Nowy Jork
-
-
-
Kuba1001
Antek:
//Burza śnieżna na Grenlandii zakłóciła transmisję. Teraz już wszystko dobre, bez odbioru.//
‐ Cóż, właśnie tak wygląda ta wojna o przetrwanie, którą tu wszyscy toczymy… ‐ odparł mężczyzna, marszcząc czoło i układając dłonie w piramidkę. ‐ Mógłbym Ci pomóc, ale bez rozkazów i zezwolenia z góry dam Ci co najwyżej dwóch żołnierzy, o których wypadzie zapomnę wspomnieć w raporcie, zrozumiano?
Ray:
Najwidoczniej Zombie postanowiły zapolować też na Ciebie, bo gdy wykańczałeś jakiegoś samotnego Szwendacza, nagle zauważyłeś trzech Sprinterów gnających w Twoją stronę. -
antekk5
‐ Zrozumiano. ‐ odpowiedział, po czym zadał pytanie.
‐ Czy mógłbym udać się do zbrojowni i wziąć jakieś granaty bądź pistolet maszynowy? Wolałbym mieć jakiś ekwipunek dorównujący mojemu wsparciu oraz mieć zwiększone szanse, że wszyscy wrócimy cali lub z mniej poważnymi urazami, aniżeli być pod ciężkim ostrzałem wroga i strzelać jedynie z pistoletu, podczas gdy moi kompani mogą nie żyć i być nieźle ode mnie oddaleni. -
-
Kuba1001
Antek:
Skinął głową.
‐ Zaczekaj przed wejściem do posterunku, przyślę tam moich ludzi ze sprzętem dla Ciebie. Gdy, albo o ile, wrócicie, powinienem mieć już wytyczne z góry.
Ray:
To, że straciłeś cztery naboje, które są tu na wagę złota, ponieważ raz spudłowałeś, a każda kolejna kulka trafiła już w cel. Poza tym hałas mógł zwabić, i najpewniej zwabił, okoliczne Zombie. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Jak się okazało, byli to Ci sami żołnierze, którzy niemalże zastrzelili Cię przed wejściem, prowadząc przy tym bardzo pasjonującą dyskusję. Jeden z nich wręczył Ci dwa granaty odłamkowe, a drugi pistolet maszynowy, konkretniej HK MP5 i dodatkowy magazynek.
Ray:
Idąc dalej, zobaczyłeś na horyzoncie idące w Twoją stronę postaci, zbyt wyprostowane i o równym chodzie jak na zwykłych Zdechlaków. -
-
-
Kuba1001
Antek:
‐ Odkąd przysłali nas tu na posterunek, żeby zluzować podziurawioną jak sito załogę, która obsadzała go wcześniej, nie wyściubiliśmy stąd nosa, także nie znamy okolicy w ogóle. ‐ odparł jeden z żołnierzy.
‐ Ta. Ty prowadź, my strzelamy. ‐ dodał drugi, kręcąc popisowego młynka swoją bronią.
‐ Oho. ‐ mruknął tamten. ‐ Patrzcie go! Znalazł się, John Pie**olony McClane.
Ray:
Oni nie byli nastawieni tak przyjaźnie, jak Ty. Nie ma co się im dziwić, zaufanie bywało towarem bardziej deficytowym niż amunicja, a oni woleli przeżyć niż zaufać z miejsca jakiemuś szerzącemu się kolesiowi. Dlatego wszyscy czterej wycelowali w Ciebie broń. Dopiero z bliska zauważyłeś, że są bardzo dobrze wyposażeni, bo w karabinki szturmowe i pistolety maszynowe, a w kaburach przy pasie tkwiły pistolety i noże bojowe. Mieli kompletne mundury armii amerykańskiej, ale własnoręcznie ozdobione motywami czaszek, piszczeli i tym podobnych, oraz opaskę z wymalowaną w narodowe barwy USA literą L na ramionach.
‐ A ten skąd się urwał? ‐ zapytał jeden z żołnierzy swoich kompanów.
‐ Na pewno nie jest stąd. Co nie, młody? ‐ dodał inny, zwracając się bezpośrednio do Ciebie. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Ray:
‐ Fanatycy, Szarańcza, Kartel, Bandyci i reszta tego ścierwa, którego jest tu pełno. Wymieniać dalej czy przestaniesz udawać głupa?
Antek:
Po drodze natrafiliście na tylko jednego Zombie, którego tamci zatłukli kolbami pistoletów i gołymi rękoma. Choć to nie sprawiało im żadnej trudności, to mieli jednak obawy przed wejściem do kanałów, nawet pomimo masek przeciwgazowych na twarzach. -
-