Trzewia
-
Myśl. Kto nie myśli, ten umiera. Wróg nie ma broni, jedna ręka unieruchomiona ciosem, druga próbuje wyciągnąć topór. Pewnie uszkodziłem kilka nerwów. Odsłonił się. ZABIJ. Wyciągnąłem z ust krótki miecz i chwyciłem go wolną ręką po toporze. Najpierw cios tarczą z całej siły w ramię, które próbuje wyszarpać topór, potem prosty sztych w szyje. Nie powinien nawet zareagować.
-
Zareagował, choć dopiero po fakcie. Gdy ostrze rozpłatało mu gardło, a posoka zaczęła obficie lać się na piach areny, i tak nią przesiąknięty, Upadły wykonał ostatni, desperacki atak, pragnąc zabrać Cię ze sobą. Rzucił się naprzód, pochylając głowę, a jego rogi przebiły Twoją klatkę piersiową. Chwilę później Twój oponent wyszarpnął je i spróbował zaatakować ponownie, ale upadł, osłabiony przez upływ krwi, i padł trupem u Twoich stóp. A właściwie to kolan, bo zmęczenie i rozległe obrażenia również u Ciebie dały o sobie znać, poczułeś z nawiązką cały wysiłek towarzyszący tej walce w jednej chwili, gdy powoli traciłeś adrenalinę, klękając z wysiłku. Zdawałeś sobie sprawę, że niedługo stracisz przytomność, przez myśl przeszło Ci nawet, że na zawsze, a ostatnie, co usłyszałeś, to aplauz tłumu, widocznie zszokowanego przez kilka pierwszych chwil po śmierci drużyny swoich czempionów, ale finalnie wiwatującego ku chwale nowych mistrzów Trzewi, przede wszystkim Ciebie.
Kiedy się obudziłeś? Nie wiedziałeś. Miałeś tylko pewność, że nie jesteś już na arenie, ale w jakimś ciemnym pomieszczeniu, na twardej i chłodniej ławie z granitu, z opatrunkami pokrywającymi wszystkie miejsca, gdzie zostałeś zraniony. W pomieszczeniu poza Tobą była jedynie zgraja Chochlików, pomniejszych służalczych Demonów, które pierzchły od razu, gdy zauważyły, że odzyskałeś przytomność.
- Jak to być nowym wielkim mistrzem Trzewi, hm? - usłyszałeś w ciemności znajomy głos, a po chwili pomieszczenie rozświetliło kilka pochodni, w świetle których uznałeś znanego Ci już Demona, nadzorcę niewolników imieniem Khalid. - I pionkiem w grze potężniejszych istot, niż my wszyscy tu razem wzięci? -
- Trochę napierdala i suszy. - Odrzekł próbując się przeciągnąć, jednak ostrożnie, by nie otworzyć ran. - Moja Pani usłyszała o chwalę jaką dla niej wywalczyłem? Wyślij jej przeprosiny ode mnie za to, że straciłem Keriona i tego drugiego, który miał podobno szansę zostać Heroldem Piekieł. Pierwszy był debilem, a drugi był słaby, więc chyba to była tylko plotka. Gdybym wiedział, że nie dadzą sobie rady z takim typem jak tamten, nawet nie brałbym ich na misję.- Wyrzekł szczerząc się szelmowsko. Wskazał palcem na jednego z chochlików. - Te, ty tam! Ta, do ciebie mówię! Przynieść jakieś mocne piwo czy inny mocny trunek. Suszy mnie! I ludzkie mięso! Tylko szybko! - Rozkazał, domyśliwszy się funkcji chochlików. Opiekowały się nim i miały usługiwać. Albo były eskortą Khalida, i tak wyjdzie na to samo, bo zwycięscy należy jakiś upominek złożyć. - Jak ci się podobała walka? - Zagaił do nadzorcy.
-
- Widywałem lepsze. - odrzekł, wzruszając ramionami. - Na arenie zginął tylko ten, któremu ucięto głowę, drugi jakimś cudem przeżył, ale i tak wszyscy są pokiereszowani. A do domu wrócisz nie tylko jako zwycięzca, ale i z łupami, Twoja drużyna walczyła przeciwko wojownikom Saak’aka, potężnego demonicznego władcy, a to wszystko było zakładem jego i Twojej pani. Ale i tak nie chciałbym znaleźć się na Twoim miejscu, nie, gdy będziesz mieć na głowie Nabeina Wskrzeszonego.
