Karaz-a-Deron
-
Nowa stolica krasnoludzkiego państwa, największe podziemne miasto. Mówi się, że to tu prowadzą wszystkie tunele, gdyż to właśnie w tym miejscu uciekinierzy z powierzchni pierwszy raz zeszli pod ziemię i rozpoczęli długą i mozolną budowę swego nowego państwa: tym razem nie w górskich szczytach, ale pod nimi, jak to mawiają Krasnoludy “u korzeni gór”.
Z Karaz-a-Deron (co z krasnoludzkiego tłumaczy się jako Twierdzę Pomsty lub Twierdzę Zemsty) można tunelami, pieszo, na grzbiecie zwierząt, prymitywną koleją napędzaną przez Golemy i skomplikowane urządzenia, dostać się do każdego innego miasta czy fortecy brodaczy pod górami. Dlatego położenie tego miejsca jest ściśle tajne, ponieważ gdyby Demony mogły je zlokalizować, to nawet bez zajmowania samej twierdzy mogłyby atakować wszystkie krasnoludzkie punkty opory pod ziemią.
Z tego powodu jest to najpotężniejszy zamek Krasnoludów, a może i całego Escurg, o niezwykle grubych murach, których zaprojektowano aż pięć linii, wszystkie z własnymi garnizonami, koszarami, bastionami, zbrojowniami, magazynami amunicji, prowiantu i medykamentów, zaś pomiędzy jedną a kolejną linią murów znajdują się istne strefy śmierci, liczące kilkadziesiąt lub kilkaset metrów puste przestrzenie, bez żadnej osłony, usiane rozmaitymi pułapkami, od prostych wilczych dołów, na polach minowych skończywszy, gdzie atakujący są narażeni na ostrzał z artylerii, kusz i broni palnej Krasnoludów. Nawet gdyby komuś udało się sforsować, oczywiście przy gargantuicznych stratach własnych, wszystkie linie obronne, to i tak musieliby spędzić miesiące, jeśli nie lata, zdobywając kolejne dzielnice miasta, z których ponownie każda posiada własny garnizon, składający się z zawodowych żołnierzy, wezwanego pod broń mieszczaństwa (już od najmłodszych lat wszystkich mieszkańców miasta zobowiązuje się do treningu we władaniu bronią, mężczyznom zwykle przypada broń biała i palna, a kobietom kusze) i bojowych Golemów, a większość budynków została przystosowana do długotrwałej obrony. Ostatnią linią ewentualnego oporu mógłby być zamek królewski, twierdza w twierdzy, gdzie rezyduje właśnie krasnoludzki monarcha wraz z rodziną i najbliższymi doradcami.
Obecnie, w czasach pokoju, miasto jest największym w podziemiach ośrodkiem handlowych, gdzie można kupić niemalże wszystko, rzecz jasna krasnoludzkiej produkcji, od chwili wybudowania miasta do czasów obecnych na palcach jednej ręki można by wymienić wszystkich przedstawicieli innych ras, z powierzchni, którym pozwolono dotrzeć aż tak daleko wgłąb krasnoludzkich tuneli, zwykle są przyjmowani o wiele dalej, w nadgranicznych (czyli położonych najbliżej powierzchni ziemi) miast i twierdz. -
Był w stolicy od dwóch dni. Zaprowadził go tutaj inny krasnolud, kupiec, którego spotkał w podziemnej drodze. Dziś Duras zawitał do werbownika krasnoludzkej armii, bo do tej pory zwlekał i kosztował różnych trunków w karczmach.
- Dobry. Przyszedłem zapisać się do walki przeciwko plugastwu. Najlepiej prosto na front. - Podrapał się po brodzie patrząc na rozmówcę. -
- A co ty umiesz, młody wilku, hę? - odparł krasnoludzki werbownik, który przyjął cię w jednych z wielu koszar rozmieszczonych w mieście. Nie był stary, a na jego dłoniach widać było ślady od używania topora, więc przez chwilę nie rozumiałeś, czemu tak doświadczony wojownik siedzi tutaj i zajmuje się takimi jak ty. Dopiero po chwili zauważyłeś, zerkając dalej, że nie ma on obu nóg, które zostały ucięte na wysokości kolan. - Niby sytuacja nieciekawa, ale nie bierzem do armii takich, co nawet nie wiedzą, którym końcem toporzyska prać Demona skurwysyna po mordzie.
