, a przede wszystkim rozpocznie ostrzał nie martwiąc się o swój pojazd. -
Po jakiś czasie ekipa zbliżyła się do celu dostatecznie, aby uzyskać wizualne odczyty. Ich celem był ewidentnie statek, zwyczajny prom z wyglądu i z tylko jednym, acz dość dużym działem w ramach uzbrojenia.
“Mamy trzymać się z tyłu?” Odezwał się przez komunikator członek oddziału, świeżak którego Seth nie miał jeszcze okazji poznać. “Znaczy, chyba powinniśmy według protokołu, ale jeśli ci intruzi poczują się zbyt pewnie… co o tym sądzisz, oficerze Spiegel?”
-
– Leć obok mnie. Bądź gotowy w każdym momencie otworzyć ogień, także zbliż się na odległość, z której trafisz. Byle nie za blisko. – odpowiedział mu Seth, po czym dodał: – Jak cię zwą, młody?
-
“Septimus. Byłem siódmym którego wyhodowali w… przepraszam. Już zastosowuje się do instrukcji.”
Nowicjusz zgodnie ze swym słowem spowolnił żeby zostać w tyle, podczas gdy Moon wyleciał na przód. Teraz już ewidentnie byli w zasięgu widzenia statku, którego armata skierowała się w ich kierunku. Może była to automatyczna reakcja systemów statku a może… no, przynajmniej jeszcze nie strzelali.
“Odwrócić broń i zidentyfikować się,” Powiedział Moon. “Żądamy tego jako przedstawiciele sił policyjnych Federacji Kronosa.”
-
Seth podleciał trochę bliżej statku, tak , żeby móc wystrzelić naładowany impuls jonowy i nie zostać trafionym z armaty. Palec trzymał na spuście.
-
“Nie mamy wrogich zamiarów,” Padła odpowiedź chwilę potem, przekazana do wszystkich myśliwców jednocześnie. “Nie wiemy czemu nas zatrzymujecie, ale na pewno możemy to wyjaśnić.”
Po tym nastąpiła dość długa rozmowa, w której kapitan zatrzymanego statku przedstawił się jako kupiec z odległej części Układu. Podobno ci kupcy spieszyli się nieco, ale nie mieli w zasadzie nic do ukrycia.
“Dobra, jestem na pozycji,” W pewnym momencie wtrąciła Albina, przekazując bezpośrednio do Setha. “Teraz nie mają szansy nam zwiać. O ile dobrze mnie pamięć nie myli w takiej sytuacji powinniśmy zażądać inspekcji statku… choć chyba musiałbyś to zrobić ty, a wiem że nie cierpisz ryzyka i wolałbyś ich ot tak puścić.”
-
– Tak, chyba masz rację. – odpowiedział jej, po czym zwrócił się do Moona – Kapitanie, oficer Spiegel zgłasza się do przeprowadzenia inspekcji… O ile będzie konieczna.
-
“Przeprowadźmy ją, w razie gdyby to byli jednak piraci,” Odpowiedział Moon. “No i teoretycznie szukamy kontrabandy, ale jesteśmy na Saturnie do jasnej cholery. Po prostu zobacz czy faktycznie coś przewożą, dobra?”
-
– Jasne. – odpowiedział. Podleciał bliżej promu i oznajmił wszystkim, że jest gotowy do wejścia na pokład. Jeśli to piraci to wymorduje ich, podobnie jak wszystkich innych przed nimi. Czekał na dalsze ruchy.
-
Po chwili otworzył się właz, odsłaniając coś co wyglądało na miniaturowy hangar promu. Najwyraźniej oczekiwali że Seth tam wyląduje, co w chyba było jedyną metodą przejścia z jednego statku na drugi bez przeprowadzania niezwykle ryzykownej akcji abordażowej.
“Zostań w kontakcie przez komunikator w pancerzu,” Powiedział Moon w tym momencie. “Sygnał powinien przebić się przez ściany statku. Mam nadzieję.”
-
– W razie czego działa mojego myśliwca się przebiją. – zażartował. Podleciał do włazu i powoli opuścił się do hangaru. Nim jednak wylądował rozejrzał się, żeby sprawdzić czy to aby nie pułapka.
-
Nie zauważył żadnych broni, więc lądowanie wyglądało na bezpieczne. I faktycznie, udało mu się zaparkować bez większego problemu, a właz zamknął się za jego myśliwcem.