Tymczasem pomniejsze Demony przylazły z powrotem, dostarczając Ci to, o co prosiłeś, choć trunek nie będzie pewnie zbyt dobry, w Trzewiach łatwiej o świeże mięso ludzi niż dobre piwo. -
- Kim jest Nabein Wskrzeszony? - Spytał po czym łyknął tego sikacza i zagryzł go mięsem. Czyli tamten przeżył… Znając medyków, za tydzień wszyscy wstaniemy w miarę na nogi. W sumie to zrobił oględziny swojego ciała. Jest źle czy bardzo źle? Co z jego policzkiem?
-
Rana wciąż była spora, ale nie zagraża już Twojemu życiu, choć pewnie będzie trochę utrudniać przyjmowanie posiłków i napojów, ale żaden Upadły nie może teraz powiedzieć, że nie budzisz słusznej grozy samym tylko wyglądem, a przynajmniej większej niż wcześniej.
- Ten Demon, którego poszatkowałeś ze swoją pannicą. Podobno zrobił, jeszcze przed przybyciem tutaj, coś tak złego nawet dla Demonów, że te rzuciły na niego Klątwę Nieśmierci, czy jakoś tak. Dopóki jej nie zdejmą, on nigdy nie zginie, a warto dodać, że za życia ciągle cierpi, a po każdej śmierci i odrodzeniu tylko się wzmaga. Nabein zmierzył już ponoć całe Escurg, wzdłuż i wszerz, a opowiadał, że został już złożony w ofierze przez orczych szamanów, trafiony w głowę z armaty okrętu Kundli, spopielony smoczym oddechem, a nawet rozsadzony Magią Światła, a mimo to za każdym razem wstawał z grobu, aby dalej szukać sposobu na śmierć. Czy coś. W sumie cholera go wie, przez ten ból jest już zdrowo walnięty, więc nikt nie wie, co spróbuje zrobić, gdy znowu się zrośnie. Ale obstawiam, że wytropi Cię nawet na krańcu świata i zabije. A jeśli nie, to spróbuje znowu. I jeszcze raz. I znów. -
- Pff. Jeśli dobrze myślę, to póki nie zdechnie, nie odrodzi się. Więc wystarczy go uwięzić. Nie ma co się nim teraz martwić. - Odrzekł z dużą dozą arogancji w głosie. - Czemu tak w ogóle zawdzięczam twoją wizytę? Reszta moich też siedzi w szpitalu czy normalnie truchtają na wolności? Jeśli to drugie, to mogliby odwiedzić staruszka Sendemira. Co się stało z trupem Keriona, mogę go zabrać ze sobą? Za karę mam ochotę go przywiązać linami do koni, żeby cierpiał nawet po śmierci. - Zaczął gadać pierdoły, jak to miał w zwyczaju, gdy nie miał pomysłu na dalsza rozmowę. Po swoim krótkim monologu, skupił się na jedzeniu i piciu, przy okazji słuchając Khalida. Dziwne imię. Nie jest przypadkiem z południa? Brzmi jak tych murzynów z pustyń, co z gołymi dupami na koniach jeżdżą i łukami strzelają.
-
Khalid w odpowiedzi jedynie prychnął, widać, że miał swoją opinię na temat tego Demona i nawet Twoje wyczyny na arenie nie mogły nic w tej kwestii.
- To są Trzewia, a Trzewia trzeba karmić. - odparł Demon, co oznacza, że raczej nici z pastwienia się nad trupem kogokolwiek, kto zginął na arenie podczas walki. - Większość jest w pobliżu, też liże rany, a niedawno dotarł do nas też Imp z wiadomością, która nakazuje Wam jak najszybszy powrót. I przesyła gratulacje. -
- No to wracamy. Powiadom resztę, że jutro mają się stawić pod tym miejscem. Jakbyś mógł, to z tymi fantami, które musimy zabrać i nie można ich wysłać bezpośrednio do siedziby Panienki. I pokazałbyś mi ten list, każde słowo mojej Pani jest dla mnie jak nektar, nawet jeśli spisane. - Odrzekł z dziwnym uśmiechem.
//To co, skiptime? -
//Jo.//
Khalid Twoją prośbę skomentował szyderczym śmiechem, ale zadbał o wszystko, więc już następnego dnia mogliście wyruszyć w drogę powrotną.
//Zmiana tematu, od razu zacznę.//