-
- Zabiłem trójkę trolli. Dobrze robię mieczem, strzelam z kuszy i w przeciwieństwie do was krasnoludków z wnętrza gór… - powiedział kpiąco o wszystkich krasnoludach mieszkających bezpiecznie wewnątrz górskich twierdz. - Mnie wychowały mroźne szczyty i lodowe tundry.
-
- Ciekaw jestem, co z tą kuszą zrobisz, jak niektóre rusznice nawet nie każdego Demona ustrzelo. - mruknął pod nosem. - Jak chciałeś, to i masz, pójdziesz na patrole do tuneli. Jak dobrze siem spiszesz, to poślemy cię dalej. Pytania?
-
- Gdzie mam zacząć? - Zapytał.
-
- Za godzinę wyprowadzamy świeżaków główną bramą. Masz czas żeby rozejrzeć się po mieście. Tylko się nie spóźnij, jeśli ci się spieszy, następni odchodzą dopiero za dwa dni.
-
- Dzięki, bywaj. - Powiedział na odchodne i wyszedł z koszar.
- Mam godzinę, a muszę mieć broń na demony. Miecz już mam, ale bełty… - powiedział cicho do siebie i poszukał kuźni kowala runicznego, gdzie zaklęte bełty mogą być. -
W stolicy nie brakowało kuźni, ale nie było takiej, która oferowałaby produkty runiczne. Runy były jedyną Magią, jaką mogły opanować Krasnoludy, a i tak był to niezwykle rzadki dar. Stąd ograniczali go do nakładania na mury, bramy i tym podobne, a gdy już zaklinali broń czy pancerze, to nie byle kogo. Więc raczej nie masz co liczyć, że znajdziesz gdzieś runiczne bełty, jednak na pewno znajdą się jacyś kowale, których pociski i tak wystarczą, mimo tego, że nie zostały pobłogosławione przez Kapłanów.
-
Duras poszukał jednego z tych kowali, którzy produkują bełty wysokiej jakości tak dobre, że wystarczą na demony.
-
Mówi się, że to Krasnoludy wynalazły pierwsze kusze, nie ma więc nic dziwnego w tym, że mogłeś znaleźć tu sporo towaru, który był ci potrzebny. Jeden z kowali miał jednak szczególnie dobre bełty, wykonane w całości ze stali, choć groty były jeszcze hartowane i wzmacniane. Pokryte były też charakterystycznymi rowkami, które, według ich twórcy, sprawiały, że pocisk lepiej stabilizował się w trakcie lotu, a więc był przez to celniejszy.
-
Durastor podszedł do kowala z wykwintnym dziełem rzemiosła wojennego i zagadał.
- Potrzebuję dwadzieścia pięć bełtów tych o. - Wskazał na amunicję z hartowanymi grotami i charakterystycznymi rowkami. - Ile to będzie kosztować? -
- Dobry wybór. - skomentował krótko kowal, akurat niezajęty pracą przy kowadle. - To naprawdę dobry wybór, dlatego będzie dwie sztuki złota od jednego bełtu, czyli pięćdziesiąt za wszystko.
-
Wyłożył pięćdziesiąt sztuk złota i rozejrzał się po kuźni.
- Przydałby mi się zapasowy miecz. Coś z gotowych: jednoręczne ostrze, bronią będę siekał demony, więc musi być wytrzymałe, ale z drugiej strony posłuży jako zapasowe, więc zadowolę się tym co masz, bo nie mam za dużo czasu na przebieranie. - Oznajmił kryteria zakupu miecza. -
- Nie robię mieczy. - odparł bez żadnych dodatkowych słów, zgarniając złoto, a w zamian kładąc przed tobą bełty. - Młoty, topory, halabardy, to mam. Mieczy szukaj gdzie indziej.