-
To miała być tylko inspekcja, toteż zdecydował się zostawić karabin plazmowy na statku. Mimo to, przeczuwał że coś się stanie. Poza tym wchodzenie bez broni na obcy statek było szaleństwem. Rewolwer zawsze miał w kaburze, a magazynki przy pasie. Otworzył bęben broni i zobaczył czy jest naładowany. Wszystko było dobrze. 18 naboi… Oby tyle wystarczyło. powiedział do siebie w myślach. Otworzył kabinę i wyskoczył z myśliwca. Założył hełm pancerza i powiedział:
– Oficer Spiegel melduje się na miejscu. Odbiór. -
“…szymy… wyraźnie…” Na linii szumiało niemiłosiernie, więc raczej nie było szansy na swobodne pogawędki. Grunt że Seth powinien być w stanie zawołać o pomoc i zostać zrozumianym. Zresztą zanim był w stanie coś powiedzieć podszedł do niego jeden z gospodarzy.
“Witamy na pokładzie Białego Wieloryba,” Mężczyzna był ubrany w grubą kurtkę i luźne spodnie. Wyglądał na nieuzbrojonego czystego, jedną z mniej groźnych form życia w Układzie. “Jestem tu kapitanem. Kolanos mi na imię. Jak wy się zwiecie, oficerze?”
-
– Nazywają mnie Kolekcjonerem. – odparł. – Przejdźmy może do inspekcji, obaj chcemy mieć to za sobą.
-
“Mogę pokazać ci resztę statku, oficerze,” Odpowiedział Kolanos kierując się z powrotem w stronę drzwi. “Pytanie czy jest coś, co chciałbyś zobaczyć w szczególności?”
-
– Wolałbym zobaczyć cały statek, ale ładownia szczególnie mnie interesuje. Udajmy się najpierw do niej. – polecił Seth.
-
“Zgodnie z życzeniem. Proszę podążać za mną.”
Ich dwójka wyszła z hangaru i podążyła nieco zapuszczonymi korytarzami statku. Seth nie widział innych załogantów, poza liliputem grzebiących w przewodach i parą dronów patrolujących statek. Po pewnym czasie doszli do sporych jak na statek drzwi.
“Tutaj mamy ładownie z całym naszym towarem,” Oznajmił Kolanos. “Może pan ją przeszukać, ale niewiele ciekawego tam znajdziecie. Transportujemy głównie żywność z odległych krain, nieźle się sprzedaje na niektórych księżycach.”
-
– Procedury nakazują inspekcję. Proszę otworzyć drzwi. – powiedział do niego i lekko poluzował rewolwer w kaburze.
-
Kolanos wyciągnął pilota z kieszeni i nacisnął przycisk. Drzwi się rozwarły, pokazując obszerne pomieszczenie wypełnione metalowymi skrzyniami.
“Dotrzymać panu towarzystwa?” Spytał się mężczyzna. “Gdyż szczerze wolałbym nie. Ktoś musi doglądać urządzeń na mostku.”
-
– Jest pan jedynym załogantem? – spytał.
-
“Oczywiście że nie.” Kolanos spojrzał się na Setha ze zdziwieniem. “Widzieliście przed chwilą Belkona, naszego głównego mechanika. Poza tym jest tu jeszcze nas czworo, poza wirtualnymi inteligencjami operującymi drony.”
-
– Myślę że statek bez kapitana poradzi sobie przez 5 minut. Przecież nigdzie się chyba nie spieszymy. Nalegam żeby mnie pan oprowadził. – powiedział odrobinę rozkazującym głosem.
-
“Niech będzie,” Burknął kapitan, wchodząc do ładowni. “Ale nie wiem po czym tu oprowadzać. Praktycznie wszystko co pan widzi to żywność, ewentualnie części zastępcze do statku. Podobno nie macie ścisłych regulacji na produkty spożywcze w tych stronach?”
-
– Nie o to się rozchodzi. Przezorny zawsze ubezpieczony. Prowadzi pan interesy, więc wie pan jak to jest. Nigdzie się panu chyba nie śpieszy. – odpowiedział i uśmiechnął się pod nosem. Jeśli przewozi coś nielegalnego to go zgarnie, jeśli nie to go puści. Nie dało się przyspieszyć całego procesu, więc co chciał ukryć? Przyglądał się jak wchodzi do ładowni.
