Imperium
-
Nie powracał, a chyba nie teraz, więc David przerwał ciszę:
- Jak to w końcu było z Tobą i Starem? Ciężko połapać się w tej historii, a mi jakoś trudno uwierzyć, że najpierw odstawił Cię do więzienia, a potem pomógł uciec. To nie był jakiś ukartowany przez Was wcześniej plan? -
— Myślisz, że gdybym to z nim omówiła, to teraz siedziałabym związana tutaj i teraz? — Rzuciła z ponurym sarkazmem w głosie. — Powiem Ci jak było, ale najpierw ściągnij mi tą szmatę z oka. Nie lubię gadać do kawałka materiału, wiesz? —
-
- Niewiele mnie to obchodzi, a skoro Star zawiązał Ci oczy, to chyba miał jakiś powód, żeby to zrobić. Dlatego albo mi odpowiesz, albo znów wepchnę Ci do ust szmatę i na tym skończy się nasza pogawędka.
-
— No dobra, dobra. — Nie zamierzała się kłócić, w końcu miała jeszcze słowo do Stara. — Poznałam go jak siedział razem z ekipą takiego Clarka na Wielkich Równinach. Szukałam wtedy… pewnej osoby, a Ci ją widzieli. W zamian za pomoc w jej odszukaniu i odbiciu miałam im znaleźć jakiegoś bandytę. Nie miałam zbyt wielkiego wyboru, to poszłam na ten układ. Znaleźliśmy ją i ruszyliśmy w kierunku Imperium. Najpierw nie kumałam o co w tym chodzi, myślałam, że jedziemy tam gdzie go ostatni raz widziano tego chuchro. Star rozmawiał z nami przez większość drogi, jakoś starał się pocieszyć, ogólnie wydawał się dobrym w gruncie rzeczy gościem. Do momentu aż nie ogarnęłam, że tym kogo, szukają, jestem ja. Czaisz, że aż 60 złotników na mnie rzucili? Nieźle, nie> Problem w tym, że dowiedziałam się tego po tym, jak kilku facetów zrzuciło mnie z dzika i związało. Kurwa, będę szczera, dałam się im zrobić. No, ale dalej… Ekipa Clarka rozbiła obóz na noc, rano chcieli wysłać jednego posłańca do Imperium. Nie wyszło im, bo zanim zrozumieli skąd do nich strzelają, wszyscy byli podziurawienie. Wszyscy, oprócz Stara. Widzisz, dogadał się tak z swoim znajomkiem, że wybili całą tą ekipę żeby zgarnąć kasę dla siebie. Ten stary, jak on miał, Hugh… — Głos ugrzązł jej w gardle na moment. — …zabrał moją Patricię nie wiadomo gdzie, a Star poszedł ze mną do Imperium, żeby zgarnąć za mnie pieniądze. — Odetchnęła głębiej. — Resztę historii już znasz. —
-
David nie miał już żadnych pytań, a nawet gdyby, to nie mógłby ich już chyba zadać, bo właśnie usłyszałaś kroki, które zwiastowały powrót Jimmy’ego Stara.
- Wszystko gotowe. Przygotuj nasze konie do drogi, teraz ja się nią zajmę. - powiedział do Davida i po chwili poszedł do Ciebie.
- W końcu możemy pogadać, co nie? Za kilka chwil będę stąd odjeżdżać, żeby zacząć nowe życie, więc lepiej się pospiesz, zanim znowu Cię zaknebluję. -
— Gdzie ją trzymacie? — Zapytała Jannet gwałtownie i twardo. Miała nadzieję, że mimo wszystkiego, Star puści jej ukochaną przyjaciółkę bez większych zobowiązań. Jeżeli nie, to miała nadzieję na to, by choćby dowiedzieć się gdzie ona jest. Jak powtarzał jej ojciec, nadzieja matką głupich.
-
- W dobrych rękach i bezpiecznym miejscu, tak jak obiecałem Ci przed schwytaniem. Nic jej nie będzie, masz na to moje słowo.
-
— Uwierzę, jak ją zobaczę. — Syknęła, po czym powtórzyła pytanie, mniej spokojnym głosem. — Gdzie ona jest? —
-
- Nie, nie zobaczysz. - odparł Star i znów wypchał Ci usta szmatą. - Gdy ostatnio się widzieliście, wpadła w łapska Ubairgów i pewnie by zginęła, gdyby nie banda spotkanych przypadkiem rewolwerowców, bez których byś sobie nie poradziła. Dlatego, dopóki nie wyjdzie z szoku, zostanie ze mną, a później znajdę jej jakieś lepsze miejsce do życia. - dodał i wokół zakneblowanych ust obwiązał szmatę, abyś nie mogła pozbyć się tej, którą Cię zakneblował. - Coś jeszcze? - spytał sarkastycznie, zaciskając pasek tkaniny mocniej z tyłu głowy.
-
W tym momencie Jannet od stóp do głowy był już w całości wypełniona chęcią zemsty na tym pieprzonym skurczybyku… Poddając się emocjom i presji okazji, szarpnęła głową do tyłu, by wyrżnąć prosto w facjatę rewolwerowca, która jak przypuszczała, znajdowała się gdzieś za nią.