-
- Wezmę topór. Byle wytrzymały i można nim zarżnąć demony, a powiadam, że w sytuacji życia lub śmierci lepiej mieć przy sobie topór niż nic, bez znaczenia czy umie się nim posługiwać. - Powiedział do krasnoluda czekając na towar.
-
- Jedno ostrze czy dwa? Jednoręczny, długi czy dwuręczny? A może do rzucania?
Pytając, wskazał na swoje wyroby zawieszone na ścianie, których rzeczywiście miał sporo. -
- Jednoręczny, krótki do walki w zwarciu i możesz dołożyć dwa małe do rzucania. - Stanowczo przedstawił kryteria doboru broni.
- Ile będzie za wszystko? -
- Za te do rzucania będzie dziesięć złota za sztukę, za ten normalny trzydzieści. Razem za wszystko będzie znowu pięćdziesiąt złota.
-
- Biorę. - Wyłożył pieniądze na stół Duras i zgarnął dwa topory do rzucania razem ze służącym do walki w zwarciu. Uzbrojony po zęby wyszedł z nowym sprzętem, wsiadł na tygrysicę Artemis i pojechał w miejsce umówionego spotkania.
-
Twoje pojawienie się wzbudziło niemałą sensację wśród trzech tuzinów rekrutów. Nie wyglądali na niedoświadczonych gołowąsów, ale żaden z nich nie jeździł na tygrysie, niewielu pewnie widziało nawet takie zwierzę na oczy, więc trzymali się przezornie z daleka.
-
Poszukał dowódcy wzrokiem.
-
Żaden z Krasnoludów nie wyróżniał się ekwipunkiem, aparycją czy czymkolwiek innym na tle pozostałych, więc najwidoczniej udało ci się wyrobić szybciej, niż myślałeś i dzięki temu masz jeszcze nieco czasu.
//Jak chcesz pogadać z innymi Krasnoludami to śmiało, jak nie, to napisz tylko, że czekał albo coś w tym guście i akcja pójdzie już do przodu.// -
Duras zszedł z tygrysicy, rzucił jej do jedzenia jedną porcję suszonej baraniny i zagadał do krasnoludów.
- Dobry, jestem Durastor Rzeźnik z Lodowego Szczytu. Jak tam nastroje przed wyprawą? -
Patrzyli na ciebie nieco podejrzliwie, bo widzieli gołym okiem, że nie byłeś jednym z nich. Owszem, byłeś Krasnoludem, jak oni, ale nie wyglądałeś jak inni brodacze ze stolicy lub okolic.
- Gdzie jest ten… Lodowy Szczyt? - zapytał jeden z nich, póki co ignorując twoje pytanie. -
Durastor odstawał od tutejszych krasnoludów, ale wcale nie czuł się gorszy z tego powodu. Wręcz przeciwnie, czuł się trochę lepszy jako wychowanek mroźnych i brutalnych szczytów.
- Na północ od stolicy. Dużo tam potworów i strasznie zimno. Oprócz tego dzikie zwierzęta. ale są tam osady, samotne chaty, przytulne jaskinie. Co prawda mieszkanie na szczycie nie jest tym samym, co u korzeni gór, ale też mamy kowali. - opowiedział. -
Pokiwał głową, podobnie jak kilku stojących bliżej, którzy nie zadali pytania, ale też ich to nurtowało.
- I co robisz tutaj? Odkąd przybyły Demony, rzadko kiedy widujemy kogoś z powierzchni, zwłaszcza, gdy upadły nasze ostatnie twierdze tam, na górze. -
- Jak to po co? - Zapytał zdziwiony. - Demony to problem nas wszystkich, a na wojnie łatwo o chwałę i stanie się kimś, o kim bardowie układają ballady! - Oznajmił entuzjastycznie przepełniony pozytywną energią. - Aż mnie ręce swędzą, żeby demonom wpierdol wpuścić!