-
“Trochę się spieszy, więc postaram się zrobić to szybko,” Powiedział Kolanos wyjmując z kieszeni jakiegoś pilota. “Skrzynie są mocno zabezpieczone, ale jestem w stanie je wszystkie otworzyć wpisując serię kodów. Może pan gdzieś usiąść, zajmie mi to parę chwil.”
-
– Pewnie. – odparł i rozejrzał się po najbliższym otoczeniu. Zajął taką pozycję, żeby w razie czego wyciągnąć rewolwer i strzelić celnie.
-
Otaczały go skrzynie, niektóre z nich na tyle wysokie żeby stanowiły dobrą osłonę, lecz to nie Seth zdecydował się skorzystać z tej osłony pierwszy. Z niewiadomego powodu Kolanos nagle rzucił się przed siebie, wciąż trzymając pilota, i zanurkował za najbliższy kontener. Seth miał tylko ułamek sekundy żeby strzelić, o ile oczywiście strzelić chciał - teoretycznie nikt mu nie zagroził, więc gdyby teraz postrzelił kapitana byłby w niezłym łajnie pod względem prawnym.
-
Wyjął pistolet, jednakże nie oddał strzału. Jeszcze nie teraz. Potrzebował DOWODÓW. Postanowił ustawić się tak, żeby szybko postrzelić przeciwnika, czy to bezpośrednio, czy rykoszetem.
– Dokąd ci tak śpieszno, kundlu?! – wrzasnął za kapitanem. -
Ciężko było znaleźć dogodną pozycję do strzału, gdyż Kolanos schował się daleko za kontenerem, lecz to nie był główny problem Setha. Nagle jakby za przyciśnięciem guzika otworzyły się skrzynie w całej ładowni. W niektórych faktycznie były opakowania z żywnością czy jakimiś innymi gratami, ale z większości wypadły… wypadli ludzie. Z trzy tuziny ludzi o różnych biologicznych formach, różnej płci i wieku, ubrani w szare kombinezony i z obrożami na szyjach. Większość upadła na podłogę w bezruchu, ale nie wydawali się nieprzytomni. Bardziej… katatoniczni, jakby z jakiegoś powodu nie byli w stanie się poruszyć ale tylko czekali na okazję.
“Jednym przyciskiem mogę kazać wszystkim naszym sługom cię zaatakować,” Powiedział kapitan zza osłony. “Chciałem rozwiązać to prosto i pokojowo, ale zadowolę się drugą najlepszą opcją. Zadzwoń do swoich psich kumpli i powiedz im że wszystko jest w porządku. Nie chcesz żeby zaczęli strzelać do statku z tobą na pokładzie, prawda?”
-
Faktycznie, nie chciał żeby jego misja skończyła się w tym momencie. Musiał szybko przeanalizować opcje. Poddanie się i puszczenie pirata płazem nie wchodziło w grę. Mógł pobiec do hangaru i uszkodzić prom za pomocą statku. Mógł też jakoś spróbować zastrzelić Kolanosa, jednakże to raczej nie powstrzyma jego sług. Mógł jeszcze pobiec po działo plazmowe i zabić wszystkich na miejscu. Postanowił że skorzysta z pierwszej opcji, ponieważ ona i opcja 3 się pokrywały. Wycofał się w stronę wyjścia, z pistoletem gotowym do strzału.
-
Na szczęście drzwi nie były zamknięte - Kolanos albo nie mógł zamknąć ich zdalnie, albo o tej możliwości zapomniał. Pamiętał jednak czym groził sekundę temu - gdy tylko Seth przekroczył próg, ludzie z całej ładowni zaczęli wstawać. Ich ruchy były nienaturalne, jakby poruszał nimi jakiś program który niezbyt rozumiał jak działa ludzkie ciało, lecz wciąż dość sprawne i szybkie. Wszyscy zwrócili się w stronę Setha i większość zaczęła kroczyć w jego stronę. Reszta zaczęła biec. Chyba żaden z nich nie był uzbrojony, ale żaden też nie wyglądał na tym zrażonego.
