Wielkie Równiny
-
//Chodziło mi o szlak, w sensie trasę.//
Złapać nie zabić, taki był ich cel. No i od razu widać że to amator, strzelanie z dwóch broni na raz nie jest dobre, gdy zależy ci na celności. Opróżnił cały rewolwer celując w jego kolana i gdy ostatbia kula została wystrzelona, rzucił mu bronią w łeb, najwyżej się ją podniesie. Po tej akcjiz puścił wodze konia i zeskoczył z siodła do tyłu, chcąc zrobic przewrót, by zamortyzować upadek i przede wszystkim uniknąć pocisków brnących w jego celu. -
//Aaaa. No to prędzej.//
Kilka pierwszych kul spudłowałeś, obezwładnienie przeciwnika było trudniejsze, niż zabicie go z zimną krwią, zwłaszcza w pełnym galopie i pod ostrzałem, ale w końcu ten klęknął po jednym ze strzałów, a później upadł. Choć zwijał się z bólu, zdołał jeszcze wbić do rewolweru dwa naboje, nim wycelował go w ciebie, drugą dłonią ściskając ranę w kolanie. -
On jest tępy czy tępy? Powinien strzelić jednym już dawno jeśli chciał przeżyć. Zaczął się wycofywać, gotowy do robienia padu w tył jeśli zauważy przeciwnika pociągającego za spust. Uniósł ręce na znak poddania. - Amigo, nie rób pochopnych ruchów, nikt nie chce tutaj stracić życia. Odpowiesz mi na kilka pytań i rozejdziemy się w pokoju. - Mówił spokojnym głosem, powoli, kupując czas. Pokładał nadzieję w tym zielonym ogórze, wystarczy że zajdzie wroga od tyłu i jebnie go w łeb.
-
Póki co miał inne zadanie, przynajmniej według niego, pilnując, aby żadna odsiecz nie przybyła niespodziewanie lub nie przybyła w ogóle, jeśli zdoła ustrzelić ich z łuku, więc musisz polegać tylko na sobie.
- Dobra, pytaj. - rzucił tamten krótko, trzymając cię cały czas na muszce. -
- Ktoś ostatnio napadł na pociąg w okolicy? - Dalej się wycofywał, minimalnie skręcając w kierunku czegoś, co mogłoby posłużyć za osłonę, na przykład głazu.
-
Żadnych osłon tu nie było, nie licząc twojego rumaka, co znacznie utrudnia ci działanie przeciwko mężczyźnie wciąż trzymającym cię na muszce.
- A ty co? Łowca nagród? -
- Szukam kilku skurwysynów i dowiedziałem się, że jeden albo planuje albo już napadł na pociąg. To wiesz coś na ten temat? -
-
- Powiedzmy. Zależy czy chodzi ci o kogoś, kto sam wykonuje napady, czy o jakiś gang, którego jest szefem.
-
- Jeden człowiek, a właściwie nie czlek, bo ma 4 łapy. I 4 rewolwery.
-
Pokiwał głową.
- To może być tylko jeden. Croldon, ale nikt nie wie, jak się nazywa, po co to robi. Dziwny typ, ubiera się jak człowiek, spodnie, buty, pas, kapelusz, płaszcz, używa spluw. To, że sam jest w stanie wybić obsługę i ochronę pociągu, rąbnąć łup i uciec jest sporym wyczynem, Szeryfowie i Magruder ozłociliby każdego, kto da im głowę tego gościa, ale jeszcze żaden łowca nagród z łowów na niego nie wrócił. Podobno ukrywa się w jakimś opuszczonym gospodarstwie na równinach, ale nikt nie wie gdzie. Tyle wiem, masz swoje informacje. Teraz odwieź mnie do posterunku, to może nie zgłoszę górze tego napadu, jeśli dobrze mnie połatają i dalej będziesz mógł polować na popaprańców. -
- Do tego muszę przyprowadzić konia i podejść do ciebie. - Oznajmił i powoli, spokojnymi ruchami skierował się w kierunku swojego wierzchowca. Miał plan, jak pozbyć się natręta. Złapał powoli konia za uzdy, uspokajając go fałszywie. - Spokojnie, spokojnie. Nic się nie dzieje. Nie kop. Spokojnie. Dobry konik. Spokojnie kiedy podejdziemy. - Miał na myśli, że koń domyśli się co ma zrobić. Coś z kopyta w łeb obali każdego. Przyprowadził powoli konia, ustawiając go tak, by miał łatwy kop, ale niby tak, by wsadzić na niego jeźdźca.
