Imperium
-
— Gdzie ją trzymacie? — Zapytała Jannet gwałtownie i twardo. Miała nadzieję, że mimo wszystkiego, Star puści jej ukochaną przyjaciółkę bez większych zobowiązań. Jeżeli nie, to miała nadzieję na to, by choćby dowiedzieć się gdzie ona jest. Jak powtarzał jej ojciec, nadzieja matką głupich.
-
- W dobrych rękach i bezpiecznym miejscu, tak jak obiecałem Ci przed schwytaniem. Nic jej nie będzie, masz na to moje słowo.
-
— Uwierzę, jak ją zobaczę. — Syknęła, po czym powtórzyła pytanie, mniej spokojnym głosem. — Gdzie ona jest? —
-
- Nie, nie zobaczysz. - odparł Star i znów wypchał Ci usta szmatą. - Gdy ostatnio się widzieliście, wpadła w łapska Ubairgów i pewnie by zginęła, gdyby nie banda spotkanych przypadkiem rewolwerowców, bez których byś sobie nie poradziła. Dlatego, dopóki nie wyjdzie z szoku, zostanie ze mną, a później znajdę jej jakieś lepsze miejsce do życia. - dodał i wokół zakneblowanych ust obwiązał szmatę, abyś nie mogła pozbyć się tej, którą Cię zakneblował. - Coś jeszcze? - spytał sarkastycznie, zaciskając pasek tkaniny mocniej z tyłu głowy.
-
W tym momencie Jannet od stóp do głowy był już w całości wypełniona chęcią zemsty na tym pieprzonym skurczybyku… Poddając się emocjom i presji okazji, szarpnęła głową do tyłu, by wyrżnąć prosto w facjatę rewolwerowca, która jak przypuszczała, znajdowała się gdzieś za nią.
-
Nie usłyszałaś charakterystycznego dźwięku łamanego nosa czy wybijanych zębów, ale w coś trafiłaś, bo wyraźnie poczułaś trafienie oraz ból.
- Dlaczego musisz wszystko utrudniać? - zapytał Star, coraz bardziej poirytowanym tonem. - Wciąż mogę oddać Cię Milicji Imperium, zabić, zgwałcić czy zrobić cokolwiek tylko mi się spodoba. Nawet zabrać w najdziksze rejony Wielkich Równin i pozostawić tam na śmierć. Naprawdę tego chcesz? -
Nie mogła mu składnie odpowiedzieć, ale też nie miała zamiaru brać jego słów do siebie, nie mógł jej zastraszyć. Co miała do stracenia, oprócz własnego życia? Nie wierzyła, że jeszcze zobaczy Patricię. Była wściekła na niego i na samą siebie. Tylko prychnęła przez knebel, choć wątpiła, że Star zrozumie z tego coś więcej niż niewyraźny pomruk.
-
Star jedynie poklepał Cię w odpowiedzi po policzku i piersiach, a chwilę później usłyszałaś, jak wbił nóż w burtę wozu, abyś mogła się uwolnić, zgodnie z obietnicą. Krótko po tym tętent kopyt dał Ci znać, że rewolwerowiec i David odjechali.
-
Zrezygnowana, zawiedziona samą sobą, sięgnęła ramionami do tyłu, by rozciąć więzy i uwolnić się z wszystkich sznurów i knebla.
-
Miałaś je związane za plecami, więc ułatwiło to nieco sprawę. Mimo to, pęta były zawiązane solidnie, a Twoje ręce zdrętwiałe po całym tym czasie spędzonym w więzach, więc trochę zajęło Ci rozcięcie wszystkich lin. Dopiero po chwili odpoczynku zdołałaś pozbyć się również tych na nogach oraz szmaty na oczach i knebla z ust.
-
Rzuciła rozcięte liny i szmaty na tył wozu, jakby one same czemuś zawiniły. Jannet musiała zastanowić się, gdzie właściwie jest i gdzie mogłaby się udać. Szukać Stara? A czy on właściwie nie miał racji? Czy z jego pomocą Patricii nie będzie o wiele lepiej? Pewnie, że tak. Do żadnego miasta także nie mogła pojechać, pewnie za zabicie państwowych funkcjonariuszy stawka za jej głowę urośnie jeszcze bardziej. Może powinna odnaleźć miejsce, w którym ostatni raz widziała Bimba? Czy zranili go na tyle, by go zabić? Jannet nie chciała dopuszczać do siebie myśli o śmierci zwierzęcia. Jednak by znaleźć tamto miejsce, musiałaby powrócić do gospodarstwa i stamtąd odtworzyć drogę… Tak, jedynie powrót do gospodarstwa może jej coś przynieść… I pal Cię licho Rose, miałaś rację, jestem do niczego. Pomyślała ponuro Jannet, po czym chwyciła w dłoń lejce i lekko nimi wstrząsnęła. Ruszyła na Równiny, do gospodarstwa.
-
//Zmiana tematu. Zacznę.//
-
Wiewiur:
Choć Wielkie Równiny nie bywają miejscem bezpiecznym, o czym wiesz doskonale, to Tobie, o dziwo, udało się przebyć je bez większych trudów czy przygód, trafiając do Imperium, największego i najbardziej ludnego miasta w całym Oskad, jego nieformalnej stolicy. Cokolwiek się tu wcześniej wydarzyło, musiała być to grubsza akcja, bo widziałaś przynajmniej dwóch Konstabli i tuzin milicjantów Imperium kręcących się po ulicach miasta. Wjeżdżając do niego jedną ze ścieżek widziałaś też wiele świeżych jeszcze mogił, usypanych niedaleko od miasta. -
Rose
Najwyraźniej miała sporo szczęścia, skoro dotarła aż tu bez żadnych problemów. Pozostawało mieć nadzieję, że ten zapas szczęścia nagle się jej nie wyczerpie i będzie mogła w spokoju chociaż odnaleźć Liwiusza.
Stan w jakim zastała miasto mocno ją zaskoczył. Czy była to sprawka Jannet? Nie chyba nie, zresztą nie podejrzewałaby ją o robienie takiej rozróby… Ale z drugiej strony, nie zostałaby ostrzeżona, gdyby ta akcja była lekka… Spięła się cała, po ciele przeszły dreszcze. Bała się w głównej mierze o Liwiusza, nie wiedziała o jego położeniu praktycznie nic… Ruszyła dalej ulicami miasta, sprawdzając czy jej ładunek jest jakkolwiek ukryty przed oczami władz, nie chciała w końcu wzbudzać podejrzeń. Najpierw przejedzie się odrobinę po mieście, licząc że zyska lepszy ogląd sytuacji, a potem posprawdza w jakichś barach czy innych saloonach. -
Milicjanci zajęci byli bardziej kontrolowaniem ludzi niż ładunków, a że Tobie nie mieli do zarzucenia, to zostawili Cię w spokoju. Niestety, ulice Imperium nie powiedziały Ci absolutnie nic, więc zostają rozmaite saloony i inne bary, gdzie będziesz musiała spróbować zasięgnąć języka.
-
Rose
No nic, skoro nie wypatrzyła żadnych jego śladów na ulicy, poszukała pobliskiego baru, uwiązała konia i weszła do niego. W środku rozejrzała się za jakimiś listami gończymi, szukając na nich Liwiusza, a następnie podeszła do baru, zamawiając coś do picia.//Nie wiem co się pija na dzikim zachodzie, dlatego nie dałem dialogu :v // -
Nie trafiłaś do jakiegoś porządnego lokalu, więc barman dał Ci kufel marnej jakości piwa za dwa miedziaki. Listów gończych nie było tutaj, musiałabyś poszukać gdzieś indziej. Nawet gdyby były, to klientela niezbyt wygląda Ci na łowców nagród czy najemników, to bardziej lokalne pijaczyny, kilku górników i rancherów topiących w alkoholu swoje smutki i tym podobne, nieciekawe osoby.
-
Rose
Chyba trafiła do najgorszej speluny jaka była w okolicy… No nic, posiedzi tu jeszcze chwilę, może wparuje tu ktoś warty jej uwagi? W międzyczasie przyglądała się lepiej tutejszym bywalcom, w tym i barmanowi, chyba musi być wśród nich ktoś wyglądający na mądrego… -
Bycie mądrym nie równa się byciu przydatnym, przynajmniej dla Ciebie. Nikt się nie zjawił, Ty zaś dopiłaś piwo i możesz wyjść, chyba że porozmawiasz jeszcze z barmanem, on tutaj był jedynym trzeźwym, nie licząc Ciebie, więc przynajmniej będzie gadać z sensem.
-
Rose
Patrząc na tutejszą klientelę, nawet ktoś wyglądający mądrze mógłby być przydatny… Jeśli nie zapłaciła poprzednio, zrobiła to teraz, wstała od lady i wyszła na ulicę, dowiązując konia. Chwyciła lejce i zaczęła iść po ulicy, szukając wzrokiem czegoś, co z zewnątrz wyglądało na lokal na jej poziomie. Ewentualnie jakiś losowo ujrzany list gończy nie zawadzi.