Archipelag Błękitnej Tafli
-
Skupisko wielu wysp i wysepek, różnego kształtu i rozmiaru, zgrupowanych w jeden archipelag na południowym zachodzie Escurg, na Morzu Pereł. Pierwotnie były one zamieszkane przez ludzi pierwotnych, o prostej wierze, kulturze i społeczeństwie, żyjących tak, jak wszyscy przed wiekami, nie wadząc nikomu. Skończyło się to z chwilą, aż przypadkowi kupcy i podróżnicy odkryli cały archipelag, a wraz z nimi jego bogactwa, takie jak luksusowe drewno, surowce mineralne, perły, egzotyczne zwierzęta, bursztyn, a także sami mieszkańcy, których szybko przemieniono w niewolników, a władzę nad archipelagiem objęły liczne państwa i niezależne gildie kupieckie, wydzierając sobie co lepsze kąski. Taka eksploatacja wysp trwałaby do dziś, gdyby nie przybycie Demonów, a dokładniej klęska w Bitwie Ostatnich Łez, która przesądziła o hegemonii istot z Piekła na kontynencie. Wtedy to ludzie, zjednoczeni pod jednym sztandarem, nie jakiegoś kraju, ale rasy walczącej o dawny ład i przeżycie, uciekli właśnie tutaj. Demony wiedziały, że nie mogli oni tak po prostu uciec, ale nie wiedziały też, gdzie dokładnie się schroniły i gdyby nie pomoc Korsarzy Czarnych Ark, być może nigdy by się nie dowiedzieli. Od tej pory jednak żaden Demon czy Upadły nie widział osławionego archipelagu na oczy. Związane jest to z tym, że Demony i Upadli nie mają floty i obawiają się wody, a Drowy same nie są w stanie zniszczyć okrętów królestwa Drena-Urdar, jakie powstało po ucieczce ludzi z kontynentu, ani przebić się przez ochronny kordon, w jaki ludzie przemienili najbardziej wysunięte na skraje archipelagu wyspy, tworząc z nich potężne, świetnie obsadzone, wyposażone w dalekosiężne działa, reduty, w których obrońcy mogą długo bronić się przed ostrzałem z morza i desantem, a z pomocą ognisk sygnałowych i gołębi-posłańców roznieść wieść o ataku w inne zakątki archipelagu.
Kolejne wyspy, zależnie od tego, jakie występują na nich bogactwa, jak są duże i żyzne, pełnią różne funkcje, przykładowo na jednych uprawia się rośliny, na innych hoduje zwierzęta, kolejne wydobywają kamień czy drewno i je obrabiają, jeszcze inne wydobywają surową rudę żelaza, która z kolei płynie statkami na inne wyspy, gdzie jest oczyszczana, aby na kolejnych zostać przetopiona w narzędzia czy broń.
Centralna, i zarazem największa, wyspa archipelagu jest też stolicą królestwa, gdzie mieści się pałac, w istocie potężna twierdza, siedziba główna armii, floty, gildii handlowej i wielu innych, niezbędnych do funkcjonowania kraju, instytucji.
Archipelag Błękitnej Tafli wziął swoją nazwę od niezwykle czystej, przejrzystej i lazurowej wody, w której można dokładnie dostrzec pływające tam ryby i inne stworzenia, a niekiedy nawet morskie dno, choćby położone kilkadziesiąt metrów niżej. -
…
-
//Tutaj ewakuowało się naprawdę niewielu Magów, Gildia wciąż jest najbardziej aktywna w Penkurth i to tam powinieneś zacząć, zwłaszcza że rodzice Twojej postaci raczej nie wiedzieli o stopniowej ewakuacji na wyspy, a prędzej pokierowaliby swojego syna tam, gdzie wiedzieli, że gildia będzie.//
-
Przyjąłem
-
Jorbart spojrzał w niebo i podjął dalszą wędrówkę, gdzieś tutaj powinna być wioska drwalów którzy mają obrabiać drewno dla króla, być może znajdzie tam chwilowe schronienie a może nawet wskazówki jak dotrzeć na centralną wyspę, opcje zarobku były tam zdecydowanie większe. Być może trafi nawet na statek przewożący ładunek który zbierze go gdzieś dalej. Jedyne o czym teraz marzył to kufel grzanego wina i gorąca strawa, miał nadzieję że prędko znajdzie karczmę i zdąży na wieczorny posiłek.
