Imperium
-
Nie usłyszałaś charakterystycznego dźwięku łamanego nosa czy wybijanych zębów, ale w coś trafiłaś, bo wyraźnie poczułaś trafienie oraz ból.
- Dlaczego musisz wszystko utrudniać? - zapytał Star, coraz bardziej poirytowanym tonem. - Wciąż mogę oddać Cię Milicji Imperium, zabić, zgwałcić czy zrobić cokolwiek tylko mi się spodoba. Nawet zabrać w najdziksze rejony Wielkich Równin i pozostawić tam na śmierć. Naprawdę tego chcesz? -
Nie mogła mu składnie odpowiedzieć, ale też nie miała zamiaru brać jego słów do siebie, nie mógł jej zastraszyć. Co miała do stracenia, oprócz własnego życia? Nie wierzyła, że jeszcze zobaczy Patricię. Była wściekła na niego i na samą siebie. Tylko prychnęła przez knebel, choć wątpiła, że Star zrozumie z tego coś więcej niż niewyraźny pomruk.
-
Star jedynie poklepał Cię w odpowiedzi po policzku i piersiach, a chwilę później usłyszałaś, jak wbił nóż w burtę wozu, abyś mogła się uwolnić, zgodnie z obietnicą. Krótko po tym tętent kopyt dał Ci znać, że rewolwerowiec i David odjechali.
-
Zrezygnowana, zawiedziona samą sobą, sięgnęła ramionami do tyłu, by rozciąć więzy i uwolnić się z wszystkich sznurów i knebla.
-
Miałaś je związane za plecami, więc ułatwiło to nieco sprawę. Mimo to, pęta były zawiązane solidnie, a Twoje ręce zdrętwiałe po całym tym czasie spędzonym w więzach, więc trochę zajęło Ci rozcięcie wszystkich lin. Dopiero po chwili odpoczynku zdołałaś pozbyć się również tych na nogach oraz szmaty na oczach i knebla z ust.
-
Rzuciła rozcięte liny i szmaty na tył wozu, jakby one same czemuś zawiniły. Jannet musiała zastanowić się, gdzie właściwie jest i gdzie mogłaby się udać. Szukać Stara? A czy on właściwie nie miał racji? Czy z jego pomocą Patricii nie będzie o wiele lepiej? Pewnie, że tak. Do żadnego miasta także nie mogła pojechać, pewnie za zabicie państwowych funkcjonariuszy stawka za jej głowę urośnie jeszcze bardziej. Może powinna odnaleźć miejsce, w którym ostatni raz widziała Bimba? Czy zranili go na tyle, by go zabić? Jannet nie chciała dopuszczać do siebie myśli o śmierci zwierzęcia. Jednak by znaleźć tamto miejsce, musiałaby powrócić do gospodarstwa i stamtąd odtworzyć drogę… Tak, jedynie powrót do gospodarstwa może jej coś przynieść… I pal Cię licho Rose, miałaś rację, jestem do niczego. Pomyślała ponuro Jannet, po czym chwyciła w dłoń lejce i lekko nimi wstrząsnęła. Ruszyła na Równiny, do gospodarstwa.
-
//Zmiana tematu. Zacznę.//
-
Wiewiur:
Choć Wielkie Równiny nie bywają miejscem bezpiecznym, o czym wiesz doskonale, to Tobie, o dziwo, udało się przebyć je bez większych trudów czy przygód, trafiając do Imperium, największego i najbardziej ludnego miasta w całym Oskad, jego nieformalnej stolicy. Cokolwiek się tu wcześniej wydarzyło, musiała być to grubsza akcja, bo widziałaś przynajmniej dwóch Konstabli i tuzin milicjantów Imperium kręcących się po ulicach miasta. Wjeżdżając do niego jedną ze ścieżek widziałaś też wiele świeżych jeszcze mogił, usypanych niedaleko od miasta. -
Rose
Najwyraźniej miała sporo szczęścia, skoro dotarła aż tu bez żadnych problemów. Pozostawało mieć nadzieję, że ten zapas szczęścia nagle się jej nie wyczerpie i będzie mogła w spokoju chociaż odnaleźć Liwiusza.
Stan w jakim zastała miasto mocno ją zaskoczył. Czy była to sprawka Jannet? Nie chyba nie, zresztą nie podejrzewałaby ją o robienie takiej rozróby… Ale z drugiej strony, nie zostałaby ostrzeżona, gdyby ta akcja była lekka… Spięła się cała, po ciele przeszły dreszcze. Bała się w głównej mierze o Liwiusza, nie wiedziała o jego położeniu praktycznie nic… Ruszyła dalej ulicami miasta, sprawdzając czy jej ładunek jest jakkolwiek ukryty przed oczami władz, nie chciała w końcu wzbudzać podejrzeń. Najpierw przejedzie się odrobinę po mieście, licząc że zyska lepszy ogląd sytuacji, a potem posprawdza w jakichś barach czy innych saloonach. -
Milicjanci zajęci byli bardziej kontrolowaniem ludzi niż ładunków, a że Tobie nie mieli do zarzucenia, to zostawili Cię w spokoju. Niestety, ulice Imperium nie powiedziały Ci absolutnie nic, więc zostają rozmaite saloony i inne bary, gdzie będziesz musiała spróbować zasięgnąć języka.
-
Rose
No nic, skoro nie wypatrzyła żadnych jego śladów na ulicy, poszukała pobliskiego baru, uwiązała konia i weszła do niego. W środku rozejrzała się za jakimiś listami gończymi, szukając na nich Liwiusza, a następnie podeszła do baru, zamawiając coś do picia.//Nie wiem co się pija na dzikim zachodzie, dlatego nie dałem dialogu :v // -
Nie trafiłaś do jakiegoś porządnego lokalu, więc barman dał Ci kufel marnej jakości piwa za dwa miedziaki. Listów gończych nie było tutaj, musiałabyś poszukać gdzieś indziej. Nawet gdyby były, to klientela niezbyt wygląda Ci na łowców nagród czy najemników, to bardziej lokalne pijaczyny, kilku górników i rancherów topiących w alkoholu swoje smutki i tym podobne, nieciekawe osoby.
-
Rose
Chyba trafiła do najgorszej speluny jaka była w okolicy… No nic, posiedzi tu jeszcze chwilę, może wparuje tu ktoś warty jej uwagi? W międzyczasie przyglądała się lepiej tutejszym bywalcom, w tym i barmanowi, chyba musi być wśród nich ktoś wyglądający na mądrego… -
Bycie mądrym nie równa się byciu przydatnym, przynajmniej dla Ciebie. Nikt się nie zjawił, Ty zaś dopiłaś piwo i możesz wyjść, chyba że porozmawiasz jeszcze z barmanem, on tutaj był jedynym trzeźwym, nie licząc Ciebie, więc przynajmniej będzie gadać z sensem.
-
Rose
Patrząc na tutejszą klientelę, nawet ktoś wyglądający mądrze mógłby być przydatny… Jeśli nie zapłaciła poprzednio, zrobiła to teraz, wstała od lady i wyszła na ulicę, dowiązując konia. Chwyciła lejce i zaczęła iść po ulicy, szukając wzrokiem czegoś, co z zewnątrz wyglądało na lokal na jej poziomie. Ewentualnie jakiś losowo ujrzany list gończy nie zawadzi. -
Saloonów było tu sporo, ale nie były wiele lepsze od tego, trzymały średni i typowy poziom tego typu budynków w kolonii. Listów gończych nie rozwieszano byle gdzie, więc trafiłaś aż pod same centrum miasta, nieopodal ratusza i słynnego Pałacu Hoodoo. Tam też znalazłaś tablicę, a niej listy gończe, których było około dwudziestu, a jeden rzeczywiście był wyznaczony na dostarczenie żywcem Twojej znajomej.
-
Rose
Tyle dobrego, że Liwiusza tam nie znalazła, bo o obecności tam Jannet została już ostrzeżona. No, to skoro chociaż tę jedną dobrą wiadomość dostała i znalazła się w centrum, ruszyła do kolejnego losowego saloonu. Bo przecież te w centrum chyba nie mogą być tak niszowe jak tamten, prawda? -
Tak naprawdę to były. Speluny zadowalały najbiedniejszy lub najmniej uczciwych, reszta przesiadywała w zwykłych saloonach, a jedynie nieliczni mieli dostęp do Pałacu Hoodoo, luksusowego saloonu i kasyna, niedostępnego dla zwykłych śmiertelników.
W saloonie, do którego trafiłaś, nie zauważyłaś nic szczególnego: Długi kontuar, barman i szafka pełna alkoholi, stoliki, krzesła, a na nich goście, członkowie lokalnej milicji, mieszkańcy miasta zajmujący się rozmaitym rzemiosłem czy handlem, kupcy spoza Imperium, prywatni ochroniarze, kelnerki, szulerzy grający w kości czy pokera, a wszystko to okraszone dymem z cygar, wonią rozmaitych alkoholi zmieszaną w jedno i rozmowami bywalców lokalu. -
Rose
Podobnie jak poprzednio, podeszła do baru zamawiając jakiś alkohol, whiskey lub coś w tym stylu. Poszukała kogoś wyglądającego jakkolwiek na łowcę nagród, sprawdzając przy okazji czy siedzi z kimś czy samotnie. Może od niego wyciągnie co nieco informacji, podając się za łowczynię?
//A tak serio to w sumie średnio mam plan jak to rozegrać :v // -
//To jeden ze sposobów.//
Większość osób miała tu broń, w sumie nic dziwnego, bo jeśli nie wiedzieliście, kto stworzył ludzi i postawił ich ponad innymi rasami, to z pewnością szeroko dostępne rewolwery czyniły ich równymi, ale na łowcę nagród, czy szerzej najemnika, wyglądał Ci tylko jeden, z jednym rewolwerem za pasem, strzelbą opartą o stolik, przy którym siedział sam, smętnie sącząc whiskey, oraz obrzynem trzymanym na blacie. Jednak to nie arsenał sprawiał, że wyglądał na zawodową strzelbę do wynajęcia, ale blizny na twarzy, ramionach i przedramionach, widoczne dlatego, że miał na sobie skórzaną kamizelkę bez rękawów. Zdawało Ci się, że skąd tę zakazaną gębę kojarzysz, ale nie wiedziałaś skąd.