Londyn
- 
- Kurwa. Cokolwiek ich zabiło, jest na górze i właśnie mogę zostać jego kolejną ofiarą. - pomyślał zdenerwowany i strzelił dwa razy z Glocka w sufit. Gdy to zrobił, spróbował uciec do metalowych drzwi. 
- 
Ilu grało w karty? 
- 
Antek: 
 Trafiłeś, a to coś spadło z sufitu. Poznałeś tego Zombie, nazywali to Wampirem ze względu na fakt, że miały dziwne nosy, podobne do tych, jakie mają nietoperze, czerwone oczy, były aktywne nocą, miały wielkie kły i żywiły się nie mięsem, a krwią. Ten konkretny był opity jak kleszcz, krew, której nie zdołał przetrawić, wylewała się z ran na brzuchu, gdzie trafiły Twoje kule. Gdy biegłeś do wyjścia, słyszałeś kolejne spadające ciała, a zamykając drzwi dostrzegłeś w sumie tuzin innych Wampirów. Na szczęście były najedzone, nie musiałeś obawiać się ich ataku, zwłaszcza że były dość powolne i ospałe.
 Vader:
 Były łącznie trzy grupy grających, każda przy innym stoliku. W jednej było tylko trzech graczy, w pozostałych po pięciu.
- 
- No żesz kurwa mać, a mogłem wziąć strój łowcy czarownic i drewniane kołki! - pomyślał, po czym zaczął szukać czegoś, co mogłoby się nadać na barykadę na wypadek, gdyby Wampiry jednak zdecydowały się na atak. 
- 
Same drzwi były wystarczająco solidnie, zamknięcie ich od zewnątrz powinno załatwić sprawę. 
- 
Skoro zabezpieczył się z dwóch stron, to w spokoju będzie mógł coś zjeść. Wyciągnął z plecaka puszkę zupy i chwilę ją potrzymał nad ogniskiem, żeby zrobiła się ciepła. 
- 
Trwało to kilka minut, a nie było to zbyt komfortowe przygotowywanie posiłku, ponieważ towarzyszyły mu odgłosy uderzenia pięściami i skrobania pazurami o metalowe drzwi. 
- 
Otworzył puszkę zupy i zaczął jeść najszybciej jak może, przy okazji próbując się nie zakrztusić. Gdy skończył, wyciągnął Glocka i wycelował w drzwi. 
- 
Potwory wciąż się przez nie przebiły, a Ty nie masz pewności, czy zrobiłaby to kula, gdybyś spróbował teraz wystrzelić ze swojej broni. 
- 
Wciąż celował w drzwi. Nie wiadomo, przez ile metalowe drzwi się jeszcze utrzymają. 
- 
Zbliżył się do jednego ze stolika. 
 -Długo już tutaj gracie?
- 
Antek: 
 Wystarczająco długo, że Wampirom znudziło się uderzanie w nie, bo dźwięki ucichły.
 Vader:
 - A co? - zapytał jeden, jako jedyny podnosząc na Ciebie wzrok zza swoich kart.
- 
Odetchnął z ulgą i schował Glocka do kieszeni. Sprawdził, ile drewna jeszcze zostało, bo mógłby przygotować kolejną barykadę, umieszczoną przy metalowych drzwiach na wypadek, gdyby Wampiry znowu odzyskały entuzjazm do nawalania w drzwi. 
- 
Drewna zostało co najwyżej na ognisko czy kilka kolejnych pochodni, nie masz co myśleć o tym, aby barykadować drzwi. 
- 
- A to, że szefuncio w Londynie kazał zebrać mi mężczyzn na kolejną misję. I mam nadzieję, że dobrze trafiłem. 
- 
Spróbował wyjrzeć przez okno i sprawdzić, co się dzieje na zewnątrz. 
- 
Vader: 
 Żołnierz prychnął pod nosem.
 - Ta, już to widzę. Co to niby za misja?
 Antek:
 Zapewne noc, ciężko stwierdzić po tym, jak zabarykadowałeś je przy użyciu mebli.
- 
- Dosyć istotna, skoro sam mam wybierać ludzi - uciął pytanie. 
- 
Żołnierz rzeczywiście zamilkł, oczekując na jakieś szczegóły, podobnie jak reszta. Teraz już tylko podoficerowie zgrupowani przy jednym ze stolików grali dalej, ich najwidoczniej nie obchodziła ta cała misja. 
- 
- O wszystkim powiadomię zainteresowanych przed wyruszeniem. Mam już Technika, Komandosów i Medyka, Snajper może być, albo nie być, z nim nie wiadomo. Wy zapewnilibyście siłę ognia. 
 


