Moskwa
-
— Pff. — Potomkin po raz pierwszy od długiego czasu szczerze parsknął śmiechem. — Brzmi jak dobry biznes. Plotki, których nie da się udowodnić w jedną lub drugą stronę, a kucharz będzie trzymał kasę wiecznie.
-
- Raz na miesiąc Araszko bierze od niego listę i po kolei wszystkie dementuje lub potwierdza, chyba że coś jest bardzo niewygodne. I wtedy można coś wygrać, ale i tak kucharz i sam Araszko dostają z tego najwięcej.
-
— Ta… Rozumiem. — Żachnął się. — Zobaczymy. Może sam wezmę w tym udział. A ty, Kostia? Czy masz mądrzejsze sposoby na marnowanie żołdu? — Spojrzał na towarzysza.
-
- Wódka, zagryzka, wczasy na Krymie. - skomentował krótko, a jeden z żołnierzy parsknął śmiechem.
- Uwierz mi, że dziś Krym to najgorsze miejsce na wczasy: Nasi, Rosjanie, którzy się z nami tłuką, Ukraińcy, którzy tłuką się z nami i z nimi, a nawet Turcy, którzy tłuką każdego, kto popadnie. Niezły pierdolnik, ot co. - skomentował. -
— Szkoda. — Mruknął. — Zawsze chciałem na emeryturę wybrać się do Odessy, ale chyba się nie doczekam.
-
Ten post został usunięty!
-
- Bez przesady, nasi mówią, że jeszcze dwa, trzy lata, i wygramy wszystkie te wojenki, więc może dożyjesz?
-
— Synu. — Potomkin spojrzał na żołnierza wzrokiem, który w szczelinie przyłbicy nie ukrywał niczego, a tylko zmęczenie. — Zbyt wiele razy w życiu słyszałem, że jeszcze rok, dwa i będzie po wszystkim. Teraz nie będzie inaczej.
-
- W coś trzeba wierzyć. - mruknął ponuro, jakby i jemu udzielił się twój ponury nastrój.
//Jeśli chcesz o coś zapytać albo o czymś pogadać to śmiało, jeśli nie, to napisz po prostu, że czekał, i w następnym poście jesteśmy na miejscu.// -
Czekał.
// Szybko, szybko. //
-
Wasz nowy przydział niewiele różnił się od poprzedniego, przynajmniej na pierwszy rzut oka, mianowicie dawne ulice, place i chodniki zryte były okopami, które wzbogacono o przeszkody dla czołgów, pola minowe, zasieki i rozmaite pułapki. Okopy były jednak bardziej rozbudowane, przypominało ci to nie nowoczesne pole bitwy czy nawet Afganistan, ale bardziej jakieś pole bitwy z czasów I wojny światowej. W okopach i bunkrach było gwarno, kręciło się tam wielu żołnierzy, zajętych przeważnie wypatrywaniem oczu na przedpolu linii obronnych, czyszczeniem broni, budową kolejnych min i innych improwizowanych ładunków wybuchów i tak dalej. Wy jednak skręciliście w prawo, mijając linię frontu. Tyły były o wiele przyjemniejszym miejscem, zwarta zabudowa, tak stara jak i zupełnie nowa, zawierała kantynę, baraki, garaże, warsztaty, zbrojownię i wiele więcej. Was wysadzono na błotnistym placu po środku tego wszystkiego.
- Zameldujcie się tam. - poradził tobie i twojemu kompanowi jeden z towarzyszących wam do tej pory żołnierzy i odszedł do swoich spraw. Budynek, o którym była mowa, był najbardziej imponujący ze wszystkich, mogłeś się tylko domyślać, czym był przed apokalipsą i wojną, ale już na pierwszy rzut oka wyglądał na miejsce zamieszkania dowódcy. -
“Dobry dupiastego początek. Który to już raz z kolei?” Zapytał samego siebie. Nie tak, by miał siłę, by temu zaprotestować. Trudno byłoby mu bez tego żyć.
Skinął głową na towarzyszy, po czym raźnym marszem poszedł do budynku. -
Konstanty ruszył za tobą, bo i jego cała sprawa dotyczyła. Już przed wejściem zauważyliście pewną zmianę, mianowicie mijani wcześniej żołnierze byli brudni, nieogoleni, odziani w coś, co tylko umownie można nazwać mundurami. Za to ci pilnujący wejścia do budynku odziani byli tak, jak przed apokalipsą nosili się żołnierze elitarnego Specnazu, w czarne mundury, hełmy, kamizelki kuloodporne, a i uzbrojeni byli niezgorzej, każdy miał pistolet w kaburze, nóż bojowy, kilka granatów i nowoczesny karabinek z rodziny AK. Popatrzyli na was, ale pozwolili wejść, najwidoczniej uprzedzeni o waszym przybyciu. Z kolei w środku zastaliście coś, czego byście się w ogóle nie spodziewali, czyli ład i czystość. Kimkolwiek był ten Araszko, musiał rzeczywiście być kimś, bo na utrzymanie tego budynku w takim stanie potrzebny byłby co najmniej batalion sprzątaczy.
-
Potomkin powstrzymał samego siebie przed gwizdnięciem z wrażenia. Od czasu, gdy wszystko jebło na łeb na szyję, rzadko kiedy widywał takie pałace. Ten cały Araszko nie miał lepszych pomysłów na marnowanie zasobów?
W każdym razie rozejrzał się dookoła, chcąc dowiedzieć się, gdzie jest to miejsce, gdzie mieli się zameldować. -
Mogłeś zapytać goryli na zewnątrz, bo tutaj nie widziałeś nikogo, kto mógłby udzielić ci rady.
- Ja bym poszukał na górze. - powiedział Konstanty. - Szychy zawsze siedzą na górze. - dodał, wskazując na spiralnie skręcone schody, które z lewej i prawej otaczały ścianę przed wami, a którymi wejść można było na piętro. -
— Hmph. Dobrze kminisz. — Mruknął w odpowiedzi i nie zwlekając zbyt długo, udał się schodami na górę.
-
Wyżej panował równie wielki porządek jak na dole, co wciąż było przyjemnym zaskoczeniem. Tam też w końcu panował jakiś ruch, widziałeś bowiem pomieszczenia pełne ludzi, w których ciągle nad czymś dyskutowano, pisano, komunikowano się z innymi, tak z pomocą telefonów, jak i starych telegrafów, w dzisiejszych czasach ciężko o dobry, przedwojenny sprzęt, zwłaszcza tutaj. No i do telegrafów nie da się włamać, jak mówił ci kiedyś jeden z oficerów politycznych.
- Wy do szefa? - usłyszeliście zza swoich pleców, gdy wałęsaliście się po piętrze już jakiś czas. -
Potomkin odwrócił się całą osobą, by zobaczyć kto za nimi stoi.
— Zameldować się. -
- Aaa, no tak. - powiedział młody mężczyzna z eleganckim wąsikiem, ubrany w czysty i uprasowany mundur. - Bohaterowie wojenni. Stary czeka na was od godziny. Chodźcie, zaprowadzę was. - dodał i minął was obu, idąc korytarzem dalej.
-
Potomkin spojrzał na Kostię i wzruszył ramionami. Ten, który wszystkim tutaj trzęsie, chce ich zobaczyć. Będzie grubo. Poszedł za wąsikiem.