-
Oddał strzał w ciało najbliższego stwora i rzucił się do ucieczki. Liczył że okaże się szybszy niż te mutanty. Kiedy biegł, rozglądał się za czymś, czym mógłby rzucić w przeciwników lub zabarykadować przejście, choć na moment. Jednocześnie spróbował nawiązać kontakt z drużyną.
– Tu Spiegel. To pułapka. Strzelajcie w kokpit. Powtarzam: strzelajcie w kokpit. – krzyczał do komunikatora w pancerzu. -
“…miano… maj się” Sygnał był niewyraźny, tak bardzo że można było podejrzewać piratów o celowe zagłuszanie, ale chyba coś przeszło. To była dobra strona sytuacji. Zła była taka że poza tym postrzelonym, ludzie w obrożach wciąż za Sethem biegli, a że oni nie nosili pancerzy doganiali go dość szybko. Korytarz był pozbawiony czegokolwiek czym można by rzucać, a przed sobą Seth widział jedynie skrzyżowanie. Mógł skręcić w lewo w stronę hangaru z którego oryginalnie przyszedł i liczyć na to że jakimś cudem utrzyma się na prowadzeniu, albo spróbować otworzyć drzwi po prawej których jeszcze nie miał okazji sprawdzić ani nawet dotknąć podczas swojej wizyty. Albo stanąć i zacząć strzelać, z tym że pięć pocisków w rewolwerze nie wyglądało obecnie na wiele.
-
Nie wiedział co było za drzwiami po prawej stronie, toteż skręcił do hangaru. Liczył że zamknie drzwi, co powstrzyma ludzi w obrożach choć na chwilę. Oprócz tego, liczył że uszkodzenie kokpitu kupi mu może minutę. W statku zostawił karabin plazmowy, nieważne więc czy weźmie sam karabin, czy użyje dział myśliwca, przeciwników i tak bez problemu rozwali. Tylko właśnie, najpierw musiał tam dobiec.
-
Okazało się że w jednym był lepszy od goniących go ludzi, bo wiedział jak skręcić szybko nie wywalając się. Zyskał dzięki temu trochę dystansu, i może dotarłby do hangaru gdyby nie pewien widok, który zmusił go do zatrzymania się.
Mina. No, nie był do końca pewien czym był metalowy dysk leżący na podłodze tuż przed wejściem do hangaru, ale raczej nie było to nic przyjaznego. Musiał położyć ją ten liliput po którym teraz nie było śladu. Seth nie był pewien jaki to był konkretnie model, ale jego przeciwnicy raczej nie byli na tyle głupi, żeby liczyć na to że fizycznie nadepnie na minę. Mogła być aktywowana na ruch, zdalnie, albo nawet na jego materiał genetyczny - różne cudeńka wytwarzali ostatnimi czasy.
-
Zdecydował się cofnąć i podbiec do drugich drzwi. Możliwie na tyle szybko, żeby przeciwnicy go nie dopadli i żeby był w stanie strzelić w metalowy dysk. W razie czego mógł utorować sobie drogę pięściami, pytanie: czy to by wystarczyło?
-
Niestety to raczej nie było możliwe. Teraz między nim a drzwiami stało już paru przeciwników, których mógł zapewne walić pięściami, ale nie znaczyło to że przedrze się przez gromadzący się tłum.
-
Strzelił w dwóch z nich, a trzeciego chwycił za rękę i rzucił na minę, licząc że to wystarczy jako osłona przed wybuchem. Gdzie oni są? – pytał samego siebie – Już powinni uszkodzić kokpit.
-
Akcja się powiodła, głównie dlatego że szaleńcy nie próbowali jakkolwiek unikać strzałów, a ten którego chwycił Seth był naprawdę lekki i dało się nim rzucić… nie, nie był lekki. Nie ważył dosłownie nic. Tak samo jak wszystko dookoła.
Minęła chwila zanim Seth zorientował się, że sam unosi się w powietrzu wraz z resztą wrogów. Sztuczna grawitacja statku zniknęła z momentu na moment. Rzucony przeciwnik przeleciał spokojnie nad miną, która też zaczęła nisko lewitować, i dalej leciał wgłąb hangaru. Wyglądało na to, że któryś z myśliwców faktycznie strzelił i uszkodził systemy grawitacyjne. A może postanowiono strzelać z dział jonowych aby wywalić całe zasilanie statku? Tak czy owak, teraz nie dało się poruszać w żaden sposób poza odpychaniem się od czegoś.