-
Nie usłyszałaś charakterystycznego dźwięku łamanego nosa czy wybijanych zębów, ale w coś trafiłaś, bo wyraźnie poczułaś trafienie oraz ból.
- Dlaczego musisz wszystko utrudniać? - zapytał Star, coraz bardziej poirytowanym tonem. - Wciąż mogę oddać Cię Milicji Imperium, zabić, zgwałcić czy zrobić cokolwiek tylko mi się spodoba. Nawet zabrać w najdziksze rejony Wielkich Równin i pozostawić tam na śmierć. Naprawdę tego chcesz? -
Nie mogła mu składnie odpowiedzieć, ale też nie miała zamiaru brać jego słów do siebie, nie mógł jej zastraszyć. Co miała do stracenia, oprócz własnego życia? Nie wierzyła, że jeszcze zobaczy Patricię. Była wściekła na niego i na samą siebie. Tylko prychnęła przez knebel, choć wątpiła, że Star zrozumie z tego coś więcej niż niewyraźny pomruk.
-
Star jedynie poklepał Cię w odpowiedzi po policzku i piersiach, a chwilę później usłyszałaś, jak wbił nóż w burtę wozu, abyś mogła się uwolnić, zgodnie z obietnicą. Krótko po tym tętent kopyt dał Ci znać, że rewolwerowiec i David odjechali.
-
Zrezygnowana, zawiedziona samą sobą, sięgnęła ramionami do tyłu, by rozciąć więzy i uwolnić się z wszystkich sznurów i knebla.
-
Miałaś je związane za plecami, więc ułatwiło to nieco sprawę. Mimo to, pęta były zawiązane solidnie, a Twoje ręce zdrętwiałe po całym tym czasie spędzonym w więzach, więc trochę zajęło Ci rozcięcie wszystkich lin. Dopiero po chwili odpoczynku zdołałaś pozbyć się również tych na nogach oraz szmaty na oczach i knebla z ust.
-
Rzuciła rozcięte liny i szmaty na tył wozu, jakby one same czemuś zawiniły. Jannet musiała zastanowić się, gdzie właściwie jest i gdzie mogłaby się udać. Szukać Stara? A czy on właściwie nie miał racji? Czy z jego pomocą Patricii nie będzie o wiele lepiej? Pewnie, że tak. Do żadnego miasta także nie mogła pojechać, pewnie za zabicie państwowych funkcjonariuszy stawka za jej głowę urośnie jeszcze bardziej. Może powinna odnaleźć miejsce, w którym ostatni raz widziała Bimba? Czy zranili go na tyle, by go zabić? Jannet nie chciała dopuszczać do siebie myśli o śmierci zwierzęcia. Jednak by znaleźć tamto miejsce, musiałaby powrócić do gospodarstwa i stamtąd odtworzyć drogę… Tak, jedynie powrót do gospodarstwa może jej coś przynieść… I pal Cię licho Rose, miałaś rację, jestem do niczego. Pomyślała ponuro Jannet, po czym chwyciła w dłoń lejce i lekko nimi wstrząsnęła. Ruszyła na Równiny, do gospodarstwa.
-
//Zmiana tematu. Zacznę.//
-
Wiewiur:
Choć Wielkie Równiny nie bywają miejscem bezpiecznym, o czym wiesz doskonale, to Tobie, o dziwo, udało się przebyć je bez większych trudów czy przygód, trafiając do Imperium, największego i najbardziej ludnego miasta w całym Oskad, jego nieformalnej stolicy. Cokolwiek się tu wcześniej wydarzyło, musiała być to grubsza akcja, bo widziałaś przynajmniej dwóch Konstabli i tuzin milicjantów Imperium kręcących się po ulicach miasta. Wjeżdżając do niego jedną ze ścieżek widziałaś też wiele świeżych jeszcze mogił, usypanych niedaleko od miasta. -
Rose
Najwyraźniej miała sporo szczęścia, skoro dotarła aż tu bez żadnych problemów. Pozostawało mieć nadzieję, że ten zapas szczęścia nagle się jej nie wyczerpie i będzie mogła w spokoju chociaż odnaleźć Liwiusza.
Stan w jakim zastała miasto mocno ją zaskoczył. Czy była to sprawka Jannet? Nie chyba nie, zresztą nie podejrzewałaby ją o robienie takiej rozróby… Ale z drugiej strony, nie zostałaby ostrzeżona, gdyby ta akcja była lekka… Spięła się cała, po ciele przeszły dreszcze. Bała się w głównej mierze o Liwiusza, nie wiedziała o jego położeniu praktycznie nic… Ruszyła dalej ulicami miasta, sprawdzając czy jej ładunek jest jakkolwiek ukryty przed oczami władz, nie chciała w końcu wzbudzać podejrzeń. Najpierw przejedzie się odrobinę po mieście, licząc że zyska lepszy ogląd sytuacji, a potem posprawdza w jakichś barach czy innych saloonach. -
Milicjanci zajęci byli bardziej kontrolowaniem ludzi niż ładunków, a że Tobie nie mieli do zarzucenia, to zostawili Cię w spokoju. Niestety, ulice Imperium nie powiedziały Ci absolutnie nic, więc zostają rozmaite saloony i inne bary, gdzie będziesz musiała spróbować zasięgnąć języka.