-
//Odpis spoko, ale dla pewności: To jakaś zwykła, mała, niezbyt ważna wysepka, tak? Na takiej się obecnie znajdujesz?//
-
//Wyspa średniej wielkości porośnięta lasem, nie może być za mała właśnie przez to gdzieś w połowie drogi pomiędzy kordonem uzbrojonych wysp a stolicą, resztę zostawiam tobie. Jedna z wielu wysepek produkcyjnych.//
-
Faktycznie, nietrudno było na to wpaść, widząc pnie świeżo ściętych i powalonych drzew oraz wykarczowany busz. Przedzierając się przez zarośla natrafiłeś w końcu na swój cel, choć teraz widziałeś jedynie sporą palisadę i równie dużą bramę, gdzie wartę pełniło kilku strażników, postawnych drwali z wielkimi siekierami w dłoniach. Nie musieli się tu co prawda martwić atakami piratów czy drowskich korsarzy, ale w lasach wciąż czaiły się groźne bestie, przed którymi lepiej było się jakoś zabezpieczyć.
-
Jorbart raźnym krokiem ruszył w stronę bramy już z daleka podnosząc swój kostur aby zwrócić na siebie uwagę w nietuzinkowy sposób, promyki zachodzącego słońca przemknęły po twarzach milicji. - Szczęsnego dnia panowie! Czy macie w waszej wiosce miejsce dla strudzonego wędrowca? Przybyłem tu na mojej łodzi, niestety rozbiła się ona o rafy kilkanaście kilometrów stąd, nie pragnę wiele, jedynie ciepłej strawy i kubka czegoś mocniejszego. - Zatrzymał się kilkanaście metrów od najbliższego strażnika. Palisada takiej wielości zdawała mu się zbyteczna, jednak sam był parę razy świadkiem przesądności prostego ludu. Już dawno zapomniał że kiedyś i on do nich należał.
-
- Jakbyś powiedział, ktoś Ty, skąd jesteś i po co przybywasz to może i by się znalazło. - burknął drwal. Cóż, równie mrukliwi, szorstcy i sękaci w usposobieniu jak drzewa, z którymi pracują.
-
-Nazywam się Jorbart i jestem podróżnym magiem, przybywam w celu dotarcia do stolicy i jestem dumnym mieszkańcem naszego pięknego królestwa - Jorbart nie podszedł ni o krok cały czas czekając na pewne pozwolenie wejścia, nie chciał powtórki z tej wioski wydobywającej kamień… Wzdrygnął się na samo wspomnienie.
-
Musisz przyznać, że za patriotyzm i gorliwość należało ich pochwalić… Ale z bezpiecznej odległości, bo próba ukamienowania Cię jako szpiega Demonów czy Upadłego pod przykrywką to faktycznie była przesada. Ci tutaj na szczęście nie mieli zamiaru ściąć Ci głowy czy nabić na palisadę, przynajmniej nie teraz, bo otworzyli bramę i odsunęli się, abyś mógł wejść do środka.
-
//Myślałem dokładnie o tym samym
Jorbart szybkim krokiem wszedł w obręb obwarowań i poszukał wzrokiem karczmy, lub przynajmniej otwartej kuchni aby dostać michę czegoś ciepłego. Zdziwił się atmosferą w środku. Wojna nie powinna wpłynąć na mieszkańców tak mocno, do tego ta palisada… Coś na pewno było na rzeczy, miał tylko nadzieję że go w to nie wciągną bez przynajmniej wyjaśnienia o co chodzi lub mówiąc o legendach w których niestworzone istoty niszczyły całe kontynenty. W końcu był wędrownym magiem, musiał pomagać, parającym się tym zawodem zbyt często przyszywano łatkę tego złego.
-
Wszyscy czasem potrzebowali nie tyle solidnego posiłku, co jednak miejsca do spotkań i wypicia kubka czegoś na otarcie smutków codzienności, więc była karczma, choć nie możesz zapewne liczyć na wiele wygód i luksusów.
-
Ruszył w stronę budynku, po drodze rzucając parę świetlistych refleksów na twarze przechodzących obok dzieci. Coraz bardziej intrygowało go co dokładnie dzieje się z tym miejscem. Otworzył drzwi do karczmy i przestudiował wzrokiem otoczenie.