-
Tamten widocznie nic nie podejrzewał, ale miał cię na muszce, gotów wystrzelić w ciebie te dwa ostatnie pociski, które miał w bębnie rewolweru. Skupiał całą swoją uwagę na tobie, więc koniem zupełnie się nie przejmował. Na twoje słowa ten tylko cicho zarżał i gdy był ustawiony w odpowiedniej pozycji, nagle kopnął pechowego kuriera, czy kimkolwiek on był, prosto w twarz, obalając go na ziemię. Sądząc po tym, jak wygląda jego twarz, a wygląda jak krwawy kawał mięsa, może być równie nieprzytomny jak martwy.
-
Podbiegł do niego i nadepnął mu na rękę by ten albo puścił broń, albo wystrzelił dwa naboje w powietrze, po czym od razu założył mu dźwignię i sprawdził czy ten oddycha.
-
Ostrożności nigdy za wiele, ale sam kopniak twojego potwornego rumaka wystarczył, aby pozbawić go przytomności, więc było to w gruncie rzeczy zbędne. Wyczułeś oddech, co prawda słaby, ale jednak. Choć i tak musiał zaliczyć spore obrażenia, nie licząc złamanego nosa, kilku wybitych zębów i rozciętego łuku brwiowego obficie broczącego krwią mógł mieć jeszcze coś z mózgiem. Jeśli go tu zostawisz, raczej nie przeżyje, a sprawę dokończą padlinożercy.
-
Miał jeszcze kilka pytań, więc zabrał się za ogarnianie jego ran. Raczej wypalanie, niż coś innego, bo szybciej, ale nadal.
-
W miarę połatałeś go do kupy i nawet się obudził, ale chyba tylko przez nieludzki ból, jakiego doświadczył i póki co nie będzie z niego żadnego pożytku. Ty zaś usłyszałeś za sobą strzały, czyli najwidoczniej ktoś się nawinął, przypadkiem lub zainteresowany tym napadem. Nie wiedziałeś, ilu ich było, ale mogłeś zakładać, że wystarczająco, aby twój tubylas nie był ich w stanie wszystkich zatrzymać.
-
- Spierdalamy. - Rzucił krótko do zielonego, przerzucając półtrupa przez konia i wskakując na wierzch, by odjechać z dala od stacji i nadciągających kłopotów. Oczywiście zabrał ze sobą korespondencje, którą przechwycili, a nuż znajdą tam coś ciekawego.
-
Niestety, nie zabrałeś żadnej korespondencji, chyba że miał coś bezpośrednio przy sobie, ponieważ listy i tym podobne wiózł na grzbiecie jego postrzelony przez ciebie wierzchowiec, który już na początku potyczki, po trafieniu, zrzucił jeźdźca z siebie i pognał gdzieś na równiny. Możesz spróbować go jeszcze dogonić. Tubylec ruszył na swoim wierzchowcu w twoim kierunku, zgodnie z poleceniem.
//Uznaję, że się wydarłeś do Ubairga, bo inaczej by nie usłyszał, dzieli was jednak trochę odległości.// -
Wyjebane w konia, jak będą mieli farta, to go znajdą później. Gdy byli już w bezpiecznej odległości, zaczął rozglądać się za miejscem, gdzie mogliby przygotować typa do gruntownego przesłuchania i go przesłuchać. Nadal mieli za mało informacji, a ten jako kurier wydawał się wiedzieć w cholerę.
-
Wielkie Równiny mają to do siebie, że ciężko się tu ukryć, a łatwo coś bądź kogoś wypatrzeć, więc jedyne miejsce, które przychodzi ci do głowy, a gdzie można się rzeczywiście skryć, to kryjówka, którą niedawno opuściliście.