Dodge City
-
— Dobre i tyle. — Stwierdził James z niemałym żalem, dowiedziawszy się jaką sumę zarobił za tą akcję: — Pięć do Ciebie, piętnaście dla mnie. — Przypomniał Petriemu warunki podziału.
-
- Wolałbym na odwrót, ale jestem już tym cholernie zmęczony, więc dawaj kasę, postaw mi jakiegoś drinka w barze i na tym skończymy współpracę.
-
— Mi pasuje. —Wręczył Petriemu jego część zapłaty i wraz z nim udał się do Alahambry. Tam zamówił dwa drinki z wysokiej półki, jeden dla siebie, drugi dla jego musowego towarzysza.
-
Barman jedynie podniósł lekko brew, pewnie nie spodziewał się tu Ciebie w towarzystwie kogoś takiego jak ten słynny łowca głów, ale bez zbędnych ceregieli nalał Wam obu porcje trunku.
- Cztery srebrniki. - powiedział, gdy Petrie sięgał po swój kieliszek. -
James bez słowa wyłożył podaną sumę na blat. Dzisiaj miał wyjątkową ochotę na coś mocniejszego, w końcu było co świętować. Nie codziennie wychodzi się żywym z takiej jatki.
-
Jeśli chodzi o picie, to przyjdzie Ci się urżnąć w samotności, bo najemnik jedynie wychylił swoją kolejkę i opuścił lokal, nie chciał chyba przebywać tu dłużej, niż to konieczne.
-
Tia. Ciekawe co on miał do roboty, taki sławetny łowca nagród? Na pewno więcej niż James, który z tej całej przygody wyszedł niemalże z stratą. Zamówił jeszcze jedną kolejkę.
-
Tia. Ciekawe co on miał do roboty, taki sławetny łowca nagród? Na pewno więcej niż James, który z tej całej przygody wyszedł niemalże z stratą. Zamówił jeszcze jedną kolejkę.
-
Barman nie pytał, barman rozumiał i napełnił Twoją szklankę. No i chciał zarobić, w końcu za jednego takiego drinka żądał aż dwóch srebrników.
-
Upił prędko swój kieliszek i odstawił go. Tym razem zamówił coś tańszego, byle by mógł się zapić, ale nie za zaporową cenę.
-
Najzwyklejsze w świecie piwo brzmiało jak plan, zwłaszcza że za pełny kufel musiałeś zapłacić tylko pięć miedziaków.
-
A więc piwo było planem i to dobrym planem. Porzucił drogie drinki i teraz zamówił piwo.
-
Nie tak dobre, ale tańsze i bardziej swojskie… Całą wypłatę masz zamiar przepierdolić na uchlanie się w saloonie? Dość dobry plan.
-
Tak, James miał zamiar całą swoją wypłatę przepierdolić na uchlanie się w… Moment.
James miał zamiar całą swoją wypłatę przepierdolić na uchlanie się w saloonie. Nie taki był plan. Dopił ostatnie piwo z tych, które zamówił i chwiejnie wyszedł z baru, kierując się do mieszkania jakie wynajmował w Dodge. -
Dotarłeś tam, choć nie bez przeszkód, alkohol zrobił swoje. W środku było pusto, a nie licząc cienkiej warstwy kurzu na kilku meblach, jakie posiadałeś, nic się tutaj nie zmieniło od Twojej ostatniej wizyty.
-
Zaległ na łóżku i wtulił głowę w materac. Nie miał zamiaru podnosić się z leżyska przez następne kilka godzin.
-
I tak też się stało. Gdy się obudziłeś, na zewnątrz była już ciemna noc.
-
Nawet jego własny sen lubi płatać mu figle, budząc go w środku nocy. Wybornie. Gdy podnosił się z łóżka, poczuł jak jego żołądek upomina się o porcję pożywienia, bo faktycznie Szuler nie jadł wiele od czasu powrotu z Kanionu. Westchnął i sprawdził czy miał choć trochę drewna, którym mógłby napalić w piecyku.
-
Było drewno, był również węgiel, a także woda i różne rodzaje jedzenia, którymi mógłbyś zaspokoić swój głód, jak wołowina, wieprzowina, drób, ser, chleb i wiele warzyw.
-
Podrapał się po głowie. Skąd w jego mieszkaniu mogły się wziąć zdatne warzywa? Nie przypominał sobie by w ostatnim czasie je kupował. Chyba, że był jednym z tych, którzy po pijaku nie zajmowali się czymś tak popularnym jak tańczenie nago przed pałacem Hoodoo albo bicie najbliższych, tylko dla odmiany odwiedzali warzywniak.