-
//Nie, nie zareagowały w żaden sposób, bo to NPC, które ja kontroluję. Usuń ten fragment i pamiętaj o tym na przyszłość.//
O tej porze wszyscy rozsądni ludzie zajęci byli pracą, więc nic dziwnego, że w środku były pustki, jedynie kilku miejscowych pijaczków i sam karczmarz. Samo wnętrze też niczym nie zachwycało, to prowincjonalna karczma dla wieśniaków i być może niektórych marynarzy statków, które odbierają stąd towary. Niemniej jednak, było tu czysto i schludnie, meble były w miarę nowe, wykonane przez mieszkańców osady, podobnie jak niektóre ozdoby, które nieco dodawały uroku temu miejscu. Z mebli to jedynie kontuar, stoliki z krzesłami, a za kontuarem drzwi, którymi zapewne można było przejść do kuchni. Były też inne, prowadzące do piwnicy czy na zewnątrz, ciężko powiedzieć bez zaglądania do środka, i schody prowadzące na piętro. -
Jorbart podszedł do karczmarza i poprosił o kufel i piwa i jakieś jedzenie oraz cenę pokoju na jedną noc. Podobało mu się to miejsce, dawało miły klimat, pozwalając na chwilę relaksu w środku wojny toczącej się bez ustanku spory kawałek stąd. Miał nadzieję wypytać karczmarza o niedawne wydarzenia i dowiedzieć się za ile przypływa kolejny statek. - Działo się tu ostatnio coś ciekawego? Ta palisada wokół wioski wydaje się spora jak na wyspę tak daleką od frontu,
-
Mężczyzna odebrał od Ciebie łącznie dwie złote monety, od razu nalewając piwa, choć na posiłek musisz poczekać, bo dopiero co wydarł się do kuchni o posiłek. Słysząc pytanie, parsknął śmiechem, stawiając przed Tobą kufel.
- Ano. Ostatnio rozbił się tu statek piratów, Demony już dwa razy zostały odparte z naszej wyspy, a syreny to już wszyscy mieszkańcy widzieli. -
-Demony? Tak głęboko w kraju? I co z tymi piratami, przeżyli? I czy te syreny sprawiają wam jakieś kłopoty? - Jorbart zmarszczył brwi, nie pamiętał żeby kiedyś słyszał o atakach demonów na wyspach, one raczej unikają wody. Pociągnął porządny łyk z kufla i usadowił się wygodniej, karczmarze zwykle wiedzieli więcej niż zwykli wieśniacy.
-
//Ale wiesz, że on robi Cię konkretnie w jajo, nie?//
-
//domyślam się, Jorbart niestety nie, koleś jest naprawdę zmęczony po podróży, w końcu łódka mu się rozbiła, musiał płynąć wpław.//
-
//Jak tam chcesz.//
Ten tylko ponownie parsknął śmiechem, najwidoczniej nabijanie się z Ciebie nie było dla niego aż tak dużą rozrywką, w przeciwnym wypadku mógłby jakoś pociągnąć ten teatrzyk dalej.
- A Ty kto? Na kupca nie wyglądasz, a tu tylko tacy przypływają. -
Jorbart pokręcił głową. - Jestem wędrownym magiem, chcę popłynąć do stolicy. Po drodze pomagam różnym wioską w zamian za podwózkę na następną wyspę lub parę monet. Mam blade pojęcie o leczeniu, znam się na magii mroku. Wam też mogę pomóc jeśli tego potrzebujecie. - Dopił resztę piwa i rozsiadł się wygodnie czekając na jedzenie. Miał nadzieję że tutaj uda mu się zarobić.
-
- Magia Mroku? - mruknął, nieco rozdrażnionym tonem, zauważyłeś również, że powoli opuszcza dłoń wzdłuż ciała, pod ladę, jakby coś tam trzymał. - To się tym lepiej nie chwal, bo Cię powieszą.
-
- Nie jest to normalna magia mroku, używam pewnej jej wariacji, można ją uznać za magię iluzji, jest to pewna mieszanka szamanizmu, szczypty magii mroku i trochę oryginalności. Dla przykładu… - Jorbart wyobraził sobie strzały wlatujące do środka i układające się w napis “witaj” i przesłał jego wizję karczmarzowi. Pomimo praktyki nadal wzdrygnął się na dźwięk stuku strzał.
-
- Chuje-Magi, wszędzie ich pełno. - mruknął pod nosem karczmarz i wyszedł do kuchni, zapewne po Twoje zamówienie. To chyba ta wyspa, gdzie nie powinieneś afiszować się ze swoimi zdolnościami, przynajmniej na początek.
-
//wleciało do środka z 50 strzał i zareagował w taki sposób? Serio?
-
//Sądząc po tym, że powiedział “wszędzie ich pełno” to najwidoczniej nie jesteś pierwszym Magiem, jakiego w życiu poznał, i wykonywali oni coś prawdziwego, nie iluzję, do tego o wiele bardziej efektownego. Gość jakąś ważną postacią nie będzie, ale liczyłbym, że z nim pogadasz i jakoś wyciągniesz z niego informacje na temat jego przeszłości.//
-
//no ale magia iluzji jest unikalna no i dosyć rzadka, z tego co widziałem żadna inna nie sprawia iluzji prawdziwych rzeczy, magia jest chyba bardziej rozpoznawalna, ale dobra, jedziemy.
Jorbart uniósł brwi i poczekał na karczmarza. - Imponujące, zwykli ludzie już teraz skakali by pod stoły, widziałeś już gdzieś kiedyś magię iluzji? Z tego co wiem jestem dopiero 3 pokoleniem magów iluzji, nie wiem czy nie ma nas więcej niż stu. - Rzucił okiem na posiłek. -
//Dalej nie rozumiesz: Iluzja, nieważne jak dobra, blednie w obliczu prawdziwych, materialnych dokonań, przynajmniej według niego.//
- W chuju mam Twoją Magię Iluzji, cokolwiek to jest. Widziałem kiedyś inne rzeczy. Dawno, ale widziałem na własne oczy, jak jeden Mag sam, w jeden dzień, zbudował zamek, który nie zmieściłby się na tej wyspie. Jak inny łańcuchem piorunów zabił tysiące Demonów, a inny kilkoma słowami i gestem Magią Światła wypalił całe ich legiony. Dzięki Magii niektórzy potrafią latać, napuszczać Drowy na Demony i odwrotnie, przewidywać przyszłość… Kurwa, widziałem już sporo, nie próbuj mi wmówić, jaki Ty nie jesteś doskonały, bo nie jesteś. I jeśli tacy Magowie teraz bronią kontynentu, to ja się cieszę, że zamieszkałem tutaj.
Po tym przydługim wywodzie, który miał miejsce dopiero, gdy wrócił z kuchni, z tegoż pomieszczenia wyszła kobieta niosąca Twój posiłek. A może nawet nie kobieta, dziewczyna, nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat, choć musiałeś przyznać, że mimo to było na czym zawiesić oko… Na przykład na rudych włosach do łopatek, piegach na twarzy i zielonych oczach, ma się rozumieć. No i całej reszcie. Spojrzała się na Ciebie ze zdziwieniem, najwidoczniej nie przywykła do obsługiwania innych, niż mieszkańcy tej wioski lub okazjonalnie jacyś handlarze, ale bez słowa postawiła przed Tobą misę z parującą kaszą, gotowanym mięsem i jakimś sosem, odchodząc z powrotem do kuchni. -
//jeśli każdy może ją rozpoznać to jest ona nieco bezużyteczna no ale ok
Jorbart zajadał się gulaszem. - Jesteś weteranem wojen z demonami? Mój ojciec też walczył, nie pożył jednak zbyt długo. -
//Nie piszę, że każdy, taki NPC Ci się trafił.//
- Wyprułem sobie żyły na tym jebanym kontynencie, a i tak nie było warto. - mruknął. - Zostawili wszystko dla Drowów-zdrajców i tych wampirzych popierdoleńców. -
// Demony szanują każdego
innego demona, dołącz. -
//Mamy Sukkuby i popierdolonych szachistów.//
-
// O mnie nie wspomniałeś…
-
//Bo nie chcę go przestraszyć.//
-
// On mnie GMuje na jednej grupie, ale racja. Wszystkich kart nie należy odsłaniać, bo nie będzie zabawy.
-
//chwila, dlaczego ja nie dostaję powiadomień czasem jak ktoś coś napiszę? I spokojnie, nie przestraszysz, przedwczoraj chyba prawie zgwałciłem na GS towarzyszkę Bulorwasa, niestety kości mu dobre wpadły.
-
Jorbart się zamyślił. - Ale czy wampiry nie są teraz naszymi sojusznikami? Jak to szło, wróg twojego wroga? Powiem szczerze że nie znam się na obecnej sytuacji, dopiero od roku podróżuję samotnie, muszę dostać się na stolicę, pragnę pokazać komuś ważnemu magię iluzji i być może nauczyć podstaw innych lub znaleźć innego iluzjonistę aby ich uczył, mi nie pasuję takie życie, prawdopodobnie wybiorę się na kontynent żeby walczyć z demonami, pewno zginę ale cóż, i tak nie mam celów w życiu, mogę przynajmniej zajebać kilku z tych skurwysynów.
-
//Pod “Dodaj szybką odpowiedź” masz różne takie opcje. Musisz wybrać tą, gdzie masz “Nie obserwuj” i zamiast tego zaznaczyć “Obserwuj”, żebyś zawsze dostawał powiadomienie. A jak masz to zrobione, to nie wiem, jeśli zbyt długo czekasz z odpisem to temat znika z listy nieprzeczytanych.//
- A myślisz, że czemu walczą po naszej stronie? Bo nie dogadali się z Demonami, proste. Nawet jak uda się nam ich pozbyć, zamknąć bramy Piekła, to wszyscy będą wyczerpani: Ludzie, Elfy, Krasnoludy, Gobliny, Orkowie. O Drowach-zdrajcach nie mówię, ich bym najchętniej wybił. Ale no wszyscy będą zmęczeni wojną. Poza nimi. Oni się nie męczą. Nie mają uczuć. Chcąc tylko panować. I będą, zalewając świat po odejściu Demonów falami nieumarłego ścierwa. -
Jorbart skinął głową. - Nie będę się kłócił, widać że wiesz na ten temat więcej ode mnie. Za to zainteresował mnie fragment o magii, jak potężni musieli być ci magowie? Mój mistrz potrafił utrzymywać iluzję na swoim ciele przez wiele lat, obejmując jej działaniem wszystkich którzy go widzieli, jednak nawet on nie miał takiej mocy. Zaczynam coraz poważniej myśleć nad wyprawą na kontynent.
-
- Wątpię, żeby jeszcze jacyś tacy żyli, ale śmiało, możesz spróbować.
-
-Dlaczego? Na pewno jacyś się ostali, chociażby w tym ich mieście. Przecież tak potężni ludzie nie mogli zginąć? - W czasie rozmowy dokończył jedzenie i wyjął swój naszyjnik który zaczął odruchowo pocierać.
-
- Przez to, że są tacy potężni, nikt im na dupach za murami nie pozwoli siedzieć. Walczyli na pierwszej linii, a jak nie zginęli podczas walk, to pewnie Drowy albo Demony inaczej się ich pozbyły, bo nie są głupi i wiedzą, jakie to zagrożenie.
-
Jorbart podniósł kufel z resztką piwa. - Za poległych bohaterów, niechaj zaznają pokoju w zaświatach oraz abyśmy okazali się godni ich poświęcenia i pokonali te ścierwa.
-
Karczmarz mruknął w odpowiedzi coś bez przekonania i przestał zwracać na Ciebie uwagę, ponieważ do karczmy weszło kilka osób, najwidoczniej miejscowych drwali lub kogoś w tym guście, których to obsługą się zajął.
-
//Przepraszam, zapomniałem o tym lekko.
Jorbart nie zamierzął ciągnąć rozmowy która wyraźnie się nie kleiła, zamiast tego wyszedł z karczmy aby poszukać pracy, jeśli żadnej nie znajdzie będzie musiał znaleźć transport, co bez odpowiednich funduszy może być ciężkie. Duża palisada dookoła wioski dawała pewne nadzieje na znalezienie pracy, jednak nie zamierzał brać czegoś szczególnie niebezpiecznego, nie był jeszcze przyzwyczajony do walki. -
Wioska była mała, więc nie masz co liczyć na jakąś tablicę ogłoszeń, jak to bywało w większych osadach i miastach, a i pewnie mieszkańcy nie czuli potrzeby, aby wystawiać gdzieś zlecenia, bo i obcy pojawiali się tu rzadko, a zapewne byli to wyłącznie kupcy i handlarze, odbierający drewno i inne produkty, a w zamian sprzedający swoje towary, których miejscowi nie mogli wyprodukować.
-
Jorbart westchnął. Raczej nie znajdzie tutaj niczego wartego uwagi, chociaż jak to mówią tonący brzytwy się chwyta, postanowił odnaleźć sołtysa wioski, bądź kogoś kto zajmował wysoką pozycję w społeczności, jeśli nic nie znajdzie będzie musiał znaleźć transport na inną wyspę
-
Jako obcy miałeś dość ciężko, bo żadna z chat nie wyróżniała się od innych znacząco, a chodzenie od jednej do drugiej w poszukiwaniu sołtysa odpadało, zajęłoby zbyt wiele czasu i zbyt duża była szansa, że jakiś zirytowany wieśniak zamiast odpowiedzi da Ci zwyczajnie w ryło.
- Szukasz czegoś, Magu? - usłyszałeś za sobą dość przyjemny dla ucha, lekki i melodyjny głos. Gdy się odwróciłeś, dostrzegłeś córkę karczmarza, choć pozbawioną fartucha, którym owinęła suknię, gdy pracowała w gospodzie